Rozdział 2 Wolność

442 50 3
                                    

Obudziłam się w dobrym humorze, jednak ciągle pamiętam o wczorajszych przeczuciach.
- Dzień dobry kochanie.
Ryle znalazł się nade mną i pocałował.
- Dzień dobry.
Uśmiechnęłam się i przejechałem palcem po jego nagim torsie aż do gumki przy bokserkach.
- Szkoda że musimy iść na śniadanie.
- Ale za to kochamy nasze życie.
- Mhm.
Znów złączyłam nasze wargi w namiętnym pocałunku, jego ręce znalazły się na moich pośladkach i lekko je ścisnął.
- Gołąbeczki wychodzimy!
Usłyszeliśmy za drzwiami Jeca. Szybko narzuciłam na siebie jakieś ubrania i zeszłam na dół gdzie siedzą już pozostali. O dziwo Lucy nie ma na swoim miejscu. Nie przyjęłam się tym zbytnio, czasem zdarza jej się zasypać na śniadanie. Później przychodzi do kuchni i zjada połowę zawartości lodówki, następnie pomaga mi przy obiedzie.

Zaniepokoiłam się gdy nie przyszła na obiad, bez dłuższego zastanowienia poszłam do niej. Okazała się że drzwi są zamknięte.
- Lucy, kochanie wszystko w porządku? -nie uzyskałam odpowiedzi. - Lucy?
- Coś się stało? -obok mnie pojawiła się Viki.
- Nie widziałam jej cały dzień i drzwi są zamknięte.
- Poczekaj chwilę.
Zeszła na dół i wróciła po chwili z Jeffem.
- W czym mogę pomóc? -spytał ,,profesjonalnym" tonem.
- Otworzysz te drzwi?
- Łatwizna.
Zmienił się w muchę, przeleciał przez szparę pod drzwiami. Już po chwili usłyszałyśmy szczęk zamka.
- Zapraszam.
Gestem ręki zaprosił nas do środka. Od razu podeszłam do łóżka na który leży Lucy.
- Lucy, wszystko w porządku?
Dotknęłam jej ramienia ustąpiło pod moją ręką. Podniosłam kołdrę i zobaczyłam że to poduszka.
-Nie, nie, nie...
Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach.
- Co się...?-Ryle wszedł do pokoju i zobaczył co się dzieje. - Wszystko będzie dobrze.
Spojrzałam na niego wrogo, wie że nienawidzę jak ktoś tak mówi. - Zostawiła jakąś wiadomość?
Gwałtownie się podniosłam i przeszukałam całe łóżko.
- Jest!
Podniosłam lekko zmiętą kartkę i zaczęłam ją czytać, na głos:
- Proszę nie gniewajcie się na mnie, wiem że to dziecinne. Wiem że źle robię. Ale chce poznać trochę smaku wolności. Wrócę za kilka dni, maksymalnie tydzień jeśli się tak nie stanie zacznijcie mnie szukać. Mam złe przeczucia ale i tak to robię... przepraszam. Nie martwcie się o mnie, do zobaczenia nie długo. Lucy
- Cholera- Ryle cicho przeklął pod nosem.
Ja nic nie powiedziałam, patrzę przed siebie i zastanawiam się gdzie popełniłam błąd.
- Nie popełniłaś błędu, po prostu... po prostu to nasza córka i mogliśmy się tego spodziewać.
- Masz rację- uśmiechnęłam się smutno.
- Ej, Angela. Nie masz się czym martwić, nie jest małą dziewczynką i to próbuje wam udowodnić -Viki przytuliła mnie. - Maksymalnie tydzień?
- Maksymalnie tydzień.

***

Lucy
Co ja do jasnej cholery robię? Przecież jak wrócę to oni mnie zabiją, a jeśli nie to nie będę mogła nigdzie wyjść przez najbliższe sto lat. No nic, na pewno już znaleźli list i nie mam odwrotu.
- Może podwieść?
Obok mnie zwolnił samochód z którego wygląda młoda kobieta.
-A dokąd jedziesz?
- Do miasta, podejrzewam że właśnie tam idziesz.
-To nie problem?
-Żaden.
Uśmiechnęłam się i usiadłam na miejscu obok kierowcy.
- Nadzieja- wystawiła w moją stronę rękę.
- Szczęście.
Uścisnęłam jej rękę i obie się zaśmiałyśmy.
- A więc Szczęście, co robisz na tej odludnej drodze?
-Chce się wyrwać trochę od swojej rodzinki.
- Aż tak źle?
- Jak byś się czuła gdybyś mieszkała z 26 chłopakami i jeszcze dwoma kobietami, na dodatek dość często któryś z chłopaków ma nową dziewczynę?
- No to faktycznie nie ciekawie. Zamierzasz wrócić?
- Tak, nie chce aby się zbytnio o mnie martwili.
- Rozumiem.
- Teraz ty powiedz mi coś o sobie-poprosiłam.
- Odkąd skończyłam 18 jeżdżę po świecie szukając przygód. Rodzice oddali mnie do domu dziecka, a rodzinie zastępczej uciekłam. Lubię życie na własną rękę i tą świadomość że istnieje możliwość że poznam kogoś ciekawego. Np Ciebie.
- Długo zostaniesz w tym mieście?
- Jeszcze nie wiem, może jeden dzień, może tydzień, może miesiąc-wzruszyła ramionami.
Więcej nie rozmawiałyśmy, ale pomiędzy nami panowała przyjemna cisza. W czasie naszej jazdy przyjrzałam się jej. Długie zapewne do pasa bląd włosy, szare, jasne oczy i świetna figura. Ubrana w najzwyklejsze dopasowane jeansy i biała bluzka z logiem jakiegoś zespołu. - Co ty na to aby pójść ze mną do jakiegoś baru? -spytała gdy wjechałyśmy do miasta.
- Chętnie.
- Super, to może o dwudziestej przy fontannie w parku?
- Ok.
- Tylko ubierz się jakoś seksownie- zaśmiała się.
- Zrobię co w mojej mocy.
- W takim razie do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Wysadziła mnie przy wejściu do parku. Przez chwilę obserwowałam jak odjeżdża i poszłam do najbliższej biblioteki. Jest dopiero dwunasta, przez co mam aż nadto czasu. Pogrążając się w lekturze czas minął mi w niewiarygodnym tempie. Gdy odłożyłam książek zobaczyłam że jest już w pół do osiemnastej. Z racji że nic nie jadłam od jakiejś szóstej rano, zjadłam kanapkę którą miałam przy sobie i zaczęłam szukać jakichś odpowiednich ubrań. Postawiłam na krótkie jeansowe spodenki i czarę bluzkę z białym krzyżem do tego skórzana kurtka oraz buty na koturnie. Mój makijaż skończył się na pomalowania ust czerwoną pomadką. Swoje rzeczy zostawiłam w bibliotece, co było dla mnie nie małym zaskoczeniem. Nie śpiesznym krokiem poszłam do parku i usiadłam na ławce przy fontannie. Nie czekałam długo, po nie całych 10 minutach zobaczyłam Nadzieję idąca w moim kierunku.
- Wow.
Wypsnęło mi się. Ma na sobie czarną krótką sukienkę do tego czarne szpilki z czerwoną podeszwą. Krwisto czerwone usta, idealny makijaż i idealne fale z włosów. Przy niej wyglądam jakbym szła do kościoła.
- Szczęście! Miło Cię widzieć.
- Hej.
Obejrzała mnie całą i się uśmiechnęła.
- Ładnie, na pewno kogoś sobie znajdziesz.
- Zobaczymy.
Rozpuściła moje włosy.
- Tak lepiej.
- Dzięki.
- To co idziemy?
- Chodźmy.
Wzięła mnie pod rękę i śmiejąc się poszłyśmy do naszego celu. Okazał się nim club z którego było słychać głośną muzykę. Do wejścia ciągnie się długa kolejka. - Poczekaj tu.
Nadzieja zostawiła mnie na chwilę samą i podeszła do jakichś chłopaków. Przez chwilę coś do nich mówiła, później przywołała mnie gestem ręki. Podeszłam do niej i czterech chłopaków.
- To jest Lucy.
- Cześć.
Wszyscy się ze mną przywitali, tylko jeden z nich ciągle nie spuszcza ze mnie wzroku. Przyjrzałam się im wszystkim. Każdy z nich jest wysoki, są ubrani na czarno, trzech z nich ma dłuższe czarne włosy. Tylko ten który ciągle mi się przygląda ma wygolone boki i kolczyk w dolnej wardze, bardzo przypomina mi Jeca.
- Siądziecie z nami?
- No nie wiem...
- Stawiamy po drinku.

- W takim razie nie widzę przeszkód.
Weszliśmy do środka, od razu uderzył nas zapach alkoholu, potu i dymu papierosowego. Chłopcy zaprowadziła nas do jednego ze stolików gdzie usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać.
- Który idzie ze mną po coś do picia?-spytał Josh.
- Ja pójdę- zgłosił się Ashley.
Obaj zniknęli w tłumie. Nadzieja zaczęłam rozmawiać z Jinxx. Za to ja cały czas czuję na sobie spojrzenie Andego, zaczyna mnie powoli denerwować.

- Musisz się na mnie cały czas gapić? - nie wytrzymałam.
Spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem, nic nie odpowiedział. Teraz zaczął patrzeć mi w oczy i oblizał wargę co wywołało u mnie lekki dreszcz.
- Już jesteśmy!
Pojawili się chłopcy z naszymi drinkami. Podali mi wysoką szklankę z niebieskim płynem I słomką, Nadziei też. Chłopcy mieli czerwone dinki. Usiadłam wygodnie i zaczęłam pić swojego drinka który pali mnie w gardle ale się tym nie przejmuje. Zaczęłam obserwować ludzi wokół mnie, robiłam to głowie dlatego aby zignorować tego debila który ciągle się na mnie gapi.

Dwie godziny później

Nadzieja zdążyła się już upić, ja zdążyłam stracić nadzieję że on przestanie. Chociaż nie, zaczęłam mieć to coraz bardziej w dupie bo jestem coraz bardziej pijana. Kolejny drink i czuje jak alkohol zaczyna władać moim ciałem i umyśłem.
- Zatańczymy?
Andy przysunął się bliżej mnie i zapytał. Z jednej strony nie chce się zgodzić ale z drugiej ten chłopak mnie intryguje.
- Uprzedzam że nie umiem tańczyć.
- Nie szkodzi.
Podniósł się i podał mi rękę do pomocy, nie przyjęłam się gdy jej puścił. Weszliśmy w tłum i zaczęliśmy ,,tańczyć ", a raczej ocierać się o siebie. Z nie znanych mi przyczyn chce mu zaimponować. Piosenka zmieniła się na wolniejszą, a ja poczułam jego ręce na swoich biodrach. Spojrzałam na niego i zobaczyłam uśmiech który powinien mnie zwalić z nóg, co po części mu się udało. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Oboje zaczęliśmy kotłysać się w rytm muzyki. Przyciągnął mnie bliżej siebie przez co wtuliłam się w niego przy okazji zaciągnęłam się jego zapachem. To wyjątkowe połączenie nikotyny, wanilii i jego ulubionych perfum. Trwaliśmy w takiej pozycji przez trzy piosenki, ani jemu ani mi to nie przeszkadzało. Gdy wróciliśmy do naszego stolika zastaliśmy tylko Ashley.
- Gdzie reszta? -spytał go Andy.
Ten jedynie wzruszył ramionami, ja też się tym nie przyjęłam. Usiadłam na ,,swoim" miejscu i zaczęłam pić jakiegoś mocnego drinka. Coraz bardziej się upijam. Teraz nie przeszkadza mi to że on obejmuje mnie ramieniem i czuje jego oddech na szyi.
- Lucy... -szepnął.
Jego głos jest zachrypnięty i seksowny, czy głos może być seksowny? Na to wychodzi. A sposób w jaki wymawia moje imię przyprawia mnie o przyjemne uczucie w podbrzuszu.
- Mała, słodka Lucy...
Przeszedł mnie dreszcz gdy złożył krótki pocałunek na mojej szyi. W pewnej chwili poczułam się senna. Oparłam głowę na jego ramieniu i jeszcze raz zaciągnęłam się jego zapachem.
- Śpij dobrze Lucy...
I tak zrobiłam. Już nawet nie martwiło mnie to jak wrócę do domu. Już nic mnie nie martwi.

,, Każdy dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Z każdym kolejnym dniem wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętne czy żyjesz, czy giniesz. Możesz mieć tylko jeden dzień na raz. "
Marie Lu ,, Legenda Rebeliantów "

Czytasz =gwiazdkujesz i komentujesz
Jutro moje urodziny Jupi! Ale nie o tym chce pisać. Dziękuję wszystkim którzy to czytają, gdyby nie wy rozdziały były by krótsze i pewnie gorsze. Jesteście najlepsi :**
I jeszcze jedno szczęśliwego Halloween!

Szczęście AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz