Tylko dlaczego teraz, gdy już nikt nie wierzy w magię, ona powraca? Czyżby nadchodził opiewany w pieśniach koniec świata?
W każdym razie Lilli zaczęła się nad tym zastanawiać. Nie interesowało ją to, że nic nie wymyśliła, przecież próbowała. Teraz wiedziała, że jak wróci na północ zapyta o to ukochanego. Przecież to on siedział z nosem w księgach całe dzieciństwo. Ona natomiast uczyła się bardziej potrzebnych rzecz jak walka i jazda konna oraz wiedza praktyczna typu medycyna. Historia była czymś niepotrzebnym.
Słońce stało już całkiem wysoko gdy wyruszyli. Mimo to, godzina była wczesna, więc Lilli nie przejmowała się lekkim opóźnieniem. Była pewna, że zdążą przed zmierzchem, zwłaszcza kiedy następował on około godziny dziesiątej po południu. Jechali spokojnie przez wioskę. Lilli na Aksamicie, Sheila na gniadej klaczy, Wielki Sokół dosiadał siwego ogiera, a Ognisty Ptak miał własnego niedoścignionego wierzchowca maści izabelowatej. Czarna Róża była pewna, że już go widziała, co tylko potwierdzało jej przypuszczenia. Tylko jaką misję on miał tutaj do zrobienia?
Wyjechawszy z osady zagłębili się w bukowy zagajnik. Światło padając przez drzewa tworzyło niesamowitą atmosferę. Klimatu dodawała jeszcze lekka poranna mgiełka. Droga, którą podążali była raczej rzadko uczęszczana, ale dobrze utrzymana. Końskie kopyta stukały od czasu do czasu o kamienie rozsypane gdzieniegdzie.
Lilli z wielkim ukontentowaniem wdychała zapach lasu, świeżego powietrza i wilgoci. Czuła się wolna, co oznaczało szczęśliwa. Widziała pulsujące życie naturalnej, nienaruszonej przyrody, czuła jej rytm w sobie, była jej częścią.
W pewnym momencie usłyszała cichy pomruk. Coś zbliżało się od strony oceanu i nie było to zwierzę. Słońce ciągle świeciło, ale dziewczyna zauważyła ledwo dostrzegalną różnicę w jego intensywności. Jej towarzysze zdawali się tego nie widzieć, dalej spokojnie dyskutowali. Temat ich rozmowy kręcił się wokół jakichś ostatnich wydarzeń i Sheila właśnie miała wyjawić jakąś wstydliwą i najwidoczniej śmieszną sytuację z życia szamana, której stała się świadkiem, gdy Lilli rzekła cichym, ale bardzo wyrazistym głosem urywając wywody kobiety.
- Przepraszam, że przerywam wam bardzo interesującą dyskusję w jej kulminacyjnym momencie - rzuciła im pełne ironi spojrzenie zielonych oczu - ale coś chyba się zbliża. Słyszałam grzmot.
- To niemożliwe - Ognisty Ptak zmarszczył brwi - nic nie słychać i nie widać. Przesłyszało ci się.
- Nie sądzę. Jesteśmy w głębi lasu, nie widać nieba - przerwała i rozglądnęła się z niepokojem. - zobacz, zwierzęta zwietrzyły już niebezpieczeństwo - wskazała pomykające wśród drzew doskonale dla niej widoczne jelenie.
- Nie widzę ich... - Wielki Sokół zmrużył oczy i wysilił wzrok. Ujrzał tylko niewielką, płową plamę poruszającą się na granicy jego widoczności. Teraz był już pewny, rzeczywiście biegła tam jakaś zwierzyna, ale była zbyt daleko by rozróżnić kształty i ich liczbę, jego wzrok był przecież bardzo ostry, nie bez powodu nazywał się sokołem.
- Dwa rogacze i pięć łań - odrzekła jakby słyszała jego zadane w głowie pytanie. Tak było, słyszała wszystkie ich bardziej wyraźne myśli - o, a tam biegnie zając - pokazała jeszcze mniejsze stworzenie uciekające przed czymś na północ.
- Lilli, mam dla ciebie złe wieści - zaczęła niepewnie Sheila - my tam nic nie widzimy.- Ale to prawda - uparła się dziewczyna - zaraz zobaczycie - mówiąc to, popędziła wszystkie konie i już po chwili znaleźli się na skraju lasu.
Gdy wyjechali zza drzew ujrzeli widok, który Czarna Róża już wcześniej przewidziała. Poniżej wzgórza, na którym stali widać było drogę dookoła, której dziwnym trafem nie rósł las. Było tam tylko puste pole. Słońca już nie było widać. Na południowym horyzoncie kłębiły się prawie czarne chmury. Zbliżały się znad oceanu. Lilli już widziała postępującą równolegle ścianę ulewnego deszczu. Między obłokami co chwila rozbłyskiwała smuga fioletowego pioruna. Morze poniżej tego całego pandemonium było wzburzone, zauważyła to z tej odległości. Antracytowe fale przelewały się przez białą piaszczystą plażę. Przy brzegu drzewa już były połamane, sterczące kikuty wołały o pomstę do nieba, które jakby w odpowiedzi burzyło się jeszcze mocniej. Dopiero teraz dziewczyna dostrzegła niewielką wioskę przytuloną do ściany pionowego urwiska z jasnej skały. Na jego szczycie rosło kilka topól, które na przekór wiatrowi stały prosto. Zrozumiała, że to jest cel ich podróży. Serce zabiło na chwilę strachem, ale powstrzymała to uczucie.
YOU ARE READING
Tam, gdzie rosną róże ~ Korekta
FantasyBajkowa historia umieszczona w zupełnie NIEbajkowym świecie. Tu ludzie mają realne problemy, krwawe wojny, rasizm i dyskryminację. Witamy w królestwach północy, państwach o utartych szlakach i wytyczonych zasadach. I w takiej właśnie sytuacji świat...