End?

116 7 5
                                    

Polecam serdecznie włączyć piosenkę.

~*~

Czułam, jak ciarki przechodzą po całym moim ciele.

Dlaczego tak się działo?

Dlaczego jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w zielone tęczówki mężczyzny, który omotał mnie swoją osobą?

Czemu mój oddech przyspieszył, gdy spoglądał na moje usta i zwilżył swoją dolną wargę?

Przecież znaliśmy się dopiero kilka godzin. To było niemożliwe, żeby w tak krótkim czasie zauroczyć się w kimś.

W kimś nieznajomym.

W kimś, kto wróci do swojego kraju i zapomni o mnie.

To było pewne.

Bo taka sytuacja nie była możliwa. W powieściach - owszem. Ale nie w realnym świecie. To by było zbyt piękne, by taki mężczyzna jak Harry chciał kontynuować znajomość z kimś takim jak ja.

I ta jedna myśl spowodowała, że oprzytomniałam. Rozum odzyskał chwilową władzę nade mną. Chrząknęłam niepewnie i próbowałam wstać, odpychając się lekko nogami od podłoża. Harry chyba zorientował się, o co mi chodzi, gdyż postawił mnie prosto. Przez chwilę panowała krępująca cisza między nami. Brunet przygryzał niepewnie dolną wargę, co wcale mi nie pomagało.

— To... Gdzie jesteśmy? — chrząknęłam, siląc się na lekki uśmiech.

- Nie wiem. - wzruszył ramionami mężczyzna, a na jego ustach błąkał się uśmiech małego cwaniaczka.

— Harry. Grabisz sobie. — pokiwałam głową i spojrzałam na zegarek.

Gdy dostrzegłam która była godzina, nie mogłam uwierzyć, że czas zleciał tak szybko.

— Harry! — powtórzyłam jego imię, tym razem głośniej. — Jest trzecia dwadzieścia!

— W nocy? — brunet wyszczerzył zęby w głupim uśmiechu, który w jego wykonaniu wyglądał zarazem słodko. Widząc jednak moją minę, dodał szybko: — Wiem, ze jest już po trzeciej...

— No nieźle — sapnęłam ciężko, przerywając mu niezbyt taktowanie. — Zbliża się ranek, nie wiemy gdzie jesteśmy...

—  ...Iii jesteśmy w Silverstand. — dokończył mężczyzna. Ja zaś spojrzałam na niego zdziwiona.

— Skąd wiesz?

— Patrzyłem na tablice. - wzruszył ramionami i zrobił minę niczym dziecko, które dostało swoją pierwszą piątkę z matematyki. 

Nic nie odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową w zrozumieniu. — Jesteś zmęczona?

— Nie. Właściwie nie. — zaśmiałam się.

— To idziemy dalej, czy wracamy? — zachichotał Harry.

— Może wracajmy. Bo z tego co mówiłeś, masz samolot rano. A pan prezes musi spełniać swoje obowiązki.

Zachichotałam, po czym wyprzedziłam go, żeby uniknąć kuksańca w bok, którego Harry chciał mi dać.

Półtorej godziny później byliśmy już w mieście. Powoli zaczynało świtać, jednak latarnie na ulicach nadal paliły się, tworząc uroczą atmosferę.

— A co...

— Nie, błagam — przerwałam Harremu, śmiejąc się po raz enty. — Nie wytrzymam dłużej.

— Oj, ostatni. Jak witają się ludzie bez rąk? ... Czołem!

— O Boże. — ze śmiechu zaczynało brakować mi już powietrza.

Zdecydowanie Harry był mistrzem opowiadania sucharów. Tylko dlaczego śmieszyły mnie jak cholera? Może przez sposób, w jaki mężczyzna je opowiadał?

— Jesteśmy na miejscu. — sapnęłam zmęczona, gdy dotarliśmy pod mój hostel.

Brunet zerknął na wejście, po czym znowu jego spojrzenie spoczęło na mnie. Znów nie mogłam oderwać wzroku od zielonych, błyszczących tęczówek mężczyzny. Niby były zwyczajne, ale jednak miały w sobie to "coś". Coś, co powodowało, że hipnotyzowały.

— Eeee.... Dziękuję za spacer— bąknęłam, czując, jak policzki mnie palą. — I w ogóle...

Tak. Zdecydowanie byłam mistrzem w wysławianiu się i budowaniu zdań.

— To ja dziękuję, że się zgodziłaś pospacerować ze mną. — Harry uśmiechnął się szeroko. — Mam nadzieję, że bawiłaś się dobrze.

— Pewnie. — zaśmiałam się.

Na chwilę zapanowała cisza między nami. Brunet wciąż lustrował mnie swoim wzrokiem. Momentalnie zrobiło mi się gorąco.

— No to... Na razie. — bąknęłam.

I wtedy... Serce i Dusza przejęły nade mną całkowitą kontrolę. Bo pod wpływem emocji i magii nocy podeszłam bliżej do Harry'ego i pocałowałam go w usta.

— "Rany... Co ja wyprawiam?!" — przemknęło mi przez myśl dopiero po dłuższej chwili.

Brunet chyba był zaskoczony moim „atakiem", ale gdy chciałam odejść, zatrzymał mnie. Obejmując mnie mocniej w pasie i przyciągając do siebie, odwzajemnił pocałunek. Nogi automatycznie ugięły się pode mną. Boże, jego usta... Były takie miękkie. I sposób w jaki całował powodował, że po całym moim ciele przechodziło całe stado dreszczy. Robił to powoli, aczkolwiek bardzo namiętnie.

Również dziwne rzeczy działy się w moim brzuchu. Czyżby to były te słynne "motyle"?

Pocałunek trwał, dopóki nie skończyło się nam powietrze. Odsunęliśmy się od siebie, lekko oddychając głośno. Przez chwilę zapanowała między nami cisza. Harry przesunął językiem po dolnej wardze, czekając na jakąkolwiek moją reakcję. Która w tamtej chwili mogła być tylko jedna.

— Pa, Harry. — wyszeptałam, po czym odwraciłam się i weszłam do środka hostelu, nie czekając na reakcję mężczyzny.

Na schodach zastrzymałam się i westchnęłam ciężko.

Rozum zdążył już opieprzyć Serce i Duszę. Zupełnie nie wiem, dlaczego. Bo wiedziałam, że warto było. Warto było zaryzykować i pójść na spacer z nieznajomym. A także pocałować go. Dlatego, że to był najcudowniejszy wieczór i najcudowniejsza noc w moim życiu. A Harry był najcudowniejszym mężczyzną, jakiego dane było mi spotkać.








Prince and meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz