Rozdział 1

966 71 2
                                    

Obudził mnie śpiew ptaków. Lekko uchyliłam powieki, podniosłam się i spojrzałam przez okno. Niebo miało błękitny kolor, zapowiadała się piękna pogoda. Niespodziewanie usłyszałam hałas na dole, i chichot moich młodszych braci. Czy te małe potwory nie mogą chociaż raz wstać później ?
Wiedziałam, że przy tym hałasie już nie zasnę, więc z ociąganiem zwlekłam się z łózka. Po pięciu minutach wkroczyłam do kuchni niczym zombie, powłóczając nogami. Po pomieszczeniu krzątała się mama, i podrygując przygotowywała śniadanie.
Jej drobna sylwetka, blond włosy, i delikatne ruchy wskazywały raczej na to że jest elfem, a nie wilkokrwistym.
Usiadłam na krześle, tym samym skupiając na sobie uwagę mojej rodzicielki. Jej zielone oczy rozbłysły z radości.
- Już wstałaś, ptaszyno? - zapytała melodyjnym głosem - Zaraz będzie śniadanie - dodała, przerzucając kolejny usmażony naleśnik na talerz.
- Kawa... - westchnęłam z uwielbieniem, czując jej piękny aromat.
- Już ci leję, momencik - odparła mama wesoło. Gdy postawiła przede mną kubek wypełniony napojem wzięłam go w dłonie, w udawanym zamyśle patrząc na swoją rodzicielkę.
- Mam wrażenie, że uciekłaś z jakiegoś psychiatryka.
Upiłam łyk napoju bogów, przymknęłam oczy, i rozkoszowałam się jego smakiem. Praktycznie od razu opuściło mnie zmęczenie.
- A to czemu? -zapytała z rozbawieniem.
- Bo tylko ktoś chory na umyśle wstaje o szóstej rano, po czym tańcząc i podśpiewując przygotowywuje śniadanie - odparłam ze śmiechem. Mama zaśmiała się łagodnie i postawiła przede mną talerz z naleśnikami
- W takim razie ty też nie jesteś zdrowa psychicznie - oznajmiła rozbawionym tonem.
Polałam naleśniki syropem klonowym, i powiedziałam:
- Liczę na to, że zamiast tego po ojcu odziedziczyłam zdrowy umysł.
Nagle do kuchni wszedł tata. Po liściach w jego czarnej czuprynie stwierdziłam, że był pobiegać. Oznaczało to, że musiał wstać przynajmniej o piątej. Wymieniłam spojrzenia z mamą, po czym oznajmiłam zrezygnowana:
- A więc nie ma dla mnie nadziei...
Wybuchnęłyśmy śmiechem. Tata miał lekko skołowaną minę.
- Coś mnie ominęło? - zapytał, siadając naprzeciwko mnie.
- To nic takiego. Zamiast do Hiszpanii wyślemy ją do psychiatryka - moja rodzicielka roześmiała się, po czym postawiła przed tatą talerz z naleśnikami - Smacznego - dodała i pocałowała go lekko. Podśpiewując podeszła do kuchenki.
Tata wpatrywał się w nią z uwielbieniem. Tak bardzo się kochali. W ciszy jedliśmy śniadanie, gdy do kuchni wbiegły te dwa potwory.
- Mamo! Śniadanie! Szybko! - wykrzykiwali równocześnie.
- Alex, Max, do stołu - nakazała mama.
Te dwa ciołki to moi bracia. Oboje mają niebieskie oczy i czarne czupryny. Jak na dziesięciolatków są strasznie denerwujący.
- Ach... Dziczyzna przyszła - wumruczałam i wyszłam z kuchni.

A o to 1 rozdział. Mam nadzieje ze się podoba . :)

Polar WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz