Zdobycz

121 13 0
                                    

Wszystko stoi w ogniu.
Słyszę krzyki.
Błagania o pomoc.
Chcę coś zrobić, ale z przerażeniem uświadamiam sobie, że to ja jestem przyczyną pożaru.
Biegnę przed siebie.
Potykam się o własne stopy.
Ktoś łapie mnie za kostki.
Wlecze za włosy.
Wyrywam się.
Szamotam się, nie zdając sobie sprawy że walczę sama z sobą.
Nagle siedzę na tronie, stworzonym z czaszek.
Obok mnie siedzi jakaś postać.
Oboje patrzymy na płonące miasto.
Na rozlew krwi.
Czuję mdłości i przerażenie.
Postać siedząca obok, zaczyna mówić, a jej głos jest niczym syk:
'Już nie długo...nie długo...będziemy tu razem zasiadać...razem. na zawsze.'
Śmiech mrozi mi żyły.
Tracę grunt pod stopami.
Ziemia się rozstępuje.
Spadam w przepaść.
Nie ma już grawitacji.
Unoszę się w powietrzu.
Huk powietrza eksploduje mi w uszach, a ja wiem że to już koniec, wiem że zaraz zginę.
Szykuję się na ból.
Ale go nie czuje.
Zaciskam powieki.
Coś ciągnie mnie ku górze.
Tonę w aksamicie.
Po raz pierwszy od kilku miesięcy czuje się dobrze...po prostu dobrze, bez żadnego 'ale'.

Otwieram gwałtownie oczy.
Uspokajam oddech.
Serce chce uciec mi z piersi, galopując z każdą sekundą szybciej.
To był tylko sen.
Tylko sen.
Jasne promienie słońca tańczą na zasłonach.
Prawie się przewracam, próbując wygrzebać się ze zwiniętej kołdry.
Potykając się o własne stopy idę się ubrać.
Unikam swojego odbicia, niczym ognia, którym zresztą jestem.
Kiedyś będę musiała spojrzeć w te złote oczy i wmówić sobie że wszystko jest w porządku.
Jednak jeszcze nie dziś, dziś nie mam na to dość odwagi.
Ruszam na stołówkę.
Obiecałam sobie, że dziś zjem śniadanie w towarzystwie istot takich jak ja.
Żołądek mi się skręca na tą myśl.
Już z oddali słyszę gwar rozmów i czuję się jak wyrzutek wśród wyrzutków, idealnie.
Postanawiam udawać pewną siebie, a więc unoszę wysoko głowę i...
-Uważaj jak łazisz-zderzam się z twardym torsem.
-Przepraszam-wyjąkuję-Nie zauważyłam...
-...mnie?-podnoszę wzrok i tonę w otchłani czarnych oczu
Odsuwam się o krok, może dwa.
Chłopak mruga do mnie, a ja powstrzymuje ślinotok.
-Jestem Mephist-śmieje się
-Astra-zadzieram głowę i uśmiecham się do niego
Nagle koło chłopaka o niezwykłych oczach przystaje niska bardzo ładna brunetka.
Uśmiecha się do mnie i wyciąga rękę.
-Cześć As, jestem Kata-piszczy-Widzę że poznałaś już mojego kuzyna...
Kiwam głową zdezorientowana i widzę jak Mephist uśmiecha się ironicznie i unosi brwi ku górze.
Jego kuzynka daje mu kuksańca, mierząc go ganiącym spojrzeniem.
-Cóż, to ci współczuję, on jest po prostu nieznośny-oboje zaczynają się śmiać, a ja im macham i ruszam po tacę.
Rozglądam się po sali, obserwując bestrosko śmiejące się grupy ludzi.
Zazdroszczę im.
-Tak szybko ode mnie uciekasz?-słyszę za sobą
Odwracam się aby spojrzeć w magnetyzujące ciemne oczy i spróbować odpowiedzieć.
-Tak, w sumie tak-silę się na krzywy uśmiech.
-Auć-teatralnym gestem łapie się za pierś-To boli...a ja myślałem że to przeznaczenie! Spójrz, oboje mamy kawę...to jak? zostaniesz matką moich dzieci?
Wybucham śmiechem, głośnym i szczerym.
Aż się zastanawiam, jak to możliwe że nie zapomniałam jak się to robi.
-To nie przeznaczenie-parskam-Ja po prostu lubię kawę.
Wzrusza ramionami.
-Jak chcesz, ale nie wiesz co tracisz...wyglądam sexy w garniaku, a poza tym zawsze mógłbym być druchną...
-I miałabym ryzykować zobaczenie cię w sukience? Nie ma mowy.
Teraz to on się śmieje, a ja patrzę jak kolczyk w jego wardze mieni się onyksem.
Przeczesuje dłonią ciemne kosmyki opadające mu na czoło, a potem wskazuje na stół kawałek dalej.
-Masz ochotę się do nas przyłączyć?-pyta lekko zażenowany
A ja przyjmuje propozycję z ulgą i podążam za nim.
Przy stole siedzi już Kata i wesoło poklepuje miejsce obok.
Na przeciwko niej siedzi blondyn, czytający książkę.
Obok niego wierci się dziewczyna z kolorowymi włosami.
Po drugiej stronie są chłopcy wyglądający jak z okładki.
Cholera, oni wszyscy wyglądają jak bóstwa.
Dlaczego?
Czuję się jak szara myszka.
Mephist zahacza ręką o moją dłoń, aby dodać mi otuchy, a potem odchrząkuje i czar pryska.
-Ej, ludzie! To Astra, nasza nowa koleżanka-czuję jak się rumienie ale wciąż stoję jak wryta-As, Katę już znasz, chłopak naprzeciw niej to Joe, ta laska z różowymi włosami to Molly, a tamci dwaj to Theo i Luck.
-Cześć-mówi Joe
-Co słychać?-pyta Molly
-Jaki masz rozdzaj esencji?-wturuje jej Luck
Siadam obok Mephista i zastanawiam się co powiedzieć.
-Właściwie to nie wiem, McConary mówił że jestem...
-Feniksem-kończy ktoś za mną
Odwracam się i widzę Montiego, który ma dziwny wyraz twarzy.
-Czego tu chcesz?-warczy Mephist, który zdarzył już się wyprostować i mierzyć wzrokiem z Montim
-Odebrać swoją zdobycz-stwierdza zimno i piorunuje mnie wzrokiem-Znasz zasady, ona jest już moja...

FeniksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz