— Wasza wysokość, Twoi rodzice oraz dziadkowie na Ciebie czekają. — oznajmił mi Arthur, z lekkim uśmiechem na twarzy.
Fałszywym, należy dodać.
— Już idę. — wzruszyłem ramionami, po czym spojrzałem na Lottie z uśmiechem i puściłem ją. — Dobra. Zmykaj do nauki, mała.
— I tak się dowiem, co się dzieje. — prychnęła brunetka i wystawiając mi język, skierowała się do swojego pokoju.
Zaśmiałem się, po czym ruszyłem w kierunku gabinetu ojca. Arthur szedł tuż za mną. Nie znosiłem tego gościa. Zarozumiały, impertynencki dupek, który - nie dość, że nie mieszkał tutaj a rządził się - to jeszcze chciał, bym poślubił jego córkę. Chyba go Bóg opuścił. Tą ograniczoną, pustą idiotkę Clarę? Nigdy w życiu! Gdzie jej było do Very? Zresztą, kogo ja do niej porównuję? Veronica to klasa sama w sobie, mimo że nie pochodziła z arystokracji.
W końcu dotarliśmy do jednego z ważniejszych pomieszczeń w tym domu. Ściany – jak wszędzie – były koloru kremowego, zaś podłogi wyłożone były dębowym parkietem. Na eleganckiej, dziewiętnastowiecznej sofie siedzieli moja mama, babcia i dziadek. Ojciec stał oparty o biurko. Od razu widać było, że jest czymś przejęty.
Znowu coś zrobiłem?
— Cześć, babciu. — podeszłem do niewysokiej, farbowanej na blond staruszki i ucałowałem ją w policzek.
Od kiedy tylko pamiętałem, babcia zawsze była wzorem elegancji i perfekcji.
— Witaj, Haroldzie. — uśmiechnęła się szeroko do mnie.
— Czołem, kawalerze! — zawołał wesoło dziadek, wstając z kanapy.
Wysoki, łysy mężczyzna, z okrągłymi okularami na nosie, klępnął mnie mocno po plecach na przywitanie. Swobodne podejście do życia, mimo królewskiego statusu, musiałem zdecydowanie odziedziczyć po nim.
— Cześć, dziadek. — również się zaśmiałem, odwzajemniając uścisk.
Usiadłem obok niego. Następnie spojrzałem na mamę i babcię z lekkim uśmiechem. — Co się dzieje?
— Musisz się szykować na spore zmiany, mój drogi.
— To znaczy? — chrząknąłem.
Przez moment poczułem wielką gulę w gardle. A jeśli ojciec z babką wymyślili, że naprawdę zaaranżują moje małżeństwo? Szczerze, to nie zdziwiłbym się.
— Po omówieniu sprawy z Twoim ojcem zdecydowałam, że abdykuję na jego rzecz. — oznajmiła babcia z lekkim uśmiechem.
Nastała krótka chwila ciszy. Minę musiałem zrobić chyba niezłą, gdyż babcia z mamą zaśmiały się.
— Zaskoczony?
— No... Tak... Ale dlaczego? Myślałem, że lubisz... rządzić? — bąknąłem.
Dziadek zachichotał ja zaś dołączyłem do niego po chwili. To był fakt – babcia nawet poza tronem lubiła trochę porządzić się.
— Owszem, lubię jak zauważyliście. — pokiwała głową starszuszka. — Ale mam już swoje lata. W sierpniu minie czterdzieści pięć, od kiedy zasiadłam na tronie. Chciałabym nacieszyć się trochę... emeryturą. — zakończyła swój wywód z lekkim uśmiechem.
Pokiwałem głową w zrozumieniu. Tego się nie spodziewałem. Znaczy, dobrze wiedziałem, że ten dzień wkrótce nadejdzie. Ale nie byłem zbytnio zadowolony, że teraz. Przejęcie władzy przez ojca oznaczało dla mnie jeszcze więcej królewskich obowiązków. A to znacznie komplikowało sytuację z Veronicą.