Podziwiałam Harry'ego. Ja, gdybym była po kilkugodzinnej podróży samolotem, pewnie szybko wskoczyłabym do łóżka i nigdzie się nie ruszała do końca dnia. Miałam tak, gdy wróciliśmy z Jackiem i Magdą do Polski.
Jednak Harry to był Harry. Gdy tylko zostawiliśmy w hotelu, w którym się zatrzymał, bagaże i po przebraniu się, od razu zarządził spacer po okolicy.
Na pierwszy rzut oka widać było, że był podekscytowany wszystkim. Trzymając się za ręce, powolnym krokiem chodziliśmy po centrum Warszawy. Harry z zaciekawieniem obserwował budynki i pytał o wszystko, co go zainteresowało. Czułam się trochę jak przewodnik, ale z przyjemnością odpowiadałam mu na wszystkie pytania. Pewnie dlatego, że wtedy jego oczy błyszczały jeszcze bardziej, co dodawało mu jeszcze większego uroku.
W końcu – po trzech godzinach spaceru – postanowiliśmy odpocząć w Łazienkach Królewskich.
— Może pójdziemy zjeść coś... Bardziej sycącego? Możemy podjechać autobusem do centrum i...
— Mój Boże! – przerwał mi teatralnym westchnięciem Harry, patrząc w niebo. Po chwili jednak znów skierował swój rozbawiony wzrok na mnie. — Jak nie przestaniesz, to będę zmuszony coś Ci zrobić.
— Chamidło z Ciebie — stwierdziłam z udawanym oburzeniem i urwałam kawałek obwarzanka ze sznurka. Korzystając z kwietniowej, pięknej pogody, siedzieliśmy nad brzegiem Stawu Belwederskiego, co jakiś czas karmiąc kaczki. — Dbam o Twoje wyżywienie, jak na gospodynię przystało, a Ty chcesz mnie skrzywdzić.
— Gospodynię. — powtórzył brunet z chichotem.
Gdy minęła nas grupa młodych dziewczyn, które przyglądaliśmy się przez chwilę, Harry znów odezwał się:
— Podoba mi się tutaj. Macie ładne dziewczyny. — stwierdził i spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem.
— Chłopców też. — chrząknęłam, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
— Nie. — pokiwał przecząco głową mężczyzna. A widząc moje zdziwione spojrzenie, kontynuował: — Najprzystojniejsi mężczyźni - według miesięcznika „People" – znajdują się w Alzacji. I idealny przykład tego siedzi tuż obok ciebie.
Gdy w końcu nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać, Harry zmarszczył śmiesznie brwi.
— Przepraszam, bawi Cię to?
— Nie, skąd — chrząknęłam, przybierając poważną minę. — Rzeczywiście, masz rację. Jak tak przyjrzałam się twoim przyjaciołom, to są bardzo przystojni.
Znów zachichotałam, gdy dostrzegłam pełne wyrzutu spojrzenie bruneta.
— Nie gadam z Tobą. — mruknął i wstał z ławki.
— Oj, stary. — znowu zaśmiałam się. — Przecież Ci przytaknęłam.
W odpowiedzi Harry machnął ręką i podszedł bliżej stawu. Nadal chichocząc jak głupia nastolatka, zaczęłam obserwować, co też ten człowiek zamierza zrobić.
Harry ukucnął i urwał kawałek swojego obwarzanka, który rzucił w stronę kaczek. Jedna z nich szybko doczłapała do niego i zjadłszy rzucony kawałek, zaczęła domagać się więcej.
— Ej... Spadaj! — krzyknął, gdy kaczka dziabnęła go w rękę.
Zaczęłam się śmiać, nie mogąc już dłużej wytrzymać. Brunet zerwał się z miejsca, próbując odgonić od siebie natrętne zwierzę. Widok był przekomiczny. — Veronica, no! Pomóż!
— Rzuć jej tego obwarzanka! — zapiszczałam ze śmiechu, również wstając.
Brunet w końcu zrobił to, co mu doradziłam. Odzyskawszy spokój, podszedł do mnie.