21. James

180 13 17
                                    

heej, jeśli tu jesteś to zostaw po sobie jakiś znak  ❤ 

***
[Rozdział z perspektywy Jamesa Pottera - chyba nie skłamię podając się za prawdziwego neoromantyka?]

Cholerna Lily Evans.
Remus skończył opowieść o tym po co Lily zabrała go w nieuczęszczaną, daleką część zamku (tak, być może lubię wpatrywać się w małą kropkę z nazwiskiem Rudowłosej na naszej huncwockiej mapie częściej niż to normalne).
Cholerna przepiękna Lily Evans.
Niby taka mądra, niby taka bystra i oczytana. Jak ona mogła pomyśleć, że moje romantyczne listy przesyła jej Remus? Znam go już prawie sześć wspaniałych lat, a jeszcze nigdy nie słyszałem od niego zachwytu nad jakąkolwiek dziewczyną.
Zazgrzytałem zębami i zgniotłem w dłoni list, który miała otrzymać rano.
- Rogaś - ton Remusa nabrał uspokajającej nuty, którą przyjmuje zwykle, gdy Lily da mi kosza. Uh złe, złe wspomnienia. - przynajmniej wiesz, że samymi listami jest zauroczona. Po prostu to kontynuuj. Myślę, że tym razem Lily ci odpisze.
- To jest wywieranie presji. - Kopnąłem czyjegoś lewego buta leżącego na środku pokoju. - Teraz ten list nie może jej zawieźć.
- Stary, myśle, że przez te lata zirytowałeś ją tyle razy, że zawieźć ją...
- Glizdek nawet nie kończ. 

Westchnąłem głęboko i uśmiechnąłem się szelmowsko.

- Wiecie...pewnego dnia Lily będzie moja. Pewnego dnia znajdziecie na klamce moją skarpetkę i wiedzcie, że tego dnia musicie udać się na noc w inne miejsce.

- Na merlina James...

- Mogę podsunąć ci lepsze miejsca na takie rozrywki. Potrzebuję mojego snu piękności.  - Syriusz, który ostatnie minuty spędził plecami do nas odwrócił się nagle. Na całej buzi wysmarowany był białą mazią.

Glizdek aż wypluł resztki jedzenia z buzi.

- CO DO...?

- To maseczka. - Powiedział Łapa kiwając lekko głową widząc nasze przerażone miny. - Tak. Maseczka. 

- Średnio pomaga ci z kamuflarzem. Raczej zwraca na siebie uwagę...

- Oj Rogasiu - Syriusz teatralnie westchnął. - Parę tygodni temu podrywałem jakąś blondynkę... Helene, Selene... jakaś tam ene... 

- Ilene Stacey? Ta z Ravenclaw? 

- Może...

- To ona nie flirtuje z Dav...

- Nie wiem, nie obchodzi mnie to... No to coś tam chwaliłem jej cerę to zaczęła gadać o tych całych maseczkach. Nie słuchałem zbytnio, bo no wiecie... ona ma takie... no... koszulę trochę miała rozpiętą...

- Syriusz jaki ty jesteś..

- Ej, ona faktycznie ma takie...

- Dajcie mi dokończyć robaczki. - Mrugnął do mnie i Remusa w tak uwodzicielski sposób, że aż poczułem przypływ żenady. -  No i potakiwałem chyba trochę za dużo i dziś przyniosła mi ten słoiczek i mówi, że to na buzię. 

- Wyglądasz pięknie Łapo. 

- To JESZCZE nie działa. Chyba...chyba nie taki miał być efekt.

A ja w tym momencie zdecydowałem się co napiszę Lily. Tajemniczy wielbiciel i piękna rudowłosa spotkają się następnego dnia o północy.

*

Trochę później Syriusz i Peter chichotali nad pergaminem z planami naszego nowego dowcipu. Opowiem o nim, bo to genialna sprawa.
Zacznę od wprowadzenia. Ostatnie wakacje spędziłem z rodzicami i Syriuszem we Francji, wiecie taki kraj, gdzie zajadają się ślimakami i noszą kaszkiety. Ja tam stałem się fanem grillowanych ślimorów na grzance, a Syriusz co prawda nie bardzo, ale zaczął kolekcjonować kaszkiety. Mnie tam szkoda fryzury, żeby chować ją pod czapką, Łapa za to uważa, ze idealnie pasują do jego wyglądu na podryw. Podczas naszego pobytu kupił sześć kaszkietów, a kolejnych trzydzieści jeden zamówił już następnego dnia po powrocie. Jak sobie tylko przypomnę jak zaczął eksperymentować z zapuszczaniem wąsa zawijanego w kształt ślimaczej muszli na końcach i te przedziwne kaszkiety na jego głowie wpadam w niekontrolowany wybuch śmiechu. Wyglądał jak psychopatyczny mugol, który tak bardzo chciałby stać się czarodziejem, że nauczył się chować monetę miedzy palcami tak sprytnie, że reszta mugoli myślała, że wyjął ją im zza ucha. SERIO! Widziałem to wiele razy na paryskich ulicach. I to by miała to być najwspanialsza magiczna sztuczka na świecie? Człowieku, lepszą magię to kombinują już pierwszoroczni zainspirowani naszymi psikusami. Mój tata, po którym to odziedziczyłem gen dowcipnisia, jednemu mugolowi zmienił monetę o wartości 5 na taką duuuużo gorszą! Nie znam się na mugolskiej kasie, ale człowiek, od którego ją wcześniej wziął był wściekły.

Koniec psot! - czyli Huncwoci rozrabiająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz