Podróż

52 6 0
                                    

Perspektywa Willa

Stałem nieruchomo, patrząc w złote ślepia bestii.
Jeden niedopowiedni ruch i stanę się śniadaniem tej istoty.
Wstrzymałem oddech, a całe moje ciało zesztywniało.
W moich oczach błyszczał gniew, który ledwo byłem w stanie pohamować.
Nie czułem strachu, jedynie złość która rozpalała mnie od środka.
Wielki, zmutowany koci demon, naprężył mięśnie, gotów do skoku.
Machnął wężym ogonem o ziemię i wydał z siebie głuchy pomruk.
Widać wziął mnie za łatwy cel, szkoda że nie wie jak bardzo się myli.
Schyliłem się, podczas gdy bestia przeleciała nade mną.
Wylądowała zgrabnie za mną, wydając z siebie dźwięk podobny do ryku pantery i teraz zaczęła skradać się w moim kierunku, szczerząc ociekające jadem kły.
Nie ruszyłem się z miejsca, czekając cierpliwie na następny ruch przeciwnika.
Dłoń zacisnąłem na sztylecie, czując pod skórą uspokajający chłód metalu.
Przerośnięty kot zaryczał, wysunął pazury i stojąc na dwóch łapach zaatakował.
Moim ciałem wstrząsnął dreszcz.
Rzuciłem sztyletem w demona, prosto w miejsce gdzie powinno znajdować się serce.
Sztylet rozjarzył się rubinowym blaskiem, a z klatki piersiowej bestii zaczął unosić się dym.
Kot zatoczył się na tylnich łapach, machając pazurami na oślep.
Syczał i wił się we wszystkie strony.
-Życie jest pełne złych decyzji, co koteczku?-uśmiechnąłem się do niego szeroko-Za niektóre trzeba zapłacić naprawdę wysoką cenę, a więc na przyszłość...-wskazałem głową w głąb lasu, gdzie kilkaset metrów dalej spała niczego nieświadoma Astra-Jeśli przyjdzie ci do łba żeby jeszcze raz ją zaatakować to znowu się spotkamy.
Wyszarpałem swój sztylet z ciała które już zaczęło znikać, wytarłem go z niesmakiem o pień drzewa i odetchnąłem głęboko.
Astra, tak, ta dziewczyna jest moją zdobyczą i nikomu nie pozwolę jej mi odebrać, dopóki nie wykonam zadania i nie odzyskam matki.
Muszę przyznać że długo ją tropiłem.
Na moje nieszczęście teraz jest z tym zmiennokształtnym, choć i to da się zmienić.
Muszę tylko wzbudzić jej zaufanie, a co gdyby tak podać się za...

Astra

-Dobrze spałaś?-pyta Samuel, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
-Świetnie-kłamię, przeciągając się
-To super, bo czeka nas długa droga, idziemy wzdłuż gór, mam nadzieję spotkać tam Tytana, on pomoże wrócić nam do domu.
Kiwam niepewnie głową.
Czuję się dziwnie osaczona.
Na dodatek jestem wręcz pewna że coś mnie obserwuje, ale najprawdopodobniej tylko mi się wydaje.
Myślę że po prostu oszalałam.
Muszę tylko poczekać aż Samuel się o tym przekona, a ja znajdę się w pokoju bez klamek.
-Astra?-cichy głos przedarł się przez moje oszalałe myśli
-Co?-warczę
-Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada, wiesz?
-Jestem głoda-mamroczę, szukając jakiejś wymówki
Samuel przytakuje i zaczyna szukać czegoś w niebieskim plecaku, ej, moment, skąd on go ma? Wcześniej go u niego nie widziałam...
Mniejsza, najważniejsze jest to że podaje mi jedzenie i butelkę wody, przyjmuję je z wdzięcznością i zaczynam łapczywie jeść, dopiero teraz zauważam jak bardzo głodna jestem.
Ruszamy w drogę.
Przedzieramy się przez leśne gęstwiny, nie odsuwając się do siebie.
Uczucie bycia obserwowanym potęguje się coraz bardziej, ale może to tylko umysłowe halucynacje?
Tak, z pewnością, jestem pewnie tylko zmęczona.
Po pewnym czasie nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa.
Spoglądam na Samuela w zamyśleniu, zdaję się jakby on nigdy się nie męczył, w głowie pojawia mi się z tysiąc pytań, ale czy wypada pytać?
Podejmuje decyzję w ułamku sekundy.
-Opowiesz mi coś o sobie?
-A co chciałabyś wiedzieć?
Wzruszam ramionami.
-Jak dowiedziałeś się o tym, kim jesteś?
Sam, uśmiechnął się lekko, a jego twarz przybrała zamyślony wyraz.
-Byłem bardzo mały, od zawsze to umiałem, mieszkałem wtedy z ciotką, która myliła mnie ze swoim kotem kiedy się przemieniłem więc oczywiście niczego nie podejrzewała, podrosłem, zacząłem chodzić do szkoły, miałem może z czternaście lat kiedy wdałem się w bójkę z jakimś licealistą, on chciał kasę, a ja byłem wystraszony, zwierzęce instynkty wygrały, zmieniłem się w tygrysa, miny wszystkich obecnych były bezcenne, ale ja...ja byłem z siebie dumny, bo licealista uciekł a mi udało zmienić się w coś takiego! Jednak moje szczęście nie trwało długo, panika jaką wywołałem spowodowała przyjazd policji, musiałem uciekać i się ukrywać, a przecież miałem tylko czternaście lat.
Zmieniłem szkołę, miasto, styl życia.
Później zacząłem na siebie zarabiać, oczywiście niezbyt legalnie bo nie miałem osiemnastu lat, a przecież jakoś musiałem żyć, prawda?
Później znalazł mnie McConary, a resztę już znasz. A jak było z tobą?
-Spaliłam swój dom, z rozpaczy za matką która popełniła samobójstwo.
Samuel otworzył szeroko usta, ale nic nie powiedział.
Nie chcę jego współczucia, więc tylko zbyłwam to machnięciem ręki i uciekam wzrokiem.
-A co z Mephistem?-pytam, drżąc na wspomnienie naszego ostatniego spotkania
-On i jego brat zawsze byli ponad wszystko, bo w końcu nie codziennie spotyka się Upadłych, co? Wiem że mieli jakiś układ z panem Cieni, Mephist kiedyś był zupełnie inny, to Ann go zmieniła ale... to już inna historia.
-Oh, oczywiście, kiedyś mi ją opowiesz, prawda?
-Myślę że lepiej będzie jeśli on sam to zrobi.
Potakuję, nie będąc do końca zadowolona z odpowiedzi, jednak wolę nie nalegać.
W pewnym momencie przez mój umysł przelatuje jakaś myśl.
Czerwona lampka rozbłyska, alarmując mnie że coś jest nie tak.
-Sammy, a co będzie... co będzie gdy wrócimy, w sensie do domu?
Samuel spogląda na mnie zaskoczony, najwyraźniej jeszcze nie rozważał tej możliwości.
Po pewnym czasie, wreszcie odpowiada, łapiąc się za kark.
-Myślę że wszystko wróci do normalności, skończysz szkołę, zakochasz się, pojdziesz do pracy i będziesz robić tysiące rzeczy których nienawidzisz, staniesz się marionetką społeczeństwa, trawiona przez ból przeszłości i myśl że kiedyś było inaczej, może zaczniesz pić, a może będziesz wmawiała sobie że to co teraz robimy było tylko snem...nie wiem, As.
-I myślisz, że życie jak zombie, jest normalnością?-pytam
-Wpada w społeczne normy-wzrusza ramionami i uśmiecha się w sposób mówiący że już i tak gorzej być nie może-Ludzki świat kieruje się własnymi prawami, równie dobrze możesz już zacząć pić i charować po 12 godzin dziennie, będziesz wtedy wartościową częścią społeczeństwa.
Otwieram usta aby zaprotestować, jednak żadne sensowne argumenty nie przychodzą mi do głowy, jedyne czego jestem pewna to, to że nie chcę takiego życia.
-Nic już nie będzie normalne, nie po tym co się stało-szepczę, wbijając wzrok w swoje buty-Jestem Feniksem, władam ogniem... to nie jest normalne. Mój przyjaciel jest cholernym zmiennokształtnym, jestem w świecie demonów i wszystko tu chce mnie zjeść, no prawie wszystko. Jeśli wrócę do ludzkiego świata obiecuję ci że nie będę tylko egzystencjalną plamą społeczną bez większych ambicji, znajdę swoje miejsce i będzie ono równie dziwne jak to że może dwa dni temu całkiem czarujący gość rozwinął skrzydła i spierdolił z wieży, zostawiając mnie na pastwę jakiegoś ptaszyska.
Samuel popatrzył na mnie rozbawiony.
-Dobrze, moja plamo egzystencjalna, ale zauważ jedną rzecz, będziesz mogła to zrobić pod warunkiem że przeżyjemy, a ten tu, przystojniaczek nam tego nie ułatwi.
Marszczę brwi, zastanawiając się o czym on mówi.
Podnoszę wzrok i zaczynam wrzeszczeć najgłośniej jak potrafię, a moje źrenice powiększają się do wielkości złotych monet.
Moje ciało paraliżuje strach.
Jeśli z tego wyjdziemy...
Jeśli...
A to dobre.
To oczywiste, że będziemy mieli dużo szczęścia jeśli umrzemy dość szybko.

FeniksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz