Halp

169 17 6
                                    

Co za smród.

Wstałam powoli kierując się w stronę schodów. Głowa bolała mnie bardziej niż zwykle.

Pusty pokój. Ciemne, obdrapane ściany zamknęły moje uszy na wołanie. Stałam i patrzyłam się naprzód. Rozumiesz? Pewnie nie. Nikt nie rozumie.

A oni wołają.

--------

Stań prosto. Otwórz oczy. Zamknij.
idę.

Pobieglam w stronę okna mijając otaczający mnie ogień. Krzyczałam mimo że nikt mnie nie słyszał. Spojrzmy prawdzie w oczy, nikt tego nie dostrzega.

Skoczyłam nad jakimś zwęglonym ciałem. Twarz tak bliskiej memu sercu kobiety, teraz patrzyła na mnie . Ale nie mogła już nic powiedzieć.

Żegnajmy się zawsze. Nigdy nie wiesz, kiedy nie zdążysz powiedzieć ostatniego słowa.

~.~

A jego tam nie ma. Gdzie on jest? Był tu. Pamiętam.

Wszędzie unosi się coraz bardziej wyrazisty zapach dymu. Jeśli teraz to nigdy. Zaczęłam krzyczeć, płakać, miotać się. Ktoś z tyłu złapał mnie i zaczął wyprowadzać z pomieszczenia.

To koniec. -Pomyślałam. Nie zdążymy. Nie damy rady. Ich już tu nie ma. Oni zrobili swoje. Nam pozostało uciekać.

Opuszczając to miejsce, nie czułam już nic. Straciłam to. Straciłam ich. Straciłam ją.

~.~

Gdy po raz ostatni odwróciłam głowę, by spojrzeć na przygasający ogień, zrozumiałam. W rozpadających się drzwiach stała postać, której wzrok przeszywał mnie na wylot. Ta która jest zawsze, kiedy dzieje się jakiaś tragedia. Ta, która teraz uśmiecha się do mnie.

To byłam ja.

Ostatni wdechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz