12. [prawie] Wszyscy cz. 2

1.3K 180 12
                                    

[Z perspektywy Lily]

Prawa noga, lewa noga, boczek w boczek, hophophop. Nie umiem tańczyć bez ględzenia sobie w głowie - ot, taka ze mnie dziwaczka. 

Złapałam moją słodką Wendy w ramiona i obie zakręciłyśmy się tak, że upadłam tyłkiem na podłogę, a Wendy na mnie, wbijając mi w brzuch swoje chude kości miednicy. Oj, muszę z nią pogadać o tym odchudzaniu, bo to już lekka przeginka! Zaśmiałyśmy się wesoło, ale przestało nam być do śmiechu, gdy upadł na nas Syriusz z jakąś wyuzdaną Krukonką. Biustem wycelowała prosto w mój nos. Z obrzydzeniem odepchnęłam ją, lekko chwiejąc się wstałam i podałam rękę Wendy. Spojrzałam w dół, na wylegującego się Łapę. 

- Następnym razem uważaj, ty... smrodzie ty.
- Następnym razem będę celował łokciem w twój krzywy nosek, marchewo!

Black posłał mi łobuzerski uśmiech, a ja zmrużyłam oczy i zaśmiałam się. Lubię wymieniać z nim kąśliwe uwagi, skutecznie poprawia mi to humor. 
Już miałam kierować się ku stołowi pełnemu przekąsek, by napełnić mój, spragniony czegoś słodkiego, brzuch, no ale nie było mi to dane! Pewien chłopak o kruczoczarnych włosach złapał moją dłoń, ucałował lekko pochylając się i spytał irytująco miłym głosem:

- Mogę prosić do tańca?
Westchnęłam.

- Niech ci będzie, Potter!

[Z perspektywy Jamesa]


Rudowłosa piękność zniknęła za drzwiami wielkiej sali, by 'przypudrować nosek'. Wiedziałem, że to tylko marna wymówka, by uciec z mych ciasnych objęć, aczkolwiek w tej chwili nie interesowało mnie to. Lily Evans spędziła w moich ramionach dokładnie 274 sekundy. Niepełną piosenkę. Najlepszą niepełną piosenkę mojego życia. Wciąż czułem w nozdrzach jej słodką woń i widziałem oczyma wyobraźni jej znudzone, zielone oczy patrzące z lekka nieśmiało gdzieś poniżej linii mojej brody. 

Ktoś brutalnie przerwał mi stanie bez ruchu uderzając mnie jakąś kończyną w brzuch.

- Potter, leć szukać Evans, bo ktoś ci ją sprzątnie! - Frank Longbottom mrugnął cwaniacko okręcając jakąś dziewczynkę przebraną za wielką mandragorę. 

- Tak? Tobie ktoś Alice już sprzątnął. - Co prawda, Alice tańczyła tylko z jakimś małym chłopcem z sierocińca, ale to lekkie kłamstwo było warte zobaczenia spanikowanej miny chłopaka.
By uniknąć jego oburzenia i przekleństw pośpiesznie pobiegłem do stołu z przekąskami. Nie chciałem teraz szukać Evans, o nie nie. Pewnie odreagowuje spotkanie bliskiego stopnia ze mną, a ja nie chcę jeszcze umierać, więc lepiej chwilkę poczekać.  Stół uginający się od pyszności z pewnością zwabi rudą łakomczuszkę, a i ja chętnie coś zjem.

Wepchnąłem sobie dyniową babeczkę do buzi, udając, że słucham jakiejś dziewczyny, która właśnie zaczęła mnie kokietować. Uśmiechałem się do niej miło i odpowiadałem półsłowkami na jej głupawe pytania. Chyba była krukonką, bo to co mówiła miało jakiś tam sens, ale kompletnie nie dorównywała Evans. 

[ Z perspektywy Remusa]

Party Hard! Siedziałem wraz z uroczym Flynnem przy jedny ze stołów w Wielkiej Sali. Podczas gdy reszta opiekunów i ich podopiecznych szalała na parkiecie, ja i mój mały kujon graliśmy w szachy czarodziejów. Oczywiście, nie mam nic, kompletnie nic, przeciwko szachom czarodziejów. Wprost je uwielbiam! Ale na miłość merlińską... Chciałbym trochę poszaleć. Mimo mojej nieśmiałej i spokojniej warstwy- jestem całkiem zabawowym chłopakiem. Lubię wypić sam dużą butlę ognistej. Lubię też nieśmiało potańczyć z Lilką. Patrzeć w jej roześmiane oczy, rozwiane rude kosmyki i wyszczerzone ząbki. 
Nie chcę by ktoś zrozumiał mnie źle - wiem, że James kocha Lily. Wiem, że Lily bardziej pasuje do Jamesa. Wiem, że na nią nie zasługuję. Merlinie - broń. Nigdy nie chcę do niej 'uderzać'. Kocham ją, na swój dziwny, wilkołaczy sposób. Jednak nie mamy przyszłości, więc chcę tylko widzieć ją szczęśliwą.


Flynn właśnie wykonał kluczowy ruch swoim pionkiem. Co za skubany dzieciak. Nie mogę mu dać poznać po sobie, że mnie zaskoczył. Co to, to nie. Zacząłem szukać w głowie jakiegoś rozwiązania, które mogłoby mnie uratować od niechybnej porażki. Matko, pustka. 

- Uwaga uczniowie, uwaga nasi mali goście! - URATOWANY PRZEZ DUMBLEDORE'A! - Wybiła godzina 21! Zaraz wybierzemy mini króla i mini królową balu, a także przyznamy nagrody za najlepsze kostiumy! Tuż po tym proszę byście ustawili się w parach przy ścianie, profesor McGonagall zaprowadzi was do waszych dormitoriów. - Czarodziej trzymał w rękach wielki wór, zapewne pełen magicznych zabawek i słodyczy. Niestety, Flynn nie wyglądał na zainteresowanego prezentami.

- Remusie, proszę. Twoja kolej, by wykonać ruch.

Posłałem mu naburmuszone spojrzenie.

- Idź pod scenę, może dostaniesz nagrodę.

Wydął zabawnie małe usteczka w geście oburzenia.
- Nie, dopóki nie przyznasz, że zagiąłem cię tym ruchem!
- Daj spokój, jeszcze wiele musisz się nauczyć! Dobranoc. - pośpiesznie zniknąłem z pola widzenia rozjuszonemu, małemu geniuszowi. W kącie sali zauważyłem Syriusza i Jamesa w przerażająco dobrych humorach. 

- Co knujecie?

- Coś niedobrego! - Syriusz poświęcił kilka sekund na złowieszczy chichot, a potem nagle spoważniał i rzeczowo wyszeptał mi do ucha. -  Pokój wspólny, za pół godziny. Zdobądź tyle ognistej ile się da, no i przebierz się, czas na małe after party!


____

Cześć kochane! Jest rozdzialik :3 Wszystkie książki stopniowo nadrabiam, na tyle, na ile pozwala mi czas. A jego za dużo nie mam. :( Tęsknię za czasami, kiedy wszędzie byłam na bieżąco. Mam nadzieję, że wrócą niebawem - jak już wszystko podoczytuję. :D


Koniec psot! - czyli Huncwoci rozrabiająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz