'Jutro zwyciężę'

158 12 0
                                    

Zaciskam usta w ciasną kreskę.
Wbijam paznokcie w skórę dłoni.
Ignoruje stożki krwi.
Ignoruje ból.
Ignoruje to czym jestem.
Ktoś wciąż powtarza moje imię.
Ale to do mnie nie dociera.
Nie chcę, aby dotarło.
Mrugam, bardzo powoli.
-Nie jestem waszą zabawką-powtarzam głucho
Spoglądam wyzywająco na twarz McConarego, mierząc się z nim na spojrzenia.
-Nikt tego nie powiedział-kłamie, a ja widzę to po jego postawie-Astra...proszę, skup się i...
-Spal tą kukłę?-kończę z wściekłością-A może ciebie, co? Bo akurat mam większą ochotę na smażonego kłamcę.
Patrzy na mnie ze złością.
A ja czuję się zmęczona, jak nigdy dotąd.
Odkąd trafiłam do strefy, zostałam zamknięta w pokoju ćwiczeń, jedyne gdzie mogę wychodzić to pokój obok, który podobno należy do mnie.
Podobno.
Dobre określenie.
Podobno jest nas tu więcej.
Podobno jestem feniksem.
Podobno jestem jedynym feniksem rasy żeńskiej.
A Monte?
On też jest feniksem.
Blednę na tą myśl.
Odgarniam jasny kosmyk włosów, który uciekł mi z wysoko związanego kucyka.
Wracam do rzeczywistości.
Choć muszę przyznać że moja rzeczywistość, jest bardzo nie realna.
Chcę się stąd wydostać.
Chcę krzyczeć.
Zamiast tego płonę.
Widzę uśmiech, który wślizguje się na twarz 'trenera'.
Zapominam się.
Zapominam, że nie chcę nikomu zrobić krzywdy.
Bo w tej właśnie chwili chcę tego jak niczego innego, nigdy.
Ciskam kulę ognia w jego kierunku.
Unika.
Oddycham z ulgą.
Obraz mi się rozmazuje.
Padam na kolana.
-Przepraszam-chyba to mówię, nie jestem pewna-Nie...mogłam cię spalić.
Mężczyzna pomaga mi się podnieść.
Mięśnie jego twarzy napinają się w grymasie, jednak szybko to maskuje.
-Cóż, mamy jakiś postęp, to dobrze-mamrocze-bardzo dobrze, jestem przekonany że naukę lewitacji rozpoczniesz z panem Angelus.
Krztuszę się powietrzem.
-Z kim?
-Stwierdziliśmy że jest już pani gotowa na współpracę z kimś takim jak pani...
-Mogłam pana zabić!-protestuje
Nie odpowiada.
Chodzi po sali.
Spogląda na mnie, potem na dziurę w ścianie, w miejscu gdzie wcześniej stał i spowrotem na mnie.
-Pan Angelous wyraził zgodę-mówi, poprawiając okulary na nosie, teatralnym gestem
-Monte, mnie nienawidzi-warczę-Dał mi to jasno do zrozumienia, tamtej nocy.
McConary spogląda na mnie z zaciekawieniem.
-To może być ciekawe doświadczenie...
-Chce mnie pan zabić!-krzyczę
-Skądże! Myślę, że jutro możecie zacząć...
Mam ochotę czymś w niego rzucić.
Kopię ze złością kukłę treningową.
Po policzkach płyną mi łzy.
Siadam na piętach.
Światła gasną.
Drzwi się zatrzaskują.
A ja się boję, jednak nie dam mu tej satysfakcji.
Nie pokaże mu, jak bardzo go nie lubię.
Z tym postanowieniem wlokę się do łóżka.
Jutro.
Jutro zwyciężę.

FeniksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz