(IV) Płacz Camille.

1.6K 67 7
                                    

Londyn, listopad, 1961 r.

W Londynie panowała pochmurna, deszczowa pogoda. Jak zawsze. Wieczorem kłębowiska pary zaczęły się przerzedzać, przez co światło księżyca oświetlało miasto z niemal taką jasnością jak słońce za dnia.

Camille właśnie kończyła upinać swoje blond loki w niskiego koka, ułożonego z boku, gdy skończyła założyła na to kapelusz z dużym, czarnym rondem, zakrywającym jej pół twarzy. Wampirzycy podobał się taki wygląd; prezentowała się tajemniczo, lecz jednocześnie dostojnie oraz pięknie. Jej usta pokrywała szminka koloru krwi którą niedługo spożyje. Weszła do salonu, gdzie leżał Magnus, czytał książkę na sofie. Oderwał od niej wzrok, dopiero gdy kobieta lekko zaszeleściła jedwabną suknią.

-Już wychodzisz?- Zapytał z troską. Camille zauważyła, iż ma na sobie wyjściową marynarkę.

-A ty?

-Jestem umówiony z klientem, myślę że nie wrócę do rana.

Kobieta podeszła do niego i przysiadła na skraju kanapy. Ujęła jego podbródek i przejechała pod nim ostrym palcem. Czarownik zamruczał cicho. Pochyliła się i złożyła na jego ustach szybki francuski pocałunek. Już miała się oderwać, kiedy Magnus przyciągnął ją bliżej i pogładził jej plecy. Rozpięła mu rozporek i weszła na kolana, z jej zgrabnych ramion powoli, w miarę ruchów ześlizgiwały się cienkie ramiączka.

Nie wiadomo jak długo trwaliby w tej ekstazie, gdyby nie zegar wiszący na przeciwległej ścianie, wybijający godzinę nowego dnia. Północ. Czas Dzieci Nocy.

Szybko wstali doprowadzając się do porządku. Przez cały ten czas nie posłali do siebie choćby jednego uśmiechu. Tym charakteryzował się właśnie związek Camille oraz Magnusa. Przez większość czasu byli dla siebie zimni, obojętni. Czasami tylko mężczyzna zdobył się na odrobinę pieszczot, niestety kobieta ich nigdy nie odwzajemniła.

Przed drzwiami złożyli na swych ustach ostatni pocałunek i ruszyli w tylko sobie znane kierunki.

Chwilę później Camille stała już przed wejściem do jednego z bardziej ekskluzywnych barów w całym Londynie. Oczywiście nie miała problemów z wejściem. Kiedyś przychodziła tu jedynie arystokracja z długim rodowodem szlacheckim, teraz piwowarnia była otwarta dla wszystkich celebrytów, co znacznie utrudniało pracę wampirzycy. Najlepiej smakowała jej tak zwana "niebieska krew". Nie miała pojęcia kto jest jej posiadaczem, a kto zwykłym Przyziemnym, do którego los raczył się uśmiechnć i zyskał sławę.

Oddała swoje czarne bolerko zrobione z futra niedźwiedzia do szatni. Następnie podążyła do baru prosząc o kieliszek najlepszego czerwonego wina jakie mieli. Wspięła się na wysokie krzesło barowe i wsparła ze znużeniem głowę o rękę, spoczywającą na blacie. Wypatrywała ofiary dzisiejszego wieczoru, rozglądała się dookoła dopóki nie trafiła wzrokiem na niezwykle przystojnego młodzieńca siedzącego samotnie w fotelu, przeglądającego gazetę i popijającego whiskey. Poprosiła barmana wycierającego białą szmatką czystą szklankę, o dolewkę trunku dla chłopaka na jej koszt. Choć tak naprawdę jego, upomniała się w myślach Camille. Po wieczerzy zawsze sprawdza kieszenie ofiar w poszukiwaniu pieniędzy, i zazwyczaj trafiała na zwitek banknotów o bardzo wysokich nominałach. Mężczyzna za ladą pokiwał głową i udał się w tamtym kierunku. Dziewczyna powędrowała spojrzeniem po sali w poszukiwaniu ewentualnego planu B. W końcu wróciła do miejsca, gdzie siedział jeszcze przed chwilą młody mężczyzna. Gdy go nie spostrzegła ogarnął ją nieuzasadniony lęk. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciła się tak szybko, iż jej blond loki zafalowały wokół twarzy. Posiadaczem dłoni okazał się mężczyzna, którego dotąd obserwowała. Z bliska wydawał się jeszcze piękniejszy; jego skóra mimo, że blada wyglądała na zdrową. Pod jej delikatną ochroną, Camille czuła zapach świeżej krwi, przepływającej przez żyły w jednostajnym tempie.

Mniej i bardziej pojeBANE historieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz