Warszawa, Polska— Nie mam siły.
Gdy usłyszałam tak doskonale znany mi jęk Magdy, wzniosłam oczy ku górze. Postanawiłam jednak zignorować go i czytałam dalej przewodnik po Irlandii. A dokładniej te strony, które mnie szczególnie interesowały. Po chwili jednak poczułam, jak jedna z poduszek rzuconych przez przyjaciółkę, ląduje na moim brzuchu.
— Ała! — jęknęłam i spojrzałam na blondynkę, mrużąc oczy. — Spadaj. Trzeba było wcześniej się spakować.
— Pomóż mi — prychnęła Magda i siadając na brzegu łóżka, kontynuowała pakowanie swojej torby. — Czytasz ten przewodnik chyba piętnasty raz!
— I dobrze — wzruszyłam ramionami. — Trzeba wiedzieć, gdzie się jedzie.
— Przecież mamy telefony — śliczna, niebieskooka blondynka wzniosła ręce ku górze. — Jacek bierze laptopa i Internet.
— Ciekawe co będzie, jak nie złapiemy zasięgu akurat wtedy, jak będziemy go potrzebowali.
— To wtedy użyjemy twojej magicznej książki — zaśmiała się dziewczyna.
Pokiwałam przecząco głową i zaczęłam spoglądać, co moja przyjaciółka pakuje do walizki. Pilnowałam jej od szesnastu lat, to i w tamtym momencie również musiałam.
— Magda — zaczęłam, siadając na łożku. — Co ty bierzesz?
— No co? - blondynka wzruszyła ramionami i spojrzała na swoją małą czarną. — Wiesz, jak ją lubię. A na dzień Świętego Patryka trzeba jakoś ładnie wyglądać, żeby wyrwać jakieś irlandzkie ciacho.
— Dziewczyno — jęknęłam, odkładając przewodnik na bok. — Mamy marzec! Wiesz, jaka jest teraz pogoda w Irlandii? Szczególnie w rejonie Connacht?
— Gdzie? — gdy dostrzegłam jej zdziwiony wyraz twarzy, nie mogłam się powstrzymać i uderzyłam otwartą dłonią w czoło.
— Boże, wynieście ją — mruknęłam cicho, a po chwili dodałam głośno. — Tam, gdzie jest Galway!
— Aaa, no to mów od razu, że to tam — Magda zaśmiała się serdecznie i wróciła do pakowania walizki.
Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że Magda jest słodką idiotką. Ale nic z tych rzeczy. Była po prostu zwariowaną i szaloną dziewczyną, która potrafiła czasami racjonalnie pomyśleć.
W tamtym momencie do pokoju Magdy wpadł Jacek.
— Czołem, dupeczki! — zawołał wesoło wysoki, przeraźliwie chudy szatyn, po czym padł na łóżko, które zaskrzypiało niebezpiecznie. — Jak tam idzie?
— Wiki już przybiera postać Matki Teresy. — stwierdziła z ironią nasza przyjaciółka, ja zaś wzniosłam oczy ku górze.
— Jak rany! Czy mam wam przypomnieć...
— Tak, tak — przerwał mi Jacek, targając mnie po włosach. W jego zielonych tęczówkach widać było rozbawienie. — Gdyby nie Ty, to dawno byśmy zginęli.
— No właśnie — chrząknęłam i postanowiłam zmienić temat. - Napisałeś referat?
Nie uzyskałam odpowiedzi. Szatyn spojrzał na mnie jak na wariatkę, następnie na Magdę, która również posyłała wzrok pt. „Chyba cię Bóg opuścił, dziecko" i po chwili znów na mnie.
— Słuchaj, Wera — zaczął po chwili zastanowienia Jacek. — Jakbyś zapomniała, jutro wylatujemy do Irlandii. Na calutki tydzień. Będziemy zwiedzać i chlać, chlać i zwiedzać. Czy ty myślisz, że miałem czas na myślenie o referacie ?