Rozdział 1 Rodzina

607 34 10
                                    

Słońce przyjemnie ogrzewa moją twarz i nagie ramiona. Po woli bujam się na hamaku. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w swoich myślach. Przed moimi oczami pojawiły się obrazy z przeszłości. Uśmiechnęłam się na ich wspomnienie. Jednym z Koch ulubionych jest nasze wspólne spotkanie. Kto by pomyślał że to się tak skończy? No właśnie, nikt. Po tym spotkaniu zaczęło się nasze wspólne szaleństwo. Szaleństwo którego owoc właśnie idzie w moją stronę.
- Coś się stało? -spytałam nie otwierając oczu.
- 5 wszedł do łazienki gdy ja tam byłam!
- Widział coś?
- Na szczęście nie.
- On się niegdyś nie nauczy- szepnęłam.
Nie chętnie wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam do domu. Chłopcy jak zwykle siedzą w salonie przed telewizorem.
- 5 chodź tu.
Ten spojrzał na mnie i wstał z miną zbitego psa. Wyszliśmy do ogrodu gdzie zaczekała na nas Lucy.
- Masz jej coś do powiedzenia? -czy muszę traktować go jak pięciolatka?
- Przepraszam, nie chce abyś się na mnie gniewała.
Patrzył na nią słodkimi oczami, Pan jednak pozostała nie wzruszona jednak widziałam jak jej oczy rozpromieniły się. 5 ostrożnie podszedł do niej i przytulił. Tu bariera puściła i uśmiechnęła się przytulając go do siebie.
- Nie rób już tak więcej- poprosiła cicho.
- Wiesz że to będzie trudne?
- Spróbuj...

***

- Kochanie uspokój się- powiedziałam spokojnym głosem-znowu masz atak złości.
- Nie mów mi co mam robić!
Próbowałam go dotknąć ale odepchnął mnie. Zrobiłam unik przed jego ręką. W drzwiach zobaczyłam Lucy. Nie chce aby widziała tę scenę.
- Ryle... -nie skończyłam, jego ręką wylądowała na moim policzku.
Zachwiałam się ale nie upadłam. W moich oczach pojawiły się łzy, nie mogę pokazać teraz słabości.
- Ryle, kochanie - spróbowałam znowu- wiem że tam jesteś. To nic że mnie uderzyłeś- znowu-wiem że teraz nad sobą nie panujesz.
Widzę jak jego mięśnie rozluźniają się, a wzrok łagodnieje.
- Angela, ja... ja przepraszam. Na prawdę tego nie chciałem.
- Wiem kochanie.
Przytuliłam go mocno. Bardzo rzadko zdarzają mu się takie... ataki. Jednak się zdarzają. Reszta nic nie wie, niestety Lucy się dowiedziała. Ryle odsunął się ode mnie i spojrzał na policzek w który uderzy.
- Jutro nie będzie śladu.
Spojrzałam w miejsce gdzie stała Lucy, nie ma jej.
- Lucy?
- Mhm. Pójdę z nią porozmawiać. -Ja też pójdę.
Uśmiecham się i splotłam nasze dłonie. Razem weszliśmy do jej pokoju. Leży na swoim łóżku i słucha muzyki w słuchawkach, stąd słyszę jak głośno.
- Lucy- przekazałam jej.
Otworzyła oczy, podniosła się do pozycji siedzącej, wyjęła słuchawki z uszu i spojrzała na nas.
- O co chodzi?
- Wiem że widziałaś mój atak- powiedział Ryle nim ja coś powiedziałam.
- Tak. Wiem że to nic, jak zawsze- dodała ciszej- Uważam że powinniście powiedzieć reszcie. Chyba powinniśmy mówić sobie wszystko, nie uważacie?
- Oczywiście że tak...
- Więc dlaczego tego nie zrobicie?
- To nie jest takie proste...
- Co w tym trudnego?
- Eh, Lucy nie zrozumiesz tego.
- Więc mi wytłumaczcie. Nie jestem małym dzieciakiem które nie rozumie połowy rzeczy które się wokół mnie dzieją.
Spojrzałam smutno na Ryla.
- Wyjaśnisz jej to?
- Spróbuję.
- A więc?
- Takie ataki są u mnie rzadkością przez co nie widzimy powodu aby niepokoić tym resztę.
- A jeśli oni by ci pomogli? Przecież Magnus i Gilbert znają się na takich sprawach.
- Niby tak...
- No właśnie.
- No dobrze... następnym razem im powiemy.
- Obiecujecie?
- Obiecujemy.

***

Jakichś czas później

- Dlaczego nie mogę sam pojechać do miasta?!
-Nikogo tam nie znasz i możesz się łatwo zgubić.
- Byłam tam już tyle razy że wiem gdzie co się znajduje, a jeśli zajdzie taka potrzeba zapytam kogoś o drogę, przecież wiesz że łatwo nawiązuje znajomości-pozostawała nieugięta.- Proszzzzzzze.
- Nie i koniec.
Odwróciła się na pięcie i pobiegła do siebie. Ja westchnęłam i poszłam za nią.
- Lucy, córciu otwórz- zapisałam do jej drzwi.
- Chce mieć chwilę spokoju.
- Dobrze. Za godzinę będzie obiad, przyjdź proszę.
Nie usłyszałam odpowiedzi jedynie ciche mruknięcie. Zeszłam na dół do kuchni i zaczęłam przygotowywać coś do jedzenia, jak zawsze posiada mi 6. Jak zawsze o 18 wszyscy usiedliśmy przy stole i wzajemnie życząc sobie smacznego zaczęliśmy jeść. Lucy też się pojawiła i była już w dobrym humorze. Później pomogła mi pozmywać naczynia, rozmawiałyśmy przy tym. Wydawała się już nie pamiętać o tym co stało się prawie dwie godziny temu. Gdy skończyłyśmy przysiadłyśmy się do reszty w salonie i wspólnie oglądaliśmy jakiś film. Około północy wszyscy rozeszliśmy się do swoich pokoi. Nie wiem dlaczego ale nam jakiś dziwne przeczucie. Przez nie nie mogłam zasnąć i do około trzeciej przekręcałam się z boku na bok. W końcu zasnęłam wtulona w mojego ukochanego. Niestety mój sen nie był spokojny.

,, Ze spokojem zamknę oczy swe, wiem że zawsze staniesz obok mnie. "


Szczęście AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz