Lilli otworzyła oczy. Była już noc, na nieboskłonie ujrzała mrugające oczka gwiazd. Wodziła po nich nieprzytomnym wzrokiem, aż znalazła swoją szczęśliwą. Wybrała ją kiedy była jeszcze dzieckiem i zawsze w chwilach smutku pocieszała się jej jasnym lśnieniem.
Teraz to światło nagle przygasło.
Dziewczyna zasadniczo nie pamiętała co się stało. Po prostu nic nie myślała. Nagle otrzeźwiła ją wilgoć. Poczuła, że jest mokro. Wymacała teren dookoła i uniosła się ze strachem.
Leżała w kałuży krwi.
Krzyknęła i uniosła się z odrazą. Nie przypuszczała, że krew może należeć do niej samej. Nie zdążyła jeszcze całkiem wstać, a nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Poczuła przeszywający ból w lewym udzie, upadła znowu i zachłysnęła się powietrzem. Spróbowała jeszcze raz, ostrożniej. Druga próba również się nie powiodła. Wtedy dziewczyna usiadła i załkała z własnej bezsilności. Już przypomniała sobie co się stało.
Płakała długo, aż do całkowitego wyczerpania. Nie miała zupełnie pojęcia co robić. Chciała walczyć, ale nie wiedziała jak. Była świadoma tego, że jej życiu zagraża wielkie niebezpieczeństwo. Z rany ciągle sączyła się krew.
Lilli nagle przyszła do głowy genialna myśl. Gwizdnęła cicho przez zęby i już po chwili usłyszała stukot kopyt końskich. To jej wierny wierzchowiec przybywał na wezwanie. Gdy był już blisko, dziewczyna wstała na zdrowej nodze i podciągnęła się do siodła. Uwiesiła się na skórzanych paskach i jakoś udało jej się dosiąść Aksamita. Teraz ruszyła po prostu przed siebie. Nie wiedziała gdzie, jak i czy w ogóle uda jej się uratować. Wola walki w niej nie umarła. Półprzytomna, nie zdawała sobie sprawy, że jedzie na południe w stronę dzikich ludzi.
Jechała nie wiedziała jak długo, w każdym razie gdy zyskała jaki taki przebłysk świadomości niebo na wschodzie zaczynało szarzeć. Zostawiała za sobą ślad kapek krwi. Z siodła całkowicie nasiąkniętego ciągle spadały lepkie kropelki. To nie wróżyło dobrze. Dziewczyna spróbowała opatrzyć ranę białą, czystą chustką. Tkanina szybko przemokła. Ale zawsze była jakąś ochroną.
Wtedy zorientowała się, że jedzie w złym kierunku. Na południu według mniemania wszystkich znajomych ludzi nie mogła na nic liczyć, nie było tam żywego ducha. Ale teraz nie miała już czasu, aby zawrócić. Czuła się coraz bardziej zmęczona, co pewien czas trzęsła się z zimna, to znowu płonęła w gorączce. Posuwała się bardzo wolno.
Zboczyła nieco na wschód, znalazła się w pobliżu owianych złą sławą bagien. Nie bała się jednak. Prawdopodobnie nie czuła już niczego oprócz nieustającego bólu. W głowie miała tylko jedną myśl – byle znaleźć ludzi. Nieważne jakich, byle dali pomoc. Chciała odpocząć.
Na bagnach zbłądziła i przez pewien czas kręciła się w kółko. Trwało to cały dzień. Gdy w końcu wydostała się na w miarę suchy teren była już tak osłabiona, że ledwo trzymała się w siodle. Przed oczyma wirowały jej czarne punkciki. Ponadto miała majaczenia. Widziała Wrena w stolicy. Bała się o niego. Często pojawiał się też rudzielec, który ja napastował. Wciąż nie znała jego imienia. Był uczniem czarnoksiężnika, ale z nią nie miał szans nawet jego mistrz.
Nie poddawała się w swojej żmudnej wędrówce. Koń idący prawie bez przerwy ciągnął się coraz wolniej. Wjechała wreszcie w lasy.
Trzeciego dnia w południe siły ją całkowicie opuściły i w pięknym liściastym lesie zsunęła się z siodła i upadła na ziemię. Uniosła się jeszcze na łokciach, przed twarzą ujrzała sznurek. Może była to tylko ułuda zgorączkowanego umysłu, ale Lilli nie miała zamiaru zmarnować tej jedynej szansy.
YOU ARE READING
Tam, gdzie rosną róże ~ Korekta
FantasyBajkowa historia umieszczona w zupełnie NIEbajkowym świecie. Tu ludzie mają realne problemy, krwawe wojny, rasizm i dyskryminację. Witamy w królestwach północy, państwach o utartych szlakach i wytyczonych zasadach. I w takiej właśnie sytuacji świat...