Prezenty i wyznania

157 18 5
                                    

Nie wiem ile dokładnie spałam, ale słońce było już nisko. Czułam się wypoczęta i spokojna, bo nic mi się nie śniło. Nie spieszył mi się zejść na dół, choć byłam naprawdę głodna. Tak więc aby odciągnąć myśli od natarczywego burczenia, postanowiłam sprawdzić księgę. Otwarłam na drugiej stronie, która była już zapisana.

Medalion

To nie tylko zwykła ozdoba, ale też prawdziwy łapacz snów i nie tylko...

Szybko poszperałam w torbie w poszukiwaniu owego przedmiotu. Powróciłam do lektury.

Ten wisior nie tylko wyłapie złe sny, ale także wskażą te, które są nieprawdziwe. Będzie pokazywał ci wspomnienia twoich poprzedników, które podpowiedzą ci jak postąpić. Wskaże ci drogę kiedy nie będziesz jej znać. Powie kiedy ktoś kłamie a kto prawdę mówi (kłamstwo było na czerwono, a prawda na niebiesko). I pamiętaj noś go zawsze by nie zgubiły cię kłamstwa tego świata.

Odłożyłam książkę i założyłam naszyjnik. Przez chwilę wstrzymywałam oddech czekając na jakąś zmianę, błysk światła, czy coś w tym stylu. Nic takiego się nie wydarzyło.

Z zamyślenia wyrwał mnie sygnał przychodzącej wiadomości. Nieznany numer:

Wyjdź przed dom. Leo

Skąd on miał mój numer? Przecież prawie nikt go nie ma. Nie chciałam go widzieć zwłaszcza po dzisiejszej akcji, ale nie mogłam też pozwolić na to by matka, albo go zobaczył. Musiałam do niego wyjść. A po za tym dziadek zawsze mi powtarzał: "Trzeba umieć przebaczać, a gdy krzywda jest naprawdę bolesna nigdy o tym nie zapomnieć"

Spojrzałam na opuchniętą rękę. Musiałam czymś ją zakryć. Wzięłam pierwszą lepszą bluzę i wyszłam z pokoju uważając aby nie natknąć się na kogoś z mojej cudownej rodzinki. (czujecie ten sarkazm) Udało mi się.

Kiedy byłam na zewnątrz rozejrzałam się po podwórzu. Nie było ono za duże ale zawsze jakieś. Przez środek biegła ścieżka, po obu jej stronach rosły średniej wysokości krzewy, którym od dawna przydałoby się cięcie. Nagle z pomiędzy nich wydobył się cichy szept. Podeszłam w miejsce w którym przeczuwałam, i zostałam wciągnięta w gąszcz. Zamknęłam oczy, żeby nie wylądować w szpitalu z patykiem w oku. W końcu wylądowałam na czymś twardym. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego tors. Uniosłam głowę żeby spojrzeć mu w oczy. Staliśmy blisko... za blisko. Odsunęłam się ile mogłam. A jak już wspominałam zarośla nie były wielkie choć mogliśmy spokojnie stać, nie martwiąc się, że ktoś nas zobaczy.

Leo uśmiechnął się na mój widok, ukazując rząd pięknych białych zębów. Jezu, ale on jest boski...

-Fajna bluza - szepcze.

Spoglądam w dół i momentalnie strzelam buraka. To jego bluza.

-Miałam ci ją oddać ale jakoś nie było okazji - tłumaczę, ze spuszczoną głową.

-Hej - chwyta mój podbródek i zmusza mnie abym na niego spojrzała. - Nic się nie stało. Szczerze mówiąc wyglądasz w niej lepiej niż ja.

-Dziękuję. Ale jeśli chcesz mogę ci ją teraz oddać.

-Nie trzeba. Zachowaj.

Uśmiecham się do niego.

-Jeszcze raz dzięki.

BalanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz