18. Lily

736 68 23
                                    

To jest wprost nie do uwierzenia: zdenerwować Slughorna. Przysięgam na wszelkie słodycze świata, że Ślimak jest najsłodszym i najbardziej łagodnym profesorem świata. Nie miał problemu, gdy kiedyś wbiegłam na zajęcia spóźniona prawie godzinę w piżamie i szczoteczką do zębów w buzi... Innym razem podczas jednego z jego wieczorków pochłonęłam cały półmisek czekoladowo-dyniowych babeczek, które miały być przeznaczone dla jakiegoś kochającego je ważniaka. Wtedy pokręcił tylko głową i żartobliwie pogroził mi tłuściutkim paluchem.

Slughorn to taki hogwartowy tatuś. Jestem pewna, że nawet gdy skończę szkołę to będę go odwiedzać. Będziemy pić herbatę i wymieniać spostrzeżenia co do najnowszego numeru magazynu Twój Kociołek. O ile ta najlepsza gazetka dla fanów komponowania eliksirów wciąż będzie wydawana! OBY!

No tak, ale rozgadałam się, a nie wiadomo o co mi chodzi.
Zaczęło się od tego, że profesor wpadł zziajany do sali a tuż za nim pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna. Okazało się, że jest to nowy PRAKTYKANT, który odbębnia swoje zawodowe praktyki w Hogwarcie. Co ten gościu ma robić w prawdziwej pracy- nie wiem, szczerze mówiąc nie słyszałam o żadnej szkole kształcącej nowych nauczycieli eliksirów, a takowa byłaby raczej nieopłacalna biorąc pod uwagę, że hogwardzka kadra jest stała i rzadko pojawiają się nowi. Nielicząc oczywiście obrony przed czarną magią.

No więc ten praktykant, o imieniu Vlad, był okrutnie blady, miał palce kościste niczym Wendy, a jego spojrzenie było wprost mrożące krew w żyłach. Slughorn wyszedł z sali, a zajęcia prowadził owy gościu. O ile burknięcie pod nosem numeru strony, na której znajduje się przepis można nazwać prowadzeniem zajęć. Potem przechadzając się po klasie wyhaczył Katerinę, która wyglądała naturalnie pięknie jak zawsze, a na dodatek wczoraj wieczorem rozcięła szkolny sweter tworząc w nim wyzywający dekolt w serek i chyba miał plan zostać przy jej stole do końca eliksirów. 
Ja, jak to ja, chcąc zwrócić jego uwagę jednak na naszą edukację, a nie atuty koleżanki, powiedziałam kilka niemiłych słów. (Dla mojego usprawiedliwienia - byłam głodna.) Ten kretyn nazwał mnie rdzawą smarkulą i ignorował moje wyzywające burknięcia przez resztę  zajęć.

Przechodząc do innego rodzaju kretynów. Syriusz, Peter i Potter nie pojawili się na zajęciach. Po raz pierwszy żałowałam, że ten ostatni nie kręci się gdzieś niedaleko mnie. Może po męsku obroniłby mnie przed wampiropodobnym gamoniem od eliksirów. 

Po wybiciu godziny 12 wyszłam czym prędzej z sali. W głowie układałam przemowę, którą zaszczycę pana profesora. We wstępie planowałam wyrazić jak bardzo jestem rozczarowana jego doborem praktykantów, a rozwinięcie chciałam wzbogacić o wzruszającą historię o tym jak BARDZO pragnęłam porządnie nauczyć się robić eliksir na nadmierne owłosienie z powodu dziesiątkującej moją rodzinę choroby szalonego meszka. (Profesor nie wie zbyt wiele o mugolach, więc mogę trochę podkolorować rzeczywistość.) Pragnąc dotrzeć do Wielkiej Sali by napełnić żołądek malinowym budyniem zobaczyłam z oddali trzy znajome gęby.

Nie wiem co we mnie wstąpiło, gdy tak postąpiłam, ale pewnie wizja drugiego śniadania miała z tym coś wspólnego. Tak więc podbiegłam do trójki mniej lubianych przeze mnie huncwotów i objęłam ich ramionami z wesołym uśmiechem. 

- Chłoooopcy. Jak dobrze was widzieć!

Niestety mój kobiecy instynkt mnie zawiódł. Nie spodziewałam się, że za nimi stał będzie kochany pan Slughorn. A ten widząc mój nienaturalny przypotterowski wybuch radości uśmiechnął się lekko i rzucił dziwnie oschle:

- Lily, skoro łączą cię z tą trójką tak zażyłe relacje to możesz zająć się ich miesięcznym szlabanem, dobrze?

- C-co...

- W każdy dzień weekendu o 19 będziesz pilnować tych łobuzów podczas rozwijania ich pasji do eliksirów. Miałem to zlecić panu Lupinowi, ale tobie na pewno nie sprawi to problemu.

Koniec psot! - czyli Huncwoci rozrabiająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz