-Pospieszcie się, chłopcy!- zawołała Isabelle. - Powinniśmy już wychodzić!
Jace wciągnął bluzę przez głowę.
-Wyluzuj, zdążymy- odkrzyknął.
Zasznurowałem buty i wetknąłem za pas dwa serafickie miecze, kątem oka przyglądając się, jak Jace układa włosy przed lustrem. On musiał zawsze wyglądać idealnie. Nawet idąc polować na demony wyglądał, jakby uciekł z pokazu mody.
Cholera.
Podszedłem do niego i przez jego ramię spojrzałem w lustro. Przekląłem w myślach swoje włosy, które jak zwykle nie chciały ładnie się ułożyć. Gdy nieudolnie usiłowałem coś z nimi zrobić, Jace roześmiał się.
-Zajmowanie się swoim wizerunkiem zdecydowanie nie jest twoją mocną stroną- zauważył.- Pomogę ci.
Po chwili moje włosy wyglądały o niebo lepiej.
-Dziękuję- powiedziałem z ulgą.
I wtedy Jace zrobił coś, czego nie powinien zrobić.
Nachylił się i mnie pocałował.
To było tak dziwne i niespodziewane, że nie miałem pojęcia, jak się zachować. Jego usta dotknęły moich warg, dłonią chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
Co się dzieje?
Nie powinienem był się cieszyć? Przecież go kocham. Dlaczego nie jestem w stanie się ruszyć?
Jace oderwał się ode mnie.
-Co jest?-zapytał zaskoczony moją reakcją.
-Ja...- wymamrotałem.
-Wiem, że tego chciałeś.
-Musimy iść...-powiedziałem cicho i uciekłem, zanim zdążył mi odpowiedzieć.
Isabelle stała w korytarzu. Miała na sobie długą, białą suknię. Oczywiście była niezadowolona, że musiała na nas czekać, ale powstrzymała się od nieprzyjemnych komentarzy. Wyszliśmy z Instytutu w mrok nocy i skierowaliśmy się do Pandemonium.
Świeże powietrze pozwoliło mi zebrać myśli po tym, co zdarzyło się przed chwilą. Ja... Jace... My...
To nie mogła być prawda. To omamy. Paranoje. To się nie stało...
Cicho siedź, Alec. Skarciłem się w myślach. Niczego nie było. Skup się, ruszasz na polowanie na demony.
Tuż przed drzwiami do klubu Jace powęszył w powietrzu.
-Cuchnie tu demonami- stwierdził.
Przemknęliśmy obok ochroniarza i weszliśmy do klubu.
Wewnątrz było ciemno i głośno. Dyskotekowe światła mieniły się tysiącem kolorów, muzyka dudniła w mojej głowie, zagłuszając myśli, czuć było zapach alkoholu i spoconych ciał. Roztańczeni ludzie mijali nas, nie zwracając na nas uwagi. Nie widzieli nas.
Rozglądałem się, wytężając wzrok w nikłym świetle.
-Chyba widzę- szepnęła Izzy i wskazała palcem w stronę baru.
Stał tam chłopak o włosach pofarbowanych na odblaskowy niebieski kolor, które sterczały wokół głowy na wszystkie strony. W ręku trzymał długi miecz.
-To on- powiedział Jace.- Jaki mamy plan?
-Zostańcie tu- zarządziła Isabelle.- przyprowadzę go.
-Iz...- szepnąłem błagalnie.- boję się o ciebie.
-Dam sobie radę- siostra uśmiechnęła się zawadiacko.- wiesz, że lubię to robić.
Ruszyła pewnym krokiem w tłum. Odprowadziłem ją wzrokiem. Zdawała się jarzyć światłem w ciemności klubu.
Serio się o nią boję. Jest silna i odważna, ale jest też moją młodszą siostrą...
- Będziesz teraz udawał, że nic się nie stało?- Głos Jace'a wyrwał mnie z zadumy. Spojrzałem na niego. Wyglądał nieziemsko w niebiesko- fioletowej poświacie dyskoteki. Blond włosy przebrały złoty odcień, skóra mu pojaśniała, a oczy z zaciekawieniem mi się przyglądały.
- A co się stało?- Zapytałem.
-Pocałowałem cię.- Jace się zaczerwienił. Nigdy nie widziałem go w takim stanie.- A ty się zachowałeś, jakbym cię skrzywdził. Uciekłeś. A wiem, że pragnąłeś, bym to zrobił.- Uniosłem brwi. - No powiedz, czy nie tego chciałeś?Teraz już nie mogę nawiać. Przełknąłem ślinę i zdobyłem się na odwagę, by powiedzieć:
-Skąd wiedziałeś...
-Daj spokój. Przecież cię znam. Jesteś moim parabatai. Mogę wyczuć twoje uczucia.- Spuścił wzrok.- ja... Chyba czuję coś... Nieważne. Chciałem ci to powiedzieć, nie wiem, dać ci jakiś znak, ale... Przepraszam, że cię pocałowałem. Nie zrobię tego więcej.
-Jace...- zacząłem, ale wtedy dotarła do nas Izzy. Wlekła za sobą niebieskowłosego demona, trzymając bicz zaciśnięty wokół jego nadgarstków.
-Jest wasz, chłopcy.
Jace wykręcił demonowi ręce i związał je drutem.
-Jest was więcej? Więcej twojego rodzaju?- zapytał.
-Valentine wrócił!- ryknął demon.- Wiedzą o tym wszystkie piekielne światy! Wiem, gdzie on jest!
-Valentine gryzie ziemię- stwierdził Jace, dobywając miecza.
-Przestań! Nie możesz tego zrobić!
To był krzyk jakiejś dziewczyny. Cała nasza trójka rozejrzała się wkoło. Zobaczyliśmy niską, rudowłosą Przyziemną. Na jej twarzy malowało się przerażenie.
Jace gwałtownie zaczerpnął powietrza. Poczułem coś dziwnego w sercu i w ułamek sekundy zrozumiałem, co Mój parabatai miał na myśli mówiąc, że może wyczuć moje uczucia. To było jak fala zalewająca mój umysł. Oniemiałem.
Na Anioła, o co chodzi?
-Widzisz nas?- zapytałem dziewczynę.
- Nie jestem ślepa- warknęła.- i zaraz wezmę policję, chyba, że rzucicie broń i powiecie, o co chodzi.
- Posłuchaj... - zaczął Jace, ale ja ze zniecierpliwieniem wyrwałem nóż zza pasa i wbiłem go w kark demona. Stwór po raz ostatni krzyknął i zdematerializował się.
Przyziemna wydała z siebie jęk.
-Jezu...
Odwróciła się i pobiegła w stronę wyjścia. Jace rzucił się za nią, ale dogoniłem go i złapałem za ramię.
- Co ty wyprawiasz?- warknąłem.- zrobiliśmy to, co do nas należało. Musimy wracać do Instytutu.
- Ona nas widzi- powiedział Jace. Miał zagubiony wzrok. Nie wyglądał już tak idealnie, jak wcześniej.- muszę... Muszę ją znaleźć...
Wyrwał się mi i pobiegł za dziewczyną.

CZYTASZ
Mniej i bardziej pojeBANE historie
RandomJedno strzałowe opowiadania o bohaterach serii Dary Anioła