— Spójrz na mnie. Żadnej nie kochałem jak ciebie. I na ciebie czekałem najdłużej.
— Zostaw mnie!
— Kocha cię żołnierz Konfederacji. Chce, byś go objęła. Chce zachować wspomnienie pocałunku. Zapomnij o miłości. Wystarczy, że pójdę na śmierć z pięknym wspomnieniem. Scarlett, pocałuj mnie. Pocałuj. Ten jeden raz...
— Koń by się uśmiał — mruknęłam i zaczęłam szukać pilota, który ukrył się gdzieś pod stertą opakowań po chipsach i ciastkach. Gdy w końcu go znalazłam, wcisnęłam czerwony przycisk. Postacie Rhetta i Scarlett zniknęły w wizji.
Rzuciłam urządzenie z powrotem na łóżko i spojrzałam na posłanie. Ilość słodyczy, które wchłaniałam przez ostatnie kilka dni – a także ilość wypitego przeze mnie wina – z pewnością niekorzystnie wpływały na moją wagę i wygląd. Ale w tamtym momencie miałam to gdzieś. Czułam się i wyglądałam zapewne jak Bridget Jones, gdy na początku pierwszej części filmu śpiewała „All by myself". Byłam załamana, zrozpaczona i prześladowała mnie wizja samotnego życia w kawalerce z towarzystwem kotów, których – tak nawiasem mówiąc – nie znosiłam.
A wszystko przez tego idiotę, któremu oddałam całe swoje serce. Dla którego mogłabym zrobić wszystko. Który przez trzy miesiące oszukiwał mnie udając zupełnie kogoś innego.
I jak na złość, wtedy mój telefon zaczął wibrować. Dobrze wiedziałam kto to dzwoni, jednak zerknęłam kątem oka na wyświetlacz. Tak jak myślałam – był to Harry. Od trzech dni dzwonił do mnie po kilkanaście razy dziennie i wysyłał multum wiadomości.
— „Czas na obiad" — przemknęło mi przez myśl, próbując zagłuszyć moje rozmyślania o brunecie. A także chęć odezwania się do niego.
Wstałam z łóżka i powolnym krokiem zeszłam na dół. Miałam nadzieję, że nikogo nie będzie w domu, gdyż nie miałam ochoty wysłuchiwać rad i narzekań mojej rodziny. Niestety, w kuchni siedzieli rodzice oraz Magda i Jacek.
— Co wy tu robicie? — na widok moich przyjaciół uniosłam zdziwiona prawą brew.
W odpowiedzi Magda wstała. Gdy podeszła bliżej, zaczęła mnie obserwować uważnie.
— Myjesz się w ogóle? — zapytała po chwili.
— Co?
— Śmierdzi od ciebie jakbyś z tydzień nie widziała mydła i wody.
Wzruszyłam ramionami i podeszłam do lodówki. Z zamrażalnika wyjęłam pudełko lodów.
— Może zjadłabyś obiad? — chrząknęła mama.
Doceniałam to, że moja rodzina i przyjaciele chcieli jak najlepiej dla mnie. Ale w tamtym momencie wolałam zostać sama.
— Właśnie go wzięłam — mruknęłam.
Odwróciłam się i z powrotem ruszyłam w stronę swojego pokoju. Słyszałam za sobą kroki Magdy i Jacka, więc dobrze wiedziałam co usłyszę, gdy przekroczymy jego próg.
— O rany — chrząknął szatyn, gdy rozejrzał się po pokoju. — Jak na melinie.
— Długo masz zamiar tak robić? — Magda – z dłońmi ułożonymi na biodrach – spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem.
Usiadłam na łóżku i otworzyłam pudełko lodów.
— Jak?
— Weronika, przestań...
— Co mam przestać?! — krzyknęłam, z powrotem zrywając się z miejsca. W końcu zaczęłam wylewać wszystkie swoje żale. A z racji tej, że nie zdążyłam zrobić tego na Harrym, trafiło na moich przyjaciół, którzy niczemu nie zawinili. — Przejmować się?! Myśleć o nim?! Rodzice mi o tym samym trują, ale nie mogę! Gdyby sytuacja była inna, gdyby chodziło o inną, to wszystko byłoby jasne i starałabym się zapomnieć o nim! I żadne z was nie było w takiej sytuacji, więc przestańcie gadać i dawać mi rady!