[Rozdział z perspektywy waszego ulubionego przystojniaka - Syriusza Blacka, czyli mnie]
Siedziałem na eliksirach z werwą machając nogami.
- Remus przyjacielu nudzę się - nachyliłem się i zerknąłem do jego kociołka. Zielony szlam bulgotał przerażająco głośno. - Co to ma być? Odżywcza zupa ciotki Jane?
Chciałem coś dodać o tym, że nawet eliksir Petera wygląda lepiej, ale stwierdziłem, że to niepotrzebna złośliwość.
- Syriusz. - Remus przybrał swój zdenerwowany głos, którego używa zawsze, gdy nieco podniesiemy mu ciśnienie. - Nigdy nie zrozumiem jak ty to robisz. Obijasz się całą godzinę, a...
- Po prostu wrodzony talent. - Wzruszyłem ramionami i ściszyłem głos do konspiracyjnego szeptu.
- A gdzie jest Rogaś, co? Nie spotkałeś go? Nie? A ty Glizduś? - i widząc zmartwioną minę przyjaciół od razu dodałem.- Miał zasadzić parę pułapek na ślizgonów z samego rana, czy tam po śniadaniu. Chyba trochę się zasiedział.
- A nie masz mapy?
- Ciiiszej. Jakbym miał to bym sprawdził. Zabrał ją ze sobą.
- A co jak go przyłapali?
- Dajże spokój przyjacielu, James jest w stanie załatwić ich wszystkich jednym zaklęciem.Mówiąc to może nie byłem do końca pewny, ale gdybym teraz zaczął panikować dwójka moich przyjaciół oszalała by ze stresu. Wdech, wydech. James pewnie znalazł coś szalenie interesującego, może jakiś tajemniczy korytarz, którego nie mamy na mapie? A może zmartwiły go ostatnie słabe wyniki naszej quidditchowej drużyny i zafrasowany siedzi i knuje jak jeszcze przed świętami rozwalić ślizgonów.
Mój eliksir był już praktycznie skończony więc z rozkoszą przeglądałem się sobie w jego lustrzanej powłoce. Mm, Syriusz codziennie wyglądasz pięknie, ale dziś to już chyba przesadziłeś. Poprawiłem niesforny loczek, który zwykle błąka się samotnie na mym perfekcyjnym czole i zerknąłem w stronę Wendy.
Blondynka mieszkała zawzięcie w kociołku z lekko zmrużonymi brwiami. Wygladała tak pięknie, że miałem ochotę przy wszystkich przyprzeć ją do ściany i namiętnie pocałować.
W kieszeni szaty ciążył mi pędzelek, który zgubiła na korytarzu.Wydarłem kawałek kartki z pergaminu z notatkami z zajęć (Remus spojrzał zniesmaczony i wywrócił oczami) i naskrobałem na niej krótką wiadomość.
„Spotkajmy się po zajęciach w tym miejscu, z którego ostatnio uciekłaś. Proszę. SB"
Po chwili namysłu nabazgrałem pod spodem uśmiechniętą psią buźkę i za pomocą różdżki, oczywiście schowanej pod stołem, przekazałem dziewczynie liścik.
Remus szturchnął mnie ramieniem i rzucił pytające spojrzenie, a ja go zignorowałem wbijając wzrok w Wendy. Rozwinęła kartkę papieru i prawie automatycznie zgniotła ją i schowała do kieszeni szaty jakby nigdy nic. Nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem! Intensywnie wpatrywałem się w jej profil licząc, że poczuje na sobie mój palący wzrok, a ona nic.
- Uuu. Chyba wpadłeś po uszy Łapo. - Remus wyszeptał mi to do ucha tak uwodzicielskim tonem, że aż przeszedł mnie dreszcz.
- Co? Że co?
- Widziałem jak zareagowałeś jak James chciał ją zeswatać z - tu wskazał głową na Glizdka. Mówił to wszystko bardzo cichym tonem, ale i tak wydawało mi się, że o wiele za głośno. W końcu za nami siedziała Katerina! A ja dalej nie potrafiłem się zdecydować, która z nich podoba mi się bardziej. Aniołek kontra diabełek. Jak ja mam podjąć decyzję?
- Nie wiem o czym mówisz... pajacu ty.
- Pajacu?
- Evans niedawno nazwała tak Rogasia... spodobało mi się. Całkiem słodkie, nie uważasz? A zreszta, skoro o słodkim... próbowałeś tych czekoladowych babeczek na śniadaniu? Majstersztyk, nie uwierzysz, ale podobno zrobili je z FASOLI... chcą dbać o naszą linię czy...
- Zmieniasz temat na słodycze, bardzo sprytnie. Chyba nie liczysz się z tym, że mnie oszukasz, przyjacielu. - Remus pokręcił głową z dezaprobatą. - tak łatwo ci nie odpuszczę. Wiesz, że Lily nie byłaby zadowolona, że chcesz skokietować jej przyjaciółkę, a przecież wiesz jak groźna potrafi być.
CZYTASZ
Koniec psot! - czyli Huncwoci rozrabiają
FanfictionTasiemiec. :3 Luźna interpretacja tego, co działo się podczas szkolnych lat Lily Evans i Huncwotów.