20. Lily

164 11 8
                                    

[Rozdział z perspektywy Lily Evans, która aktualnie nie potrafi zrozumieć co dzieje się w jej życiu, no czyli mnie.]


Kurcze blade, hipogryfia noga. Czułam jakbym miała się zaraz osunąć na ziemię, przeniknąć przez podłogę i na wieki użyźnić ziemie Hogwartu lilionawozem. 

Patrzyłam w punkt pomiędzy brwiami Remusa, bo bałam się spojrzeć w jego oczy.

- Lily? Wszystko okej?

Remus Lupin. Mój przyjaciel. Zakochany we mnie? Nie. TO NIEMOŻLIWE. A może jednak? Jest we mnie odrobina wariactwa, może to sobie wszystko wymyśliłam? ALE JAK WYTŁUMACZYĆ TO, że mój romantyczny wielbiciel podpisuje się literką R (JAK REMUS, PRAWDA?), kocha czekoladę ( JAK REMUS, PRAWDA?) no i jest całkiem romantyczny i miły w listach... a Remus przecież jest normalnym chłopakiem, którego mogłoby być na to stać. 

- Lily? 

W tym momencie zaczęłam biec, niezbyt delikatnie przepchnęłam go i ruszyłam w stronę portretu Grubej Damy. Powtarzałam sobie w myślach tylko 'lewa, prawa, lewa, prawa', bo już dawno zerwałam z wizerunkiem łamagi, która widowiskowo wywala się po wybuchu złości. (Od ostatniego zdarzenia już prawie miesiąc! Hmmm, nie powiem, że zawdzięczam to samej sobie, a raczej Potterowi, któremu znudziły się żałosne teksty i dowcipy skierowane w moją stronę.)

- Lily!

Wykrzyczałam hasło z poganiającym ruchem ręki, co Gruba Dama skwitowała ironicznym 'A tobie gdzie się tak śpieszy? Przycisnęło? Toalety są też na korytarzach.' Bardzo śmieszne, starodawna kobieto z obrazu... boki zrywać.

Na samym środku pokoju wspólnego stał Pettigrew, nie wiem co robił, bo jego też przepchnęłam i wbiegłam po schodkach do dormitorium. Zatrzasnęłam drzwi, oparłam się o nie plecami i zsunęłam na ziemię ciężko dysząc. 

- Stara... a tobie co?

W pomieszczeniu, przy swoim łóżku stała Katerina ubrana w spódniczkę i stanik. Pomyślałam sobie, że wiele bym dała za tak smukły brzuch, ale nie aż tyle by przestać zajadać się słodkościami produkowanymi przez skrzaty. Życie jest za krótkie, żeby sobie ich szczędzić.

- Nieważne. - powiedziałam powoli. - Nie wiesz gdzie jest Wendy?

- Nie pilnuję twojej koleżaneczki. - odburknęła. A po chwili dodała. -  Ale powinnaś przyjrzeć się temu ile ta dziewczyna je.

Phi, a co taka chuda palantka może o tym wiedzieć? Godzinę temu była kolacja i mój brzuch wyglądał jakbym połknęła piłkę, albo co gorsza była w ciąży. Jej był idealnie płaski. Wendy zawsze była okrąglutka, w prawdzie schudła ostatnio bardzo dużo, ale nie chciałam poruszać tego tematu. Wendy to zbyt wrażliwa istotka.  

- Chodzi mi o to, że nie je nic. - Katerina narzuciła na gołe ciało skórzaną kurtkę i z obojętną miną stanęła tuż nade mną. - Evans, chcę wyjść.

Dalej siedząc przesunęłam się kawałek dalej odsłaniając drzwi. Jak mogłam nie zauważyć? Wendy faktycznie ostatnio ciągle nie miała czasu przyjść na posiłki. Czy ja już nic nie dostrzegam? Halo, gdzie mogę zapisać się do magicznego odpowiednika okulisty?

- Poczekaj... gdzie idziesz? 

Wywróciła oczami i wyszła. Chyba nigdy nie zrozumiem tej dziewczyny, ale jestem pewna, że znów polazła do tego okropnego ślizgona. Muszę interweniować, bo nie mogę dopuścić do tego by koleżanka z łóżka obok spędzała tyle czasu z tymi toksycznymi osobnikami. Teraz nie mogę się tym zająć, bo dwa inne problemy wypalają mi dziurę w mózgu.

Koniec psot! - czyli Huncwoci rozrabiająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz