Rozdział 17 Nie będę potworem

239 21 0
                                    

Lucy

Coś jest nie tak.
Tak jakby dotychczas było normalnie.
Obudził mnie jakiś huk. Nie pewnie podnoszę się do pozycji siedzącej. Na brzegu łóżka leżą ubrania. Przez chwilę im się przyglądam jakbym nie wiedziała co to. Wyrywam się z otępienia i ubieram. Ku mojej radości (sarkazm) są to krótkie spodenki i bluzka na ramiączkach z za dużym dekoltem. Pod ubraniami jest karteczka.
,, Podejrzewam że mnie teraz jeszcze bardziej nienawidzisz, jednak i tak chcę abyś gdy tylko wstaniesz przyszła na śniadanie. Wiedz że będę czekać tyle ile będzie trzeba.
Wiem że zwykle przepraszam nie wystarczy, dlatego spęłnię każdą, no prawie każdą twoją proźbę. Proszę przyjdź na śniadanie.

Dupek Andy

Mimowolnie zaśmiałam się czytając podpis. Przez chwilę zastanowiłam się czy tam iść. Miałam ochotę go trochę przetrzymać ale mój głód mi na to nie pozwolił. Wzięłam kilka głębokich wdechów i wyszłam z sypialni. Nie spieszyło mi się na spotkanie z nim. Zobaczyłam go siedzącego przy stole w kuchni. Patrzył przez okno w kuchni pogrążony we własnych myślach. Zauważył mnie i przeszył wzrokiem. Zignorowałam jego natrętne spojrzenie i usiadłam na przeciwko niego. Wzięłam do ręki tosta i zaczęłam go jeść. Niby przeżówałam go ale jakoś nie czułam jego smaku.

- Lucy- powiedział cicho.

Podniosłam wzrok aby przypadkowo spojrzeć mu w oczy. Oczy pełne skruchy.
- Lucy, ja... ja na prawdę chce cię przeprosić. Nic chciałem aby tak się stało, on znowu przejął kontrolę...proszę wybacz mi- był bliski płaczu- proszę...
W tej chwili wewnątrz mnie zaczęła się walka nad tym czy się odezwać czy siedzieć cicho i patrzeć jak po woli się załamuje. Nie będę potworem tak jak on.
- Andy- mój głos był cichy przez nie używane struny głosowe.
Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy, mimo to uśmiechnął się. Błyskawicznie znalazł się obok mnie i przytulił, bardzo mocno. Klepnęłam go w plecy nie mogąc oddychać. Zrozumiał i puścił mnie. Chciał mnie pocałować ale w porę uchyliłam się. Nie mam najmniejszej ochoty aby mnie dotykał, a tym bardziej całował.
- Oh rozumiem.
Uśmiechnęłam się lekko. On chyba zadowolony wrócił na swoje miejsce. Teraz przynajmniej nie przewierca mnie wzrokiem. W ciszy zjedliśmy śniadanie.
Przynajmniej atmosfera się zmieniła.
- Co chcesz dzisiaj robić? -spytał gdy zaniosłam talerz do zmywarki.
Wzruszyłam jedynie ramionami, nie mając pojęcia co chce robić.
- Może chcesz zwiedzić wyspę? Nie jest duża ale zajmie nam to trochę czasu.
- Chętnie... mogę się przebrać?
- Jasne.
Poderwał się ze swojego miejsca i zniknął w sypialni. Nie spiesząc się poszłam za nim. Zastałam go grzebiącego w szafie której wcześniej nie zauważyłam, a przynajmniej jej nie pamiętam.
- Proszę, w tym powinnaś czuć się lepiej.
Podziękowałam mu skinieniem. Posłał mi uśmiech i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Przebrałam się jak się okazało w czarne jeansowe spodenki do kolan i czarną bluzkę z krótkim rękawem z jakimś napisem. Przy łóżku zauważyłam adidasy w swoim rozmiarze. Założyłam je i uśmiechnęłam się lekko w nich podskakując.
Zawsze to namiastka przeszłości.
Wyszłam z sypialni. Andy stoi oparty o ścianę na przeciwko niej. Gdy tylko mnie zobaczy uśmiechnął się szeroko.
- Gotowa?
Skinęłam mu. Poszedł przodem, ja jakiś metr za nim. Szliśmy powoli podziwiając naturę. Wszędzie rosnął kolorowe kwiaty, rozmaite drzewa i krzewy. Prawie wszędzie latają przepiękne motyle. Zewsząd słychać rozmaite zwierzęta, jednak jeszcze żadnego nie udało nam się zobaczyć. Nie chce rozmawiać, a on nie próbuje nawiązać konwersacji. Na chwilę przystanęliśmy widząc małpę z dzieckiem. Wspięła się na drzewo i przechodząc z gałęzi na gałąź zniknęła równie szybko co się pojawiła. Ruszyliśmy dalej. Teraz ja idę przodem. Czuje jego spojrzenie na sobie ale staram się go ignorować. Doszliśmy do brzegu. Usiadłam na zimnym piasku nie daleko wody. On usiadł obok w bezpiecznej odległości. Przez chwilę oboje patrzyliśmy jak fale rozbijają się o brzeg. W mojej głowie zaczęły kłębić się pytania na które chce poznać odpowiedź. Wybrałam jedno.
- Masz w tym jakiś cel?
- Co? -spytał wyrywając się z zamyślenia.
- Masz w tym wszystkim jakiś cel?
Przez chwilę milczał szukając odpowiednich słów. Prawie słyszałam jak trybiki w jego głowie wymyślają co ma odpowiedzieć.
- Chęć spędzenia z tobą czasu to słaby argument? -prychnęłam- Eh, wiedziałem że w końcu zapytasz... jakby ci to powiedzieć... Nie wiem czy wiesz ale twoi rodzice nie zawsze prowadzili tak spokojne życie. W zasadzie to cała twoja rodzina to kryminaliści. Może poza Viki. Osobiście nie użył bym słowa kryminaliści ale tak nazywali ich dziennikarze te 20 lat temu. Wiedziałeś że twoja matka była nazywana Aniołem Śmierci bo zabiła wiele osób? -spojrzałam na niego nie mając pojęcia o czym mówi- Czyli nie. Początkowo chciałem was po prostu wybić ale coś mnie powstrzymało, a raczej ktoś. Jakoś nie jestem w stanie ci tego zrobić, nie chce abyś umarła.
- To co mówisz nie ma sensu.
- Dlaczego?
- Dlaczego dopiero teraz? Nagle po 20 latach pomyślałeś siebie ,, Oni przecież są źli, muszę ich zabić "?
- Nie ja, mój ojciec. Przez ostatnie 50 lat siedział w więzieniu za zabójstwo. Wkopał go twój ojciec. Miał dużo czasu aby obmyślić plan zemsty, ja mu tylko pomagam.
- Nie uda wam się -stwierdziłam.
- Niby dlaczego?
- Nie powiem ci, bo mu to przekażesz.
- Ja ci powiedziałem prawdę.
- Czy twój ojciec zna Jeca?
- To mąż Viki?
- Tak.
- Wie tylko że to jakiś stary przyjaciel, nic więcej.
- Tak też myślałam.
- Powiesz mi w końcu o co ci chodzi.
- Niech twój ojciec sprawi sobie ognioodporną zbroję -powiedziałam z uśmiechem.


,, Kobieta zakochana jest szczęśliwa.
Kobieta samotna jest silna. Kobieta zraniona jest nieszczęśliwa i bezbronne ale gdy się pozbierać będzie silna i szczęśliwa. "

Szczęście AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz