9. Wyjdź z mojej wanny.

7.4K 360 16
                                    

Do domu wróciłam dopiero wieczorem. Siedziałam w klubie dłużej, niż musiałam, a potem jeszcze pokręciłam się trochę po mieście. W końcu jednak byłam już zmęczona i jedyne o czym marzyłam, to zjedzenie zakupionej u chińczyka kolacji i kąpiel. Długa, odprężająca kąpiel.

Zjedliśmy w ciszy i bardzo ciężkiej atmosferze, nie zamieniając ze sobą ani słowa. Skończyłam dość szybko i od razu poszłam do siebie, by przyszykować sobie wodę z dużą ilością dodatków. Pół godziny później odpoczywałam już w wannie, otoczona górą piany, aromatem różnych olejków i ulubioną muzyką płynącą z rozmieszczonych w łazience głośników. Ciepło, cisza i spokój. Więcej mi nie było potrzeba. Wyrzuciłam z głowy wszystkie myśli, rozluźniłam wszystkie mięśnie. Było tak przyjemnie. Powoli zaczęłam osuwać się po wannie coraz niżej, aż w końcu cała zniknęłam pod wodą. Lubię to uczucie, kiedy cała jestem otoczona ciepłą kąpielą, a do moich uszu dobiega tylko przytłumiony dźwięk muzyki. To takie uspakajające i przyjemnie relaksujące.

Nagle mój spokój został zniszczony. Woda wokół mnie się wzburzyła, a na ramionach poczułam mocny uścisk, który wyciągnął moje ciało w górę. Przestraszona otworzyłam szeroko oczy i chciałam krzyknąć zapominając, że przecież jestem pod powierzchnią, przez co jedynie zachłysnęłam się wodą. Kiedy już usiadłam, zaczęłam spazmatycznie kasłać, próbując pozbyć się wody pełnej płynu do kąpieli z płuc, jednocześnie zaczerpując powietrza. Duże dłonie złapały moją twarz, odgarniając z niej mokre strąki włosów.

- Sue... Susie, wszystko dobrze? - zapytał Harry, który klęczał przede mną, patrząc na mnie zmartwiony. Ja za to ciskałam w niego piorunami.

- Czy ciebie... - Odkaszlnęłam jeszcze kilka razy. - Czy ciebie do reszty popierdoliło?- warknęłam, odpychając od siebie jego ręce. Ściągnął brwi w zdezorientowaniu. A ja dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że jestem kompletnie naga. Gwałtownie odepchnęłam się od niego z piskiem, plecami wpadając w ścianę wanny i w panice zaczęłam zbierać pianę, zasłaniając się nią. - Co ty odwalasz?!

- C-co? Ja... - zająknął się, ciągle patrząc na mnie zagubionym spojrzeniem. - Myślałem, że coś ci się stało! - wypalił w końcu z wyrzutem. - Długo nie wychodziłaś, nie odpowiadałaś jak pukałem, wiec zajrzałem... Zobaczyłem, że jesteś pod wodą. Przestraszyłem się, że zasłabłaś. Martwiłem się, do cholery! - Na koniec uderzył dłońmi o taflę wody, rozpryskując ją wszędzie wokół. - Możesz już przestać tak na mnie patrzeć?!

- Wyjdź z mojej wanny - powiedziałam, spuszczając wzrok. On tylko westchnął ciężko i wykonał moje polecenie. - Czekaj! - Zawołałam, kiedy chciał wyjść z łazienki. Zatrzymał się, spoglądając na mnie przez ramię. - Zdejmij spodnie i wrzuć do zlewu. Wystarczy, ze całą łazienkę mam przez ciebie zalaną. Nie chcę powodzi w całym mieszkaniu.

Prychnął pod nosem i ściągnął spodnie, a potem również mokrą do połowy koszulkę. Cisnął je ze złością do zlewu i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą. 

Odchyliłam głowę do tyłu oddychając ciężko. Ten kretyn wpakował mi się do wanny! 

Bo myślał, że coś mi się stało.

Był naprawdę wystraszony. Patrzył na mnie z tą samą troską co kiedyś. I z... czułością? Uwielbiałam, kiedy tak na mnie patrzył. Widziałam wtedy, że mu na mnie zależy.

Czy to znaczy, że nadal mu zależało? A może to tylko ze względu na to, że zgodziłam się mu pomóc?

Nie, nie mogę się tym teraz zajmować. Nie chcę. Miałam się zrelaksować i odpocząć, ale to już chyba się nie uda... Na szybko umyłam włosy i ciało, i wyszłam z wanny. Jęknęłam, widząc zalaną podłogę. No pięknie... Zawinęłam turban z ręcznika na głowie, drugi owinęłam wokół siebie i wyszłam z łazienki do mojego pokoju.

- Nie no, serio?! - Podniosłam głos na widok Harry'ego, który siedział na moim łóżku. Obok niego stało wiadro i mop. - Najpierw pakujesz mi się do wanny, gdzie jestem goła, a teraz sterczysz i czekasz aż wyjdę z łazienki w ręczniku?

- Proszę cię... - prychnął pod nosem. - Nie ma tam niczego, czego już nie widziałem - odpowiedział, bezczelnie lustrując moje ciało od góry do dołu. - Przyszedłem tylko po to, żeby sprzątnąć bałagan, który sam narobiłem.

- Zostaw. Zajmę się tym. - Machnęłam w ręką w kierunku drzwi, by już sobie poszedł.

- Czyli przyznajesz, że miałem rację - powiedział z satysfakcją.

- Och, skończ... - jęknęłam. Harry miał taką swoją głupią teorię. Twierdził, że jeśli coś "nabałaganił", zarówno w przenośni jak i dosłownie, a ja czekałam aż on się tym zajmie, ewidentnie uważałam, że to jego wina. Natomiast jeśli mu na to nie pozwalałam, lub pomagałam posprzątać znaczyło to, że podświadomie biorę chociaż część winy na siebie i przyznaję, że miał trochę racji. Nie zawsze to się sprawdzało.

- Miałem rację. - Uparcie trzymał się swojego. -  Zareagowałem tak, jak normalny człowiek by zareagował.

- Zareagowałeś jak histeryk - odparłam, wyciągając z szafy koszulkę i dresowe spodnie. - A teraz zostaw wiadro i mopa w łazience, a potem wyjdź z mojego pokoju.

- Oczywiście - warknął pod nosem. Odstawił przyrządy za próg łazienki i wyszedł, zostawiając mnie samą.



Tak myślałam nad kombinacją ich imion i wyszło mi Surry. Kto shippuje Surry?

Jutro na dzień dobry prawdopodobnie znowu wstawię nowy rozdział, bo chcę trochę nadgonić. I może w trakcie dnia też coś wrzucę. Kto wie, kto wie... ;)




Święta drugiej szansy || h.s. [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz