Rozdział 7 Pomoc

282 36 5
                                    

Lucy

Teleportacja była tak nagła że straciłam przytomność. Gdy się obudziłam od razu poderwałam się do pionu co przyprawiło mnie o lekko ból głowy. Zignorowałam go i rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się znajduję. Jest to nie duża sypialnia, ja leżę na dużym łóżku w samym jego centrum, po moje lewej znajduje się puste biurko i duża szafa, za to po prawej mam stolik nocny oraz drzwi. Na przeciwko mnie są duże drzwi. Przez chwilę myślę co powinnam zrobić. Mama kiedyś mówiła mi że w takich sytuacjach powinnam nie okazywać słabości ani nie dać sobą manipulować. Niespodziewanie w mojej głowie zapala się czerwona lampka. Jeśli się przeteleportowaliśmy to on nie jest człowiekiem. Cudownie- tylko to przychodzi mi na myśl. Najwyraźniej ciągnie swój do swego tylko czy on wie że ja też nie jestem człowiekiem? Przecież musiał domyślić się że nie jestem widząc moją rodzinę. Jak długo byłam nie przytomna?-nagle przychodzi mi na myśl. Podchodzę do okna i patrzę przez nie. Jest około południa. Patrzę niżej i widzę plażę oraz wodę bijącą o brzeg. Gdzie ja jestem? -Pytam siebie. Nie pewnie podchodzę do drzwi i próbuje je otworzyć, o dziwo ustępują. Wychodzę z pokoju i kieruję się krótkim korytarzem. Trafiam do salonu, szybko omiatam go wzrokiem i stwierdzając że nikomu tu nie ma idę dalej. Trafiam na jeden drzwi które są zamknięte, idę dalej i wychodzę do kuchni. Tu też nikogo nie ma. Na stole zauważam kartkę.
Pojechałem do miasta, wrócę dopiero wieczorem. Cały dom jest do twojej dyspozycji, proszę nie wchodź do pokoju który jest zamknięty. Gdy wrócę zadasz mi wszystkie pytania jakie chodzą ci po głowie.

Do zobaczenia Andy

Siadam na jednym z krzeseł  i po prostu zaczynam płakać. Coś we mnie pęka. Chłopak którego naprawdę polubiłam porywa mnie i wywozi nie wiadomo gdzie. Nie wiem co powinnam o tym myśleć. Za to wiem jedno: moja mama miała rację, a ja głupia jej nie posłuchałam.

Wróciłam do sypialni w której się obudziłam. Nie chce niczego dotykać, wiem że powiedział że powinnam się pozgościć ale nie jestem w stanie. Głównym powodem jest to że nie wiem jak zareaguje gdy coś przestawię z drugiej boje się jego reakcji gdy zasta mnie w tym samym miejscu w którym zostawił. Przez czas w którym użalałam się nad sobą dużo myślałam. Z tych myśli najważniejsza jest jedna On. Jest. Nieobliczalny. Po kilku godzinach bezsensownego siedzenia i myślenia wzięłam się w garść. Wyszłam z sypialni i znowu znalazłam się w salonie. Przyjżałam się mu. Na jego środku stoi czarna skurzana kanapa, po jej bokach są dwa fotele do kompletu. Na środku jest miękki dywan (oczywiście musiałam go dotknąć) na nim stoi szklany stolik, na przeciwko kanapy jest duży telewizor nad którym wisi półka z książkami. Jest też kilka szafek do których nie chce zaglądać. Poszłam do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki którą znalazłam w szafce. Postanowiłam sprawdzić czy drzwi wejściowe są otwarte. Tak jak przewidziałam były zamknięte, nawet nie wiem skąd wzięłam pomysł że one mogą być otwarte. Usiadłam w jednym z foteli z książką i próbowałam się na niej skupić. Z marnym skutkiem cały czas myślę jak to będzie gdy on wróci. Co zrobi, co powie? Po prostu się boję. Pierwszy raz aż tak chociaż nawet nie wiem czego. Moje rozmyślenie przerwał szczęk zamka. Dopiero teraz zauważyłam że za oknem jest już ciemno. Moje serce zaczęło szybciej bić gdy go zobaczyłam. Skuliłam się w fotelu jakbym mogła się w nim ukryć, dzięki temu że w pokoju jest ciemno jeszcze mnie nie zauważył.  Położył klucze na półce przy drzwiach i wszedł głębiej do domu. Zapalił światło i wtedy cały mój ,,plan " poszedł w pizdu. - Tu jesteś aniołku- powiedział widząc mnie.
Próbowałam się uśmiechnąć ale wyszedł z tego grymas. Powolnym krokiem podszedł do mnie, wyglądało to tak jakby bał się że gwałtownym ruchem mnie spłoszy. Przez cały ten czas patrzył mi w oczy. Przez to że skupiłam się na jego twarzy nie zauważyłam jak znalazł się przy mnie. Kucnął przede mną i oparł dłonie na moich kolanach.
- Po co mnie tu zabrałeś? -spytałam cicho.
- To był impuls... przepraszam.
- Chce wrócić do domu.
Na te słowa jego spojrzenie stało się zimne, jego ręce lekko zacisnęły się w pięści. Miałam wrażenie jakby jego oczy stały się srebrne.
- Nie.
- Ale...
- Żadnych ale, nigdzie się stąd nie ruszysz dopóki ci nie pozwolę. Rozumiesz?
- Tak-odpowiedziałam cicho.
-To dobrze.
Wstał i poszedł do sypialni, poczułam na sobie jego ostatnie spojrzenie, a potem dźwięk zamykanych drzwi. Kilka łez spłynęło po moich policzkach, tego najbardziej się obawiałam. Bojąc się że ciągle jest zdenerwowany zgasiłam światło i położyłam się na kanapie. Moja najbliższa przyszłość zapowiada się ciekawie w najgorszym tego słowa znaczeniu.

Angela

- Przecież ona musi gdzieś być. Nie mogła rozpłnąć się w powietrzu! -byłam bliska wpadnięcia w histerię.
Kilka łez spłynęła po moich policzkach, dopiero gdy jedna z nich spadła na moją rękę zobaczyłam że są one czerwone. Wtedy też zobaczyłam przerażone miny naszych gości. Szybko się opanowałam
- Przepraszam.
- Mówiłem że to ona- szepnął Ashley.
- Możesz to zrobić jeszcze raz? -spytał Josh z nie ukrywanym podziwem.
- Nie boicie się mnie?
- Boimy ale też podziwiamy -odpowiedział mi Jinxx.
- Em... em dzięki?
- Chwila- obok mnie pojawił się Dante- skoro wiecie kim jest moja siostra to jakiej rasy jesteście?
- Wilkołak- powiedział Ashley.
- Wampir-  powiedział Josh.
- Zmiennokrztałtny - powiedział Jinxx.
- Duch- powiedziała Hope.
- A Andy? -spytałam.
- On jest upadłym aniołem- wyznał cicho Ashley.
- Dante? -spytałam brata.
- Nie domyśliłem się ma za silną ochronę.
- Angela spokojnie- powiedział Ryle.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie że zaciskam pięści i szczękę.
- Ja... ja muszę pobyć trochę sama- wyznałam.
- Tylko wróć-powiedziała Viki. 
- O to nie musice się martwić.
Nie przejmując się naszymi gośćmi rozłożyłam skrzydła i wzleciałam do góry. Zaczęłam lecieć przed siebie, aż trafiłam nad małe jeziorko. Usiadłam na krańcu mola i pozwoliłam płynąć łzom. Jak mogłam tego nie zauważyć? Jak mogłam na coś takiego pozwolić? Jak mogłam jej nie uchronić przed czymś takim? Jak... Wzięłam kilka głębokich wdechów i opanowałam się. Muszę teraz racjonalnie myśleć. Gdzie on mógł ją zabrać? Gdzieś daleko, gdzieś gdzie nikt nie będzie szukam. Możliwe że w jakieś ważne dla niego miejsce. Jak ich znaleźć? Muszę jakoś nawiązać z nią kontakt. Telepatia! Przecież ona ostatnio zaczęła słyszeć nasze myśli. Muszę spróbować. Ale teraz jestem za słaba, muszę wziąść się w garść. Teraz jestem w całkowitej rozssypce. Jak ją odbić? Atak z zaskoczenia-tylko to przyszło mi do głowy i to jest chyba jedyny dobry pomysł. Na pewno się boi. Kiedyś mówiłam jej jak powinna postępować w takiej sytuacji, mam nadzieję że pamięta te rady. Znowu kilka łez spłynęło po moich policzkach. Muszę odreagować na swój sposób. Wstałam z mola i ruszyłam w kierunku miasta. Jest sobota wieczór więc szybko znalazłam swoje ofiary. Jednak zawachałam się widząc szczęśliwą parę idącą przede mną. Co oni mi zrobili? Przecież to ja jestem nieszczęśliwa nie oni. Wróciłam nad jezioro i zobaczyłam jakąś dziewczynę na skraju mola. W jej ręku coś zalśniło. Podeszłam do niej i przez chwilę oberwowałam jej poczynania.
- Nie rób tego- powiedziałam gdy przyłożyła żyletkę do ręki.
- Dlaczego? Nie mam po co żyć.
- Na pewno znajdzie się jakiś powód.
Wyjęłam z jej ręki żyletkę i zaczęłam się nią bawić.
- Ja nie mam żadnego powodu.
- Rodzina?
- Matka ćpa, ojca nie znam. Reszta rodziny się mną nie interesuje.
- Znajmoi, przyjaciele?
- Odwrócili się ode mnie.
- Podoba ci się jakiś chłopak?
- Co?
- Czy podoba ci się jakiś chłopak? Zawahała się.
- Czyli tak. Chodź.
- Gdzie?
- Zaprowadzisz mnie do niego.
- Ale...
- Żadnych ale, zaprowadzisz mnie do niego i coś ci pokażę.
- No dobrze.
Poszła przodem. Po paru minutach znalazłyśmy się przed czyimś domem.
- Jak ma ja imię?
- Cedrik.
- Cedrik!! -krzyknęłam na całe gardło.
- Co ty robisz? -spytała zakłopotana.
- Zobaczysz.
W jednym z okien zapaliło się światło przez które wygląda chłopak.
- Chodź tu!
Wygląda jakby chciał o coś spytać ale ostatecznie wychodzi z domu. Gdy widzi moją towarzyszkę patrzy na nią zdziwiony, ona za to próbuje się za mną schować.
- O co chodzi? -spyta nie pewnie.
- Wpuścisz nas?
- Nawet nie wiem kim jesteś...
- Pomogłam jej i chce mieć pewność co do jednej rzeczy.
- To prawda Mel?
- Tak- odpowiada cicho.
Chłopak wpuszcza nas do domu. Poszłam za nim do salonu. Przez chwilę staliśmy w ciszy.
- Cedrik musisz wiedzieć że Mel chciała popełnić samobójstwo...
Chłopak spojrzał na nią smutnym oczami i zrobił krok w jej stronę. Przysunęłam ją do niego. Odsunęłam się do tyłu, a oni zrobili ostatni krok. On połączył ich usta i przyciągnął ją do siebie.
- Nie waż mi się oddchodzić.
- Dobrze.
Mel spojrzała na mnie i bez głośnie powiedziała, ,,dziękuję". Skinęłam głową i wyszłam.

Naprawdę dużo się zmieniło w moim życiu.  

Z tą myślą wróciłam do domu. Oj naprawdę dużo.

,,Zamknij oczy, ale nie umieraj. Masz prawo do płaczu. A potem wstań i walcz o następny dzień."
~Anna Kamieńska

Osobiście rozdział mi się średnio podoba ale decyzja należy do was.
Chciałam się was spytać czy wolicie jak rozdział jest z perspektywy Angeli czy Lucy?
I czy taka długość rozdziałów jest dobra?

Angela

Szczęście AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz