4. Wendy

2.1K 215 12
                                    


[z perspektywy Wendy Williams  - najbardziej niezręcznej osoby jaką znał Hogwart, czyli mnie  ]

Siedziałam sama w ciemnej, zamkniętej łazience w środku nocy. Po mojej prawej stronie stała tylko gruba świeczka, dająca słabą strużkę światła, która oświetlała moją nogę. Moje uda były przerażających rozmiarów, a przynajmniej ja je tak widziałam.
Dzisiaj znowu nawaliłam. Relacje towarzyskie zdecydowanie nie są dla mnie. Moi przyjaciele... bliscy znajomi uważali mnie za dziwaczkę. Zresztą słusznie. Tylko moja kochana Lily traktowała mnie względnie normalnie. W ręce trzymałam kilka kolorowych mazaków. Wzięłam czerwony i zaczęłam pisać na samej górze swojego uda słowa oddające moją dzisiejszą postawę. Pokraka, obżartuch, kretynka. Gdy już skończyłam mój codzienny rytuał, pisaki schowałam do kosmetyczki. Zdmuchnęłam świeczkę, na paluszkach przeszłam przez pokój i wskoczyłam do łóżka. 


*

Rano obudził mnie radosny krzyk Lily.
- WENDY, pobuuuuuudka! Już poniedziałek, czas na lekcje! Pierwsze są eliksiry, super, nie?Lily uwielbiała eliskiry, co się w sumie dziwić skoro była najlepsza. Przetarłam zmęczone oczy i podniosłam się na łockiach.
- Lil, musisz snuć tak ponure wizje od samego rana?

Rudowłosa zaśmiała się promiennie, skoczyła na moje łóżko i przytuliła mnie mocno. Była już ubrana i miała pomalowane rzęsy. Była tak ładna, że nawet nie musiała robić dużo, by wyglądać niczym hollywodzka gwiazda.
- Gdzie jest Alice i ta nowa?
- Alice od samego poranka czatuje na Franka Longbottoma przed Wielką Salą. Ostro ją złapało, co nie? A tej nowej noga chyba nigdy nie postała w tym dormitorium, zauważyłaś? 
Prawda. Wprawdzie jesteśmy tu dopiero o czwartku, ale jeszcze nie widziałam z bliska tej dziewczyny. Nie żeby mi to przeszkadzało, nie jestem zbyt dobra w poznawaniu nowych przyjaciół, ale byłam ciekawa o co chodzi. 

Po wyszykowaniu się i wyśmianiu przez Lily mojej stylizacji ('Wendy, ale po co ci obroża?' ' To nie obroża Lila ty ignorantko, to choker!') poszłyśmy w końcu do Wielkiej Sali na śniadanie. Wszyscy już siedzieli i się objadali. Dwa ostatnie miejsca zostały tylko między Remusem Lupinem a Syriuszem Blackiem. Lilka z uśmiechem poleciała usiąść obok tego pierwszego, rozumiem ją całkowicie, w końcu są bardzo bliskimi przyjaciółmi. Mnie zostało więc wziąć się w garść i usiąść obok szkolnego podrywacza. Jestem kompletną ofermą jeśli chodzi o kontakty z płcią przeciwną... Wychowała mnie tylko ciotka- szalona, wojująca feministka, która nie miała najlepszych kontaktów z mężczyznami. (Miała sprawę w sądzie o założenie pułapki w łazience swojego byłego chłopaka, nasączyła jego papier toaletowy eliksirem powodującym świąd i biedaczyna nie mógł wytrzymać chwili bez piszczenia i drapania się po tyłku.) Także więc wyrosłam na aspołeczną niemotę. Starając się pozostać niezauważona usiadłam obok Blacka i miałam w planie nałożyć sobie małą porcję jajecznicy, gdy szturchnęłam ramieniem pijącego właśnie Syriusza i w efekcie chłopak oblał się sokiem z dyni. Spojrzałam na niego przerażona. Teraz to już na pewno będę musiała nawiązać konwersację. 
- Williams, co ty wyprawiasz?! - burknął oburzony chłopak, który już zdążył osuszyć szatę różdżką.

Otworzyłam usta i szybko je zamknęłam przegryzając delikatnie.
- Ja... przechciałam... znaczy się.. nie chciałam, przepraszam.
Podniósł wysoko brwi i uśmiechnął się uwodzicielsko, że aż poczułam jeszcze większy ucisk w gardle.
- Zawsze uważałem cię za dziwaczkę, ale w sumie jesteś dość urocza.

ŻE CO? Syriusz Black, chłopak, który przez ponad pięć lat nabijał się z mojej niezdarności, drżącego głosu w kontaktach międzyludzkich i reszty moich widocznych wad, nagle mówi mi, że jestem urocza?! To było dla mnie za wiele, także wstałam z obojętną miną i prędko opuściłam Wielką Salę słysząc tylko za sobą oburzony głos Lily krzyczącej na Blacka.

Postanowiłam odpuścić sobie eliksiry. Skoczyłam tylko do dormitorium po szkicownik i pare ulubionych ołówków i już po chwili siedziałam na błoniach delektując się ciepłem wrześniowego słońca. 

Planowałam narysować jakiś kawałek hogwardzkiej przyrody, ale wśród myśli błąkała mi się przystojna twarz pewnego Huncwota, który w przeszłości sprawił mi tyle przykrości. Mój mózg zgrał się z ręką i powoli odtwarzałam jego rysy na kartce papieru. Rysując przenosiłam się w inny wymiar, umiałam zapomnieć o wszelkich sprawach codzienności. Byłam tylko ja i mój rysunek. 
Nie byłam pewna ile czasu minęło, gdy ktoś dotknął mojego ramienia i wyjął mi szkicownik z rąk. Odwróciłam się i zobaczyłam tę nową dziewczynę z Bułgarii. 
- Ty to narysowałaś? Chyba nie bujasz się w Blacku, co?
- Nie. - burknęłam patrząc na nią spode łba.
- Jestem Katerina. - dziewczyna wyłożyła papierosa do ust i zapaliła go. Nie lubię zapachu papierosów, moje włosy szybko nim przechodzą i czuję go potem przez wiele dni. Odwróciłam się więc, zabrałam jej moją własność i skierowałam się do zamku.
- Nie radzę, Wendy. - Katerina miała dość niski głos jak na dziewczynę, charakteryzowała go lekka chrypka. Zdziwiłam się skąd zna moje imię. -  Black i jego kumple zaczarowali zbroje w zamku tak, by klepały po tyłkach wszystkie uczennice. Oni tak zawsze?

Uśmiechnęłam się na myśl o wielkich, topornych zbrojach ganiających biedne hogwartczanki.
- Od pierwszej chwili, gdy przekroczyli te mury. - dziewczyna rzuciła mi zdziwione, pytające spojrzenie. - Black i James Potter poznali się już w pociągu, przez tę krótką podróż zdążyli się zaprzyjaźnić i dopracować ich pierwszy, zboczony plan. Tata Jamesa też był takim kawalarzem i tuż przed przyjściem do Hogwartu nauczył Jamesa zaklęcia, które sprawia, że nietoperze robią co chcesz No i na uczcie powitalnej nietoperze wleciały paru dziewczynom pod spódniczki. - przemilczałam fragment, w którym piszczę tak głośno, że zbijam większość szklanek w sali i po raz pierwszy robię z siebie kretynkę. 
Katerina zaśmiała się szczerze.
- A to mali zbereźnicy. 
- Podobno dostali najszybszy szlaban w historii Hogwartu. - uśmiechnęłam się przyjaźnie. Dziwne, ale rozmawiało mi się z dziewczyną wyjątkowo dobrze. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek tak się rozgadałam(tak, dla mnie to rozgadanie) przy kimś obcym. 
- No, cóż. Wracając do zbroi, one w sumie nie były takie złe. Ale kiedy jedna klepnęła w tyłek tą twoją rudą koleżankę to rozpętało się piekło...
Jęknęłam. Już sobie wyobrażam jak Lilka, której akurat niewytłumaczalnie spóźnia się okres (przez co jest raczej w złym humorze...), miota zaklęciami albo pięśćmi w Jamesa Pottera...


*

Cześć. :3 Mam nadzieję,  że moja Wendy was nie zanudziła. Kolejny rozdział już niebawem:)

Koniec psot! - czyli Huncwoci rozrabiająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz