Rozdział 26: Sheila

14 1 0
                                    

Nagle tknęło ją znajome uczucie. Wyczuła magię w powietrzu. Otworzyła oczy i jej wzrok od razu przykuł młodzieniec idący od strony morza razem ze znajomą kobietą. To ona uratowała Lilli. Dziewczyna spojrzała w oczy podejrzanego młodego mężczyzny. Wiedziała, że coś jest z nim nie w porządku. Wyglądał niby normalnie, niczym się nie wyróżniał, ale ufała bezgranicznie swojej intuicji, w końcu nigdy ją nie zawiodła. W miarę jak dłużej patrzyła na nieznajomego, kontury jego twarzy zamazywały się i traciły swoją wyrazistość. Zaczynał kogoś jej przypominać. Ale w chwili gdy już miał całkiem się przemienić odwrócił się gwałtownie w jej stronę i, spostrzegłszy, że zaczyna coś podejrzewać, schylił się, aby coś podnieść. Dziewczyna straciła z widoku jego twarz. Nie była pewna czy zrobił to specjalnie. W końcu stwierdziła, że ma gorączkę i to są tylko jej majaczenia.

Tymczasem kobieta zbliżała się do wzgórza, na którym stał namiot. Lilli spoglądała na nią z umiarkowanym zainteresowaniem. Zmrużyła swoje zielone oczy i uśmiechnęła się złośliwie. Spodziewała się, że będzie zdziwiona. Nie pomyliła się.

Znajoma nie zauważyła Lilli dopóki nie uniosła głowy, gdyż ciągle pogrążona była w rozmowie z dziwnym młodzieńcem i dziećmi. Namawiała go na wspólny obiad i spotkanie, ale on się opierał. Gdy w końcu skończyła mówić i ujrzała dziewczynę stojącą na wzgórzu ze skrzyżowanymi na piersiach rękami i miną tak obojętną, całkowicie ją zamurowało. Wyraz twarzy miała tak głupi, że Lilli aż się zaśmiała. Mieszkańcy wioski niby byli zajęci swoją robotą, ale ona wiedziała, że obserwują całą tą scenę z wielkim napięciem.

Kobieta wreszcie przemogła zdziwienie i odezwała się jąkliwie:

- Co... co ty tu robisz...?

- Hm... - Lilli uniosła brwi – stoję? – spytała z ironią

- Ale... miałaś się nie budzić jeszcze przez tydzień. Tak powiedział szaman. – stwierdziła ze strachem kobieta.

- Jak widać twój szaman nie ma nade mną władzy. – dziewczyna rozłożyła ręce w geście udawanej bezsilności. Uwielbiała mieć przewagę. Na mieszkankę południa podziałało to bardziej niż się spodziewała. – może byśmy weszły do namiotu i porozmawiały jak cywilizowani ludzie? Zróbmy to szybko, zanim twój znajomy wypatrzy mi dziurę w głowie. – dodała widząc schowanego za drzewem chłopaka, który wpatrywał się w nią z zainteresowaniem. Był to tenże sam, dziwny dla Lilli, nieśmiały Południowiec.

Ruszyły więc bez słowa w stronę mieszkania, nie obdarzając młodzieńca spojrzeniem. Dziewczyna szybko skorzystała z okazji i usiadła na skórze rozłożonej na podłodze nie czekając na panią domu. Za nic w świecie nie przyznałaby się do tego, że jej słabo i potrzebuje odpoczynku. Była na to zbyt dumna.

Nowo poznana kobieta usadowiła się tuż obok. Lilli uniosła na nią wzrok. Była ciemnoskóra, ale nie aż tak jak reszta mieszkańców wioski. Miała też nieco jaśniejsze włosy ze złotym błyskiem i piwne oczy. Na pierwszy rzut oka nie różniła się od nich.

- Jestem Sheila – przedstawiła się pierwsza. Lilli musiała wyglądać naprawdę źle, gdyż kobieta podtrzymała ją za plecy – może chcesz się położyć?

- Nie, wszystko dobrze – dziewczyna przymknęła oczy i westchnęła. Przypomniała sobie czyjś inny dotyk i jej serce zaczęło pękać z tęsknoty. – Ja nazywam się Lilli. Więc formalności mamy za sobą, teraz pytania. Gdzie ja do cholery jestem?

- W jednej z osad nad Ognistą Rzeką. Znalazłam cię w lesie nieopodal, trzy dni temu w południe. – Sheila dopiero zaczynała rozkręcać swoją ciekawską naturę. – pierwszy raz ocknęłaś się wczoraj w nocy, ale chyba byłaś nie do końca przytomna. Pewnie tego nie pamiętasz. Mówiłaś od rzeczy.

- Nie – Lilli zaprzeczyła kategorycznie – Wiem co powiedziałam i, uświadom to sobie, miałam całkowitą rację. Tak naprawdę nie wiem kim jestem, a muszę się dowiedzieć jak najszybciej, to ważne.

- To chociaż opowiedz o sobie... - zaczęła niepewnie. Czekała na rozwiązanie zagadki.

- Na pewno chcesz spędzić w tym namiocie tysiąc dni i nocy? – dziewczyna roześmiała się szczerze – bo ja chyba nie mam na to czasu. Muszę wygrać pewną wojnę. – Uśmiechnęła się ukazując białe zęby i spojrzała w oczy Sheili, która okazała się słaba w tej grze.

- Czemu masz takie dziwne oczy? – kobieta po raz pierwszy zaciekawiła się wyglądem Lilli. Co prawda słyszała wielokrotnie opowieści o ludziach z północy. Podobno mieli złote włosy i oczy w kolorze nieba. Ale ta dziewczyna ani w małej cząstce nie pasowała do tego opisu.

- Dziwne? – zmarszczyła brwi. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Zawsze patrzyła ludziom w oczy i zapamiętywała ich kolor. Często bywały niebieskie, rzadziej brązowe lub piwne albo szare, a zielone zdarzały się tylko niekiedy, ale żadne nie miały odcienia szmaragdu. – Urodziłam się z takimi.

- No właśnie – Sheila wreszcie zdobyła jakąś przewagę – dzieci rodzą się z niebieskimi oczyma. Więc jesteś wyjątkowa – uśmiechnęła się. – tak więc zacznij teraz swoją zapewne również wyjątkową opowieść.

- To trzeba by było się cofnąć do czasu... do momentu kiedy spotkałam Wrena. – zaczęła Lilli – wtedy wszystko się zaczęło. Zasadniczo już wcześniej moje życie było dosyć ciekawe, ale dopiero z tamtym wydarzeniem nabrało jeszcze szybszego tempa.

- Więc kim on dla ciebie jest?

- Zasadniczo nie wiem. – Dziewczyna przygryzła wargę jakby coś ją zabolało – nasza miłość nie ma racji bytu. Boję się, że go już tam rozszarpali z mojego powodu.

�������


Tam, gdzie rosną róże ~ KorektaWhere stories live. Discover now