Rozdział 23 Oddaj ich

229 24 1
                                    

Nienawidzę teleportacji. Poczekałam aż obraz przede mną przestanie wirować i rozejrzałam się. Jesteśmy na jakiejś polanie. Jakieś dziesięć metrów przed nami widać zamek. Z tej odległości nie mogę powiedzieć jak duży i stary on jest.

- Wszyscy cali?- spytałam.

Odpowiedział mi zgodny pomruk. Gdy wszyscy wrócili do siebie powoli ruszyliśmy w kierunku budowli. Słońce jakby przeczuwając co się nie długo stanie schowało się za chmurami pogrążając nas w cieniu. Wyszliśmy spomiędzy drzew wychodząc na plac przed zamkiem. Patrzyliśmy po oknach szukając jakiegokolwiek ruchu świadczącego o tym że ktoś nas zauważył. Nic takiego nie zauważyłam. Siłą wiatru otworzyłam wrota zamku. Drzwi głośno zaskrzypiały na zawiasach. Na schodach przed nami pojawiła się postać mężczyzny w czarnym dopasowanym garniturze.

- Kim jesteście i dlaczego zakłócacie mój spokój?! - rozbrzmiał jego głos.

W odpowiedzi wystrzeliłam w jego kierunku strzałę. Nie jestem pewna ale jego zalśniły jakimś dziwnym blaskiem gdy zauważył Ryla.

- Kogo widzą moje oczy - zszedł kilka stopni niżej - Tak, to ten wielki Ryle który zamknął w więzieni Mersina. Ale Mersin uciekł i kazał porwać jego córkę. Więc gdzie ona jest? Uciekła? Ach tak, tam stoi po jego lewicy, a to kobieta po prawej to jego żona. Także niezwykła Angela. Ciekawa para - mówił ale jakby do siebie.

Ten człowiek już całkowicie zwariował.

- Oddaj mi moich synów!! - do przodu wybiegła Viki.

- O kim ona mówi? Czy masz na myśli moich dwóch gości? Oni są tu dobrowolnie, tak powiedzieli mi moi słudzy. Okłamali mnie? Nie, to nie możliwe.

- Okłamali cię, porwali ich gdy szukali mojej córki - tym razem ja się odezwałam.

- Nie słuchaj ich panie - po jego prawej stronie pojawił się Jinxx.

- To oni kłamią, nie widzisz tej broni? Oni są tu aby cię zabić - natomiast po lewej pojawił się Ash.

- Ale chcą abyś znów trafił do więzienia i tam stracił resztę rozumu - tym razem zza schodów wyszedł Josh.

- Przecież to przez niego nas potrzebujesz. Zapomniałeś? - z drugiej strony wyszła Hope.

- Nie słuchaj ich oni chcą cię omamić - ku mojemu dziwieniu odezwała się Lucy - Od bardzo dawna nie widziałam się z Liu i Jackobem, chcemy aby wrócili z nami do domu.

- Ja też tęsknie za swoim synem. Nie wiesz gdzie on jest?

- Niestety...

- Tu jestem ojcze - wyszedł zza nas.

Lucy zrobiła wielkie oczy widząc go, ja też bym nie zauważyła tego małego motylka gdyby nie jego myśli. Spojrzał jej w oczy i wyszedł na środek.

- To oni są zdrajcami - wskazał na czwórkę na i przy schodach - mnie też omamili.

- Andy, synu...

- Oj już przestańcie - odezwał się Jinxx - zaraz się porzygam przez to wszystko. Sunt inimici. Dissipabis eos malum ut occideret nos!! (łac. To oni są wrogami. Musimy ich zabić aby zwyciężyć zło.)

- Ostendere veram Sit igitur, ut nos praestabis invictos!! (łac. Pokażmy swoje prawdziwe ja, pokażmy że jesteśmy niezwyciężeni.) - powiedziała Hope.

- Sumus, angelos quidem principum huius saeculi!! (łac. To my jesteśmy aniołami, to my jesteśmy władcami tego świata.) - krzyknął Josh.

- Sed quisque interficiat animam meam!! (łac. Zabijać może każdy ale to my zabieramy dusze.) - powiedział Ash.

- Unusquisque nostrum timere. Cecidit servi caeli nulli secundus. Et nos coniungere!!! (łac. Niech każdy się nas boi. Upadli słudzy niebios nie mają sobie równych. Łączmy się.) - krzyknęli jednocześnie.

Poczułam w sercu dziwne ukłucie, miałam wrażenie jakby mój mózg chciało coś przejąć. Muszę być silna, nie mogę się temu dać.


Lucy


Zaczęli powtarzać to w kółko. Widziałam jak Andy i jego ojciec zaczynają drżeć, ich mięśnie napinały się i rozluźniały. Wyglądali jakby z czymś walczyli. Ja też poczułam się dziwnie jakby coś chciało przejąć nade mną władze. Starałam się temu sprzeciwić, jak na razie skutecznie.

- Angela - usłyszałam głos swojego taty.

Spojrzałam na mamę która robiła to samo co Andy. O co tu chodzi?

- Potest non prohibere nobis. (łac. Nie powstrzymacie nas.) - szóstka przed nami powiedziała jednocześnie.

Moja mama uspokoiła się, a mnie przestało ogarniać to dziwne uczucie.

- Jesteś silna Angelo - powiedział z uznaniem Mersin - jednak dla mnie i mojej armii jesteś za słaba.

- Zapominasz że nie jest sama - odezwał się mój ojciec.

- Mówisz o tej grupie wyrzutków która nie potrafi używać magi? Nie są oni dla nas godnymi przeciwnikami, jednak jeśli bardzo pragniecie ich śmierci to proszę bardzo.

Wszystko wokół nas zaczęło płonąć, a słychać było tylko jego śmiech. Ze ścian, podłogi i sufitu zaczęły wychodzić jakieś dziwne stwory. Swoje długie palce wbijały w to co po czym aktualnie szły. Przypominają mi spalone ciała ludzi, tylko że one mają jeszcze czarne, poszarpane skrzydła. Szły w naszym kierunku wydając z siebie jakieś dziwne dźwięki. Magnus i mój tata zajęli się moją mamą która cała pobladła i zaczęła się trząść. Pozostali zaczęli zabijać te stwory szybkimi ruchami mieczy, toporów czy co oni tam mieli. Ja dostałam miecz Jedno dotknięcie tym mieczem zabija to co powinno być już martwe dawno temu - powiedział mi tata dając mi go. Czyli to są trupy, trupy przyzwane z odmętów piekła. Jeden z tych stworów skoczył na mnie. Wbiłam w niego miecz, a on zaczął krzyczeć i zmienił się w popiół. Zaczęłam zabijać kolejne stwory. Stopniowo zaczęliśmy przesuwać się do przodu. Zauważyłam Andego u boku swojego ojca na szczycie schodów. Już z tej odległości zobaczyłam że jego oczy są całe czarne, tak samo jak u pozostałych. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Jednak w jego oczach zobaczyłam coś jakby smutek. Po moich plecach przeszedł dreszcz, spowodowany nie strachem co uświadomieniem sobie że on dziś zginie.


,, Oczy - to one pokazuję prawdę o człowieku."

Szczęście AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz