Isabell odłożyła kolejną parę kolczyków. Nie mogła żadnej dopasować do swojej białej sukni wysadzanej gdzieniegdzie kryształkami. Jedne zbyt lśniły, natomiast inne, no właśnie, innych prawie w ogóle nie było widać. Upięła swoje kruczoczarne włosy na boku i spróbowała z następnymi. Jako ostatnie nareszcie okazały się być tymi trafionymi.
Uprzątnęła resztę biżuterii do szkatułki, którą dostała od Simona, włożyła stopy w pół-przeźroczyste szpilki i wyszła z pokoju. Dawno się tak nie odstawiała, więc była bardzo zadowolona z efektu.
Była w połowie drogi do biblioteki, kiedy usłyszała, że ktoś wchodzi do Instytutu. Zawróciła i zmierzyła ku drzwiom.
Przybyszami okazali się być Clary oraz jej ukochany, Simon. Oboje naprawdę postarali się jak na swoje standardy. Dziewczyna ubrała butelkowozieloną, aksamitną sukienkę i dopasowała do tego kremową torebkę wraz z obcasami do kompletu. Chłopak natomiast przywdział garnitur, co niezmiernie ucieszyło młodą Nocną Łowczynię. Uwielbiała kiedy Simon zakładał garnitur, każdy chłopak wygląda wtedy o niebo lepiej oraz seksowniej...
Skierowali swe kroki do sali, w której pomału zbierała się coraz większa grupka osób. Dzisiaj rano dołączyła do nich reszta Blackthronów oraz innych gości.
Alec, Helen, Aline oraz Jace uwijali się z przynoszeniem potraw i zastawy. Izzy dostrzegła na ich ramionach świeże runy. Wywróciła oczami, to było jasne, iż tak postąpią.
Po chwili stół był gotowy. Ostatnia weszła Maryse- w pięknej, ciągnącej się niemal do ziemi złotej sukni, niewysokich obcasach, z włosami luźno rozpuszczonymi, opadającymi na ramiona. Chyba wszystkim przyszło w tej chwili do głowy, że wygląda prawie tak młodo, jak jej dzieci. Jednak zdradzały ją cienie pod oczami, jakby niedawno płakała.
-Wesołych Świąt- powiedziała, siląc się na uśmiech.
Wszyscy odpowiedzieli, nierówno, niektórzy głośniej, inni mruczeli ale liczyło się, że zrobili to razem.
Kobieta uniosła dłonie w geście powitania i zapowiedziała:
-Więc zasiądźmy do stołu.
Nocni Łowcy podeszli i zajęli przypadkowe miejsca. Po raz pierwszy on bardzo, bardzo dawna Alec, Jace oraz Isabell ujrzeli to miejsce tętniące życiem. Tylko tym razem nie mieli po dziewięć i jedenaście lat, tylko byli niemal dorośli. Znaleźli swoje drugi połówki, z którymi teraz pragnęli dzielić ten magiczny czas.
Jace chwycił Clary za rękę i usiedli obok siebie przy stole. Chłopak nachylił się i szybko skradł jej buziaka, tak prędko, że nawet nie zdążyła zareagować. Odsunął się z leniwym uśmiechem na ustach, podczas gdy ona patrzyła na niego zdumiona.
-Na co masz ochotę?- zapytał ją Jace.
-Dobrze wiesz- odzyskała rezon. -Zawsze na tę samą osobę.
Jace roześmiał się.
-Miałem na myśli jedzenie, Clary- powiedział.- Od którego Dania zaczynamy?
Dziewczyna była coraz bardziej zdumiona, można by powiedzieć, iż nawet oniemiała. Potrząsnęła głową i wskazała trzęsącym się palcem pieczone warzywa.
-Coś się stało?- zapytał sięgając przez stół i nakładając jej na talerz solidną porcję jedzenia.
-Nie... nic. Zupełnie- uśmiechnęła się słabo i popatrzyła na swoje danie.- Nie uważasz, że się lekko umm... przeliczyłeś z pojemnością mojego żołądka?
-Powinnaś jeść. Może jeszcze urośniesz.
-Wiesz, nie musisz żartować co do mojego wzrostu.- Zrobiła z lekka naburmuszoną minę.

CZYTASZ
Mniej i bardziej pojeBANE historie
RandomJedno strzałowe opowiadania o bohaterach serii Dary Anioła