Szłam wolno korytarzem. Wil włóczył się za mną. Madame wezwała nas do gabinetu na odczytanie testamentów. Gdy weszłam do gabinetu, przed jej biurkiem, za którym siedział jakiś mężczyzna, najpewniej prawnik moich rodziców, były ustawione dwa krzesła i fotel, na którym spoczywała dyrektorka, usiadłam obok Madame, a Wil zaraz zajął miejsce po mojej prawej stronie.
-Tak więc, nazywam się Adam Szacki, jestem adwokatem i powiernikiem testamentów państwa Zuzanny i Piotra Gazdeckich. Czy zebrały sie tu wszystkie osoby, o których obecność prosiłem?- zwrócił się do Madame, a ja zastanowiłam się, po co mu Wil. Dyrektorka kiwnęła głową.- Dobrze. Tak więc, zacznijmy od pani Zuzanny- wyjął z teczki kartkę pokrytą atramentowymi literami lekko pochylonymi do przodu. Pismo mojej matki.- Uroczyście oświadczam, ze w tejże chwili, sprawując rozporządzenie nad moim majątkiem, jestem w pełni zdrowa na umyśle i świadoma swoich decyzji. Zapisuję na Akademię Szkolną prowadzoną przez moją przyjaciółkę, Beatrycze Simone Kowalczyk, równo 400 tysięcy euro. Pozostałe pieniądze, czyli 2 367 500 euro zapisuję mojej ukochanej córce, Melisie, razem z majątkiem ziemskim znajdującym się na obrzeżach Koznania i zawartością szmaragdowej skrzyni znajdującej się na poddaszu w mieszkaniu przy ulicy Kryształowej 10/3 w Kozaniu. Zawartość stojącej obok rubinowej skrzyni przeznaczam dla Opiekuna mojej córki w Akademii, w podziękowaniu za wprowadzenie jej do prawdziwego świata- prawnik uniósł wyżej jedną z brwi. Nie miał pojęcia o co chodzi. Odłożył kartkę.- Pomijając parę formalności na końcu, to już wszystko.- Przejdźmy do drugiego testamentu. Pan Gazdecki zapisał na małżonkę mieszkanie w Kozaniu. Niestety z racji braku wspomnienia o nim w testamencie pani Gazdeckiej, należy ono teraz do spółdzielni. Na córkę pan Gazdecki zapisał swój majątek pieniężny wysokości 50 tysięcy złotych, a całą resztę rzeczy, które kiedykolwiek należały do niego nakazał przekazać na cele charytatywne. Pomijając samochód.Audi A6 Avant w kombi należy teraz do jego córki, Melisy. I to by było na tyle.
Odchyliłam się na krześle i spojrzałam za okno znajdujące się za plecami adwokata. Nie miałam zielonego pojęcia, ze moja matka była taka bogata. W ogóle nie miałam pojęcia o niczym.
Spojrzałam na Madame, a ta skinęła mi głową. Wstałam. Wil też natychmiast sie podniósł. Nic nie mówił, tylko wyszedł za mną. Ruszyłam korytarzem szybkim krokiem. Prawie biegłam. Chłopak bez trudu dotrzymywał mi tempa. W końcu, będą c już pod koniec schodów na wieży, zatrzymałam się.
-Nie musisz za mną chodzić- powiedziałam z nutką irytacji w głosie.- Nie jestem dzieckiem.
Milczał.
-Wiesz... Jeśli myślisz, ze jestem tutaj, bo jestem twoim opiekunem, to jest to twój największy błąd.
Spojrzałam na niego z uwagą. Możliwe, ze wcześniej tego, nie zauważyłam, ale jego oczy były strasznie pociągające. Zaraz! Czy ja właśnie pomyślałam w ten sposób o czyichś oczach? Jeny, chyba naprawdę sie w nim zakochałam. Ale w tym momencie nie potrafiłam być romantyczna, ani nawet odpowiednio mu odpowiedzieć.
-Coś ci pokażę- powiedział po dłuższej chwili mojego milczenia. Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić wyżej, do drzwi prowadzących na samą górę wieży. Otworzył je i zapalił światło, a raczej pstrykając palcem podpalił pochodnię, która oświetliła całe pomieszczenie. Było ono małe, nie miało okien, a prawie całą ścianę pokrywał przepięknie haftowany gobelin przedstawiający dwoje martwych nagich ludzi leżących na ziemi w swoich objęciach. Rudowłosa kobieta i czarnowłosy mężczyzna.
-Co to jest?
-Pamiątka Madame. Jedyne, co zostało po każdej takiej parze. To są dzieci Półkrwi, Mel. Tak na siebie działamy. Dla innych jesteśmy tylko osobami, z którymi doznania- wycedził to słowo z nieskrywanym obrzydzeniem- są lepsze, spotęgowane. Ale siebie nawzajem możemy zabić...
Spojrzałam na jego smutną minę.
-Możemy, czy musimy?- spytałam przekornie. Lekko uniósł kąciki ust.
-Niestety istnieje jedynie jeden przypadek, w którym kochankowie przeżyli- jego mina znów zrzedła. Moja także. Choć teraz byłam już pewna, że nie czuję do niego jeszcze aż tyle, co on do mnie. Złapałam go za rękę i delikatnie przytuliłam do jego boku. Opuszki jego palców były niezwykle ciepłe.
-Jak to zrobiłeś?- spytała, gdy schodziliśmy z wieży.- No wiesz, ten trik z ogniem.
Uśmiechnięta przeskakiwała po dwa stopnie.
-To?- spytałem i strzeliłem palcami. Dwa pomarańczowe ogniki zaczęły tańczyć wokół jej twarzy. Zaskoczona przystanęła i zachwiała się na chwilę tracąc równowagę. Potem wybuchnęła śmiechem.- Ty potrafisz wiele innych rzeczy- zapewniłem ją. Wzruszyła ramionami.
-Na przykład straszyć?- spytała wodząc palcem po bliźnie. Potem zamknęła zdrowe oko i wydała z siebie dźwięk podobny do ducha.- Łhooo!
Roześmialiśmy się. Dziewczyna zeskoczyła z ostatniego stopnia i nagle złapała się za głowę i krzyknęła z bólu. Jej mleczna skóra na twarzy jeszcze zbladła. Osunęła się na ziemię. Złapałem ją w ostatnim momencie.
Przerażony przez chwilę nie wiedziałem co robić, a potem dostrzegłem, jak kolor jej chorego oka zmienia sie z sekundy na sekundę. Informante Ollo. Jeden z najpotężniejszych darów. Madame opowiadała mi kiedyś o tym. Tylko co mówiła?
Może stracić przytomność... Oko będzie zmieniać kolory... To jest ciężka próba dla duszy... Jeśli nie obudzi sie po dziesięciu minutach... nie żyje.
CZYTASZ
Wojowniczka dwóch Światów
FantasyByła inna, ale tylko trochę. Robiła wszystko, żeby się nie wyróżniać, ale i to nie pomagało. Prawie we wszystkim odstawała od zwykłych 15-letnich dziewcząt. Była szybka, silna, odważna i zagubiona w sobie. Sprawiała wrażenie osoby bardzo tajemniczej...