[Rozdział pisany przez Rogacza - Boga zabaw szkolnych - mnie.]
Stukałem rytmicznie palcami o blat stołu i nerwowo zerkałem na zegar. Jeszcze dwadzieścia minut i będzie można coś zjeść. Dziś obiad miał być dwie godziny wcześniej niż zwykle ze względu na bal, ale i tak czułem nieprzyjemne ssanie w żołądku. Lunatyk przez ostatnie dwie godziny zeżarł chyba dwie tabliczki czekolady, no ale nie pomyślał, żeby poczęstować przyjaciela! (I tak mu w sekrecie wyjadamy zapasy wraz z Peterem...)
Przyglądałem się ukradkiem pięknej Evans, która z zapałem odpowiadała na każde pytanie zadane przez nauczyciela. Nie dość, że piękna to jeszcze inteligentna. Kobieta marzenie, szkoda tylko, że traktuje mnie najwyżej jak koleżkę. W napływie niekontrolowanej głupoty wyrwałem kartkę z podręcznika, zgniotłem i rzuciłem prosto w głowę rudowłosej.
Efekty były niekoniecznie pozytywne... Lunatyk, siedzący obok mnie, zapowietrzył się i zrobił się cały czerwony - Evans podobnie, dodając tylko to, że odwróciła się z taką furią, że zdzieliła rudymi kosmykami biedną Wendy w twarz. Cała trójka wypaliła na raz, nieco zbyt głośno:- JAK TY TRAKUJESZ PODRĘCZNIK
- POTTER, JEŁOPIE CO CHCESZ?!
- LILY...?!
Nie mając zbytniego wyboru sprintem opuściłem klasę, przy okazji zrzucając zmaltretowany podręcznik na ziemię. Gdy uciekłem na bezpieczną odległość wyregulowałem oddech i udałem się do Wielkiej Sali. Za czternaście minut wszyscy zejdą na obiad...może Lilka zapomni... chociaż nie wiem, czy mogę powiedzieć to samo o Lupinie, w którym najwyraźniej obudziłem wilkołaczy instynkt dopuszczając się aktu dewastacji książki.
Myślałem, że w Wielkiej Sali będę sam. Myliłem się! Przy stole Ślizgonów wiedziała Katerina wraz ze swoim partnerem od lecenia w ślimaka - tym wymoczkiem Avery'm. Skinąłem przyjaźnie do dziewczyny, a ona uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale nawet nie drgnęła z kolan swojego wybranka. Westchnąłem i usiadłem sam przy stole Gryfonów. Hmm... co by tu zmajstrować? Szkoda by było zmarnować te kilka minut. O! Jestem geniuszem. Przysunąłem się do miejsca, na którym zazwyczaj siedzi Peter i rzuciłem na jego talerz zaklęcie odbijające. Heh, teraz wszystko co będzie chciał położyć na talerzu wystrzeli prosto do jego głodnej buźki!
Drzwi sali otworzyły się i zaczęli napływać uczniowe, a na półmiskach w końcu pojawiły się pyszności.Nałożyłem sobie smaczniutkiej zapiekanki ze szpinakiem - tak, lubię szpinak. Syriusz mówi, że to niemęskie. Sam jest niemęski z tymi swoimi KLOPSIKAMI w sosie koperkowym. Szpinak brzmi zdecydowanie bardziej męsko od klopsików.
Zajadałem się w najlepsze, gdy poczułem delikatny dotyk na moich plecach. Machinalne odwróciłem się i zobaczyłem szczerzącą się Lily.
- Zanim zachowałeś się jak dziki mongoł uciekając z klasy, chyba coś ode mnie chciałeś?
- C...co?
- Rzuciłeś we mnie kartką. Co. Chciałeś.
O dziwo, uśmiechała się szepcąc słowa przez zęby.- Ja... Umówisz się ze mną?
- Oh, oczywiście.
- Co?!
- Przecież idziemy na bal wieczorem!
Zaśmiała się, spojrzała na mnie kpiąco i poszła usiąść obok, wpatrzonej w swój talerz, Wendy.
Cholerna cwaniara. Chodziło mi o prawdziwą randkę, taką ze świecami i macańskiem, a nie niańczenie dzieciaków na balu przebierańców.*
Po napełnieniu brzuchów i opuszczeniu sali przez pozostałe roczniki w pomieszczeniu zaczęły pojawiać się kolorowe tkaniny, cekiny, guziki i inne elementy konieczne w tworzeniu strojów na bal. Odnalazłem w tłumie pyskatą Effy, która przywitała mnie całkiem niezłą, jak na małą dziewczynkę, 'grabą'. Za to, gdy podeszła do nas Evans, Effy pokazała jej tylko język.- To za co chcesz być przebrana, mała? - Lily nieudolnie starała się trzymać fason, ale w jej oczach widzałem chęć mordu dziewczynki.
- Za jakąś strrrraszną czarownicę. O, wiem! Możemy uważyć eliksir wielosokowy z twoim włosem! No żartuuuuuuuję. - wywróciła oczami na widok oburzonej miny pani prefekt.
Lily kucnęła, złapała dziewczynkę za ramionka, przysunęła do siebie i syknęła cicho:- Jak będziesz taka hop do przodu, to uszyję ci najobrzydliwszą, różową kieckę jaką w życiu widziałaś. Ubiorę cię w nią, a potem przykleję zaklęciem stałego przylepca. Będziesz w niej tańczyła na własnym ślubie i zostaniesz w niej pochowana. Pasuje, smarkulo?
Od tej, z lekka przerażającej, chwili Effy i Evans stały się partnerkami niczym Sherlock i Watson.
***
Króciutko, ale już jutro pojawi się superwypas balowy rodział. O wszystkich. Zapraszam :D
A, zapraszam też do czytania mojej drugiej książki - o synu mojego kochanego Remusa. :D
CZYTASZ
Koniec psot! - czyli Huncwoci rozrabiają
FanfictionTasiemiec. :3 Luźna interpretacja tego, co działo się podczas szkolnych lat Lily Evans i Huncwotów.