Na początek chciałam przeprosić za praktycznie wszystko. Za zbyt krótkie rozdziały, za nieścisłości. Dla osób, które są troche tu dłużej:
1. Poprawiłam nazwiska w pierwszych paru rozdziałach. Snape - Slughorn, McGonnagall- Munro (bodajże). Są to błędy niewybaczalne, naprawdę.
2. Tom jest na 5 roku, nie 4. Edytowałam to wcześniej, ale wattpad chyba tego nie zakodował ;).
A więc miłej lektury! :))Dziś postanowiłem wrócić do Komnaty. Bazyliszek jest naprawdę fascynującym stworzeniem, które chciałby mieć we władaniu chyba każdy czarodziej. Przez ciągle rozmyślanie o tym, ile mógłbym wyciągnąć korzyści z oswojenia węża, nie mogłem się skupić na lekcjach, więc właściwie nie było sensu siedzieć w sali i tępo wpatrywać się w ścianę.
Choć prawdę mówiąc, nie jest to jedyny powód, dla którego mój mózg nie pracuje normalnie. Drugi nazywa się krótko, a mianowicie Cornelie. Ciągle myślę o sytuacji, która zdarzyła się po spotkaniu moim i moich popleczników. A najbardziej dobija mnie to, że nie widziałem jej od tamtej pory. Jakby zapadła się pod ziemię. Nic. Podczas posiłków ukradkiem ciągle spoglądam na stół Ravenclawu w poszukiwaniu dziewczyny, ale do tej pory nigdzie jej nie było. Zaczęło mnie to trochę zastanawiać jakiś czas temu. Może moja popularność wyszła poza tereny Hogwartu i ktoś wysłał tu szpiega?...
Ha, ha, ha. Nieśmieszne, Riddle.
Idę korytarzem tak cicho, jak tylko pozwalają mi moje buty. No i to cholerne echo. Jeśli ktoś mnie przyłapie, będę musiał szybko skombinować pieniądze na moją trumnę, bo sierociniec raczej nie będzie się kwapił to pokrycia kosztów. "Prefekt urywa się z lekcji? Naprawdę się na Tobie zawiodłem/am Tomie..."
Wreszcie docieram do łazienki dziewcząt. Tak jak ostatnio omijam wszystkie zabezpieczenia i już po kilku minutach jestem w Komnacie. Na wejściu słyszę syk węża.
- Wróciłeśś...
- Owszem, to chyba logiczne. Przyszedłem, ponieważ mam plany co do Ciebie.
- Doprawdy, zabawny z Ciebie chłopiec...
- Jestem wysokiej rangi czarodziejem. Niewiele trzeba zrobić, byś już więcej nie otworzył tych zapewne wielkich oczu...
W tym momencie stworzenje zbliża się do mnie. Jego zielone, długie cielsko, ogromne kły, wszystkie stoją tuż przede mną. Gdzieś wyżej są oczy. Oczy, których muszę unikać za wszelką cenę. Mijają sekundy, minuty, godziny a może lata, a potwór nadal się nie rusza. Nagle widzę dwa żółte punkty.
Czuję jego oddech na moim ciele. Ale nic się nie dzieje. Może to już tylko mój duch, ciało na pewno leży na ziemi bez życia. Jednak nie czuję się jakoś inaczej, lżej, bardziej nierzeczywiście.
- Dziedzic...
Nie wiem, czy powinienem spytać, co ma na myśli. Chyba nie muszę, bo wąż mamrocze dalej:
- On żyje... ale przecież byłem tak pewien... Dziedzic, dziedzic pana Sslytherina...
- Dziedzic Salazara Slytherina? O czym bredzisz, kreaturo?! Czyżby... - to może być...
- TAK, GŁUPI , dobrze myśślisz, choć szybkość Twojego rozumowania można porównać z prędkością myślenia szlamy...
- Odwołaj to! Natychmiast, inaczej... - syczę, lecz kreatura śmie mi przerwać.
- Karzesz mi ssspojrzeć w lustro? Ukrywaj emocje lepiej, inaczej nikt Ci nie zaufa na tyle, abyśś mógł nim dyrygować.
-Nie możesz mi też rozkazywać, dziecko. Mój pan jeszcze nie umarł... nigdy nie umarł...
W tym momencie zaczynam się śmiać. Bez cienia wesołości. Ktoś mi kiedyś powiedział, że śmiejąc się, brzmię bardziej, jakbym przeszywał powietrze soplami lodu niż emitował radość.
- Umarł, gnije w trumnie już od wielu lat. A jeśli, ba, skoro jestem jego potomkiem t...
- NIE UMARŁ, NIGDY NAPRAWDĘ NIE ZGINĄŁ. Mój pan był mądry, mądrzejszy niż oni wszyscy razem wzięci, nawet ta Ravenclaw na to nie wpadła... - wymówił jej nazwisko z niekrytą pogardą. Każde włókno mojego ciała krzyczało, abym zrobił mu krzywdę, ukarał za to, jak wyraża się o matce Jej domu. "Ukrywaj emocje lepiej"...
- O czym bredzisz , jeszcze raz spytam?!
- HORKRUKSSS
I zniknął. Odszedł, odpełzał, nie ważne, ale zniknął gdzieś między wielkimi kolumnami, a ja nie mam zamiaru znów go wzywać. Zdobyłem taką ilość nowych wiadomości, że w gruncie rzeczy niewiele rozumiem.
Nie dbając już o dyskrecję, idę prosto do pokoju wspólnego. Otwieram drzwi i zapadam się w miękkim fotelu. Myśli przelatują przez moją głowę z prędkością karabinu maszynowego. Próbuję uchwycić choć jedną z nich, zatrzymać, zawiesić na chwilę, aby móc się jej lepiej przyjrzeć. Ale to niemożliwe.
Merlinie, potrzebuję kartki.
Po chwili siedzę już z kawałkiem pergaminu i piórem i zapisuję wszystko, czego się dowiedziałem, bądź czego chciałbym się jeszcze dowiedzieć. Lista liczyła dokładnie 5 punktów:
1. Jestem odporny na wzrok bazyliszka.
2. Jestem dziedzicem Salazara Slytherina.
3. Slytherin "żyje".
4. Co to jest horkruks?
5. Kim byli moi rodzice?Większość tego brzmi jak po prostu dobry żart. Ale jestem pewien, że wąż nie przepada za robieniem kawałów. Więc to wszystko to prawda. Ale jak mogę być przodkiem Salazara, skoro moi rodzice byli... mugolami. Eh. Jednak... musieli mieć coś wspólnego z magią. Nawet sporo, jeśli mam coś wspólnego z tak wielkim czarodziejem. O Merlinie, to może oznaczać, że nie jestem brudną szlamą. Jestem prawdziwym czarodziejem. Zaczynam się śmiać do siebie. Jestem uratowany!
Jednak muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć wszystko o moim pochodzen...
- Hej, Tom, dlaczego Cię nie było na ostatniej lekcji?
CZYTASZ
Panna Riddle ||HP|| ✓
Fiksi PenggemarSzkolne czasy Toma Riddle'a. Prawdopodobnie wszyscy już wiemy, jak wyglądało jego tamtejsze życie... ale czy na pewno? Czy może nikt nie zapomniał o pewnych epizodach z życia Czarnego Pana? "Pannę Riddle" można nazwać inną, bądź dopełnioną histor...