Kolejny normalny dzień w szkole. Chociaż gdyby się tak zastanowić, to dla kogo normalny, dla tego normalny. Dla mnie każdy dzień nie jest normalny.
Nigdy nie był.
Nie jest.
Nigdy nie będzie.
Odmiana czasów w szkole szła mi nieźle. Może dlatego teraz często je powtarzam. Nie dlatego, że ich nie pamiętam. Bo znam je jak nikt inny. Ale po to, żeby nie zapomnieć. Żeby nie zapomnieć kto się liczył kiedyś. Żeby nie zapomnieć kto się liczy teraz. Żeby nie zapomnieć, kto się liczyć już nie będzie. Trzy proste czasy, a jednak często zapominam o nich. Mylą mi się. Ale to nic. I tak nikt nie widzi. Nikt nie słyszy. Bo jak usłyszeć głos krzyczącego w zamkniętym umyśle? Jak zobaczyć coś, czego nawet Ty nie widzisz? Moje myśli są bezpieczne.
Do czasu.
Czasem myślę, jak to by było, gdybym nie była sobą. Gdybym nie była tą żałosną dziewczyną z jednym marzeniem. Tym, którego nie zdążyli jej odebrać. Tym, które jej zostało. Tym, którym wypełnia cały swój następny dzień.
Nadzieja.
Jednak nadzieja jest zgubna. Nadzieja jest matką głupich. Podłą suką. Ktoś może dać Ci nadzieję tak łatwo, jak może ją potem odebrać. A łatwiej jest ją dać niż odzyskać. Smutne.
Koniec klasy to moje ulubione miejsce od rozpoczęcia liceum. Czyli od dzisiaj. Siedzę tu od 2 minut. Czuje się jakbym nie żyła. Zero emocji. Zero uśmiechu. Nie okazuj ich, Nicola. Nigdy. Przenigdy.
Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Wszyscy są zajęci sobą. Rozmowa. Przyjaciele. Mam wrażenie, że jako jedyna jestem z Anglii. Głosy są jakieś niewyraźnie. Nie obchodzi mnie to. Jestem zajęta sobą. Swoimi myślami.Liceum. Nowy rozdział w moim życiu. Może nie do końca. Jak dla mnie to tylko zmiana szkoły. Nowi znajomi, których i tak nie mam. Nowi nauczyciele, szafki, miejsca, klasy. Nowa miejscowość. Dla mnie to nadal to samo miasto, tyle że większe i ma się w nim lepsze możliwości, z których i tak nie skorzystam.
Zamknęłam się tak na dobre jakoś w 2 klasie gimnazjum. Większość nastolatków przeżywa wtedy bunt. Sprzeczki z rodzicami i w ogóle. Ale u mnie było nieco inaczej. Śmierć rodziców to był straszny cios. Do czasu tego jebanego wypadku miałam rodziców. A nawet starszego brata. Kochałam ich. Kochałam tak strasznie mocno, że kiedy dowiedziałam się o tym, że... że nie żyją, chciałam być na ich miejscu. Chciałam, żebym to ja leżała na miejscu mamy, na miejscu taty, brata.
Niegdyś piękny dom jednorodzinny z wypielęgnowanym ogrodem, o który dbał tata. Obok mieszkania spory garaż. Na tyle duży, by pomieścić mój rower i samochód. Przytulne wnętrze, dziecinne pokoje. Dorastający brat za ścianą. Izolacja totalna. Nie słuchał się rodziców. Robił im tak strasznie na złość. Na przekór. A ja? Ja miałam ledwie 14 lat. Teraz mam 16. Od czasu wypadku minęły już 2 lata. Od 2 lat mieszkam w Domu Dziecka. Co to zmienia? Absolutnie nic. Nie mówię nikomu o tym miejscu. Nie mam komu o nim powiedzieć.Codziennie ta sama rutyna. To jest tak, że robisz wszystkie normalne czynności, wstajesz, jesz, idziesz do szkoły, potem do domu. Czasem nawet wymienisz z kimś parę zdań. A w środku po prostu rozpierdala Cię psychicznie, i wiesz, że już dłużej tego nie zniesiesz. To dla mnie pojęcie: codzienna rutyna. Przyzwyczaiłam się." Przyzwyczajenie się do tego wszystkie znacznie ułatwia życie." Może komuś innemu pomaga. Psychologowie? Oni gówno wiedzą o życiu. Jeśli wierzysz w te wszystkie kłamstwa, to możesz sobie bez ogródek powiedzieć, że jesteś idiotą. Spróbuj przeżyć bez rodziców tydzień, może dwa. Potem przeżyj miesiąc, trzy. To Cię niszczy, prawda? A teraz dodaj do tego wszystkiego rok. Rok rozłąki. Tyle, że po nim już w ogóle zapominasz, że masz kogoś. Kogoś bliskiego.
Rodzinę.
No i witam w moim świecie.
-MicalHoord-

CZYTASZ
Podpisano: Nikt ważny
Ficção AdolescenteCzy chcesz, czy chcesz Pod drzewem ukryć się? Złóż naszyjnik z nadzieją Ramię w ramię ze mną. Dziwnie już tutaj bywało, Nie dziwniej więc by się stało, Gdybyśmy spotkali się o północy Pod wisielców drzewem w nocy. ··· Okładka by: hericurls