Harry udobruchał siostrę wielkim kawałkiem wuzetki i kawą. Ja wymigałam się przed jej złością tym, że zostałam brutalnie wyciągnięta ze sklepu wbrew mojej woli. Gemma mi uwierzyła, a Harry posłał pełne wyrzutu spojrzenie. No ale przecież powiedziałam prawdę!
Całe szczęście blondynka zakupiła już wszystko, czego potrzebowała do udekorowania domu w swój wymarzony sposób i mogliśmy się ubrać na zakupy garderobiane. Niestety, zmęczona wcześniejszym chodzeniem, wytrzymałam zaledwie pół godziny. Gemma i Harry też mieli dość, więc po prostu wróciliśmy do domu.
- Tak szybko wróciliście? - Przywitała nas zdziwiona Anne, ubrana w gruby sweter i owinięta chustą. - Billy już kończy pracę. Mówi, że wszystko powinno być dobrze. Ale jeszcze przez jakąś godzinę będzie zimno, więc uzbrójcie się w cierpliwość - powiedziała. - Jesteście głodni?
- Nie, mamo. Jedliśmy na mieście - odpowiedział Harry.
- To zrobię wam chociaż ciepłej herbaty - stwierdziła i poszła do kuchni. My rozebraliśmy się powoli i zanieśliśmy wszystkie torby z zakupami do salonu.
- Mogę je przetrzymać w waszym tymczasowym pokoju do jutra? - zapytała Gemma. - Chociaż i tak jest już nieźle zagracony waszymi rzeczami...
- Które niedługo stąd zabierzemy - wtrącił Harry. - Zostaw to gdzieś w kącie. - Podszedł do swojej torby i wyciągnął z niej bluzę i sweter. - Co wolisz? - zapytał, wyciągając w moją stronę ręce z ubraniami. Bez wahania wzięłam sweter i przeciągnęłam przez głowę, wtulając się w przyjemny materiał. - Wybierz jakiś film, a ja pójdę po herbatę - powiedział, nakładając na siebie bluzę. Usiadłam na złożonej rano kanapie z pilotem w ręku i przykryłam się kocem, który leżał obok mnie. Zaczęłam szukać jakiegoś ciekawego filmu i znalazłam dość szybko.
- "Kraina Lodu"! - zawołał z radością Harry, pojawiając się w progu salonu. Odchyliłam dla niego koc, a kiedy usiadł, zakryłam go, bo wciąż trzymał w dłoniach dwa kubki. - Ulepimy dziś bałwana? - zaśpiewał do mnie, z tym dziecięcym, radosnym wyrazem twarzy.
- Jeden już obok mnie siedzi - odpowiedziałam. A widząc jego oburzoną twarz uśmiechnęłam się promiennie i zabrałam z jego dłoni kubek z moją herbatą, siorbiąc ją cicho i powoli. Skończyłam z nią stanowczo za szybko, ale gdybym zrobiła sobie drugą, niedługo musiałabym biec do łazienki, a nie chciałam tracić filmu. Dlatego odstawiłam nasze puste kubki na stolik i podstawiłam przed kanapę pufę, na której mogliśmy oprzeć stopy. Oczywiście niemożliwe było, by postawić ją w takiej odległości, która i mnie i jemu gwarantowałaby wygodne siedzenie. Dlatego to Harry opierał nogi na pufie, a ja swoje przerzuciłam przez jego, przytulając się do jego boku.
- Ciepło ci? - zapytał, obejmując mnie ramieniem.
- Jest dobrze. Oglądaj. - Chłopak pocałował mnie w czoło i dłonią zaczął pocierać moją rękę, przez co ją rozgrzewał. - A tobie? - zapytałam, podnosząc głowę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Jest idealnie - powiedział. - Ale możesz się bardziej przytulić - dodał, obejmując mnie mocniej oboma ramionami.
- Rany, Perrie nie mogła trafić celniej z określeniem - jęknęłam, opleciona jego rękami. Nawet swoją nogę zarzucił na moją, więc byliśmy teraz jakąś naprawdę dziwną plątaniną. - Jesteś jak bluszcz. I to nie zwykły, tylko taki, który oplata się wokół ofiary tym bardziej, im próbuje się ona wydostać. Jesteś jak diabelskie sidła!
- A co to takiego? - zapytał przez śmiech. Odsunęłam się, by na niego spojrzeć. Musiałam mieć pewność, że pyta naprawdę.
- No nie załamuj mnie! - westchnęłam, widząc, że na serio nie ma pojęcia o czym mówię. - Magiczna roślina? Lubująca się w wilgoci i ciemności, która oplata się wokół potencjalnej ofiary, czym może doprowadzić nawet do jej śmierci.
- Co? - parsknął, patrząc na mnie, jak na jakąś nienormalną.
- No Harry Potter, pało!
- Aaaach! - Od razu zrozumiał, pocierając miejsce na swojej klatce piersiowej, które być może uderzyłam trochę za mocno. - To jest to, na co Harry, Ron i Hermiona spadli w pierwszej cześci w tej klapie pod Reksiem, czy innym...
- Puszek! - Podniosłam głos, nie dowierzając w jego ignorancję. Cóż, dla mnie Harry Potter był jak świętość, więc każde najmniejsze niedopowiedzenie dotyczące tej historii było dla mnie jak obraza. - Trójgłowy pies nazywa się Puszek.
- Dobra, niech będzie, może być i Puszek - powiedział, nie chcąc kontynuować kłótni. Dobrze wiedział, że jeśli chodzi o ten temat, to nie ma ze mną szans. - To jak się można pozbyć tych sideł?
- W filmie wystarczyło się tylko zrelaksować - odpowiedziałam. - Ale to guzik prawda. Zielsko lubi wilgoć i zimno, więc trzeba mu to odebrać. Czyli potraktować ogniem lub światłem - dodałam. - Więc gdybym chciała się ciebie pozbyć, może powinnam poświecić ci po oczach, albo przypalić - zakończyłam z uśmiechem.
- Wiesz, wystarczy powiedzieć - odparł i puścił mnie, chcąc się odsunąć. Ale nie pozwoliłam mu na to. Posłał mi pytające spojrzenie, kiedy go objęłam.
- Powiedziałam "gdybym chciała" - powtórzyłam moje wcześniejsze słowa.
- A nie chcesz - powiedział z zadowolonym, trochę głupkowatym uśmiechem.
- Jest ciepło i wygodnie - przyznałam. A on przyciągał mnie do siebie, ponownie oplatając się wokół mnie.
Przez dłuższy czas nic nie mówiliśmy, tylko oglądaliśmy film. A jeśli już któreś z nas się odzywało to po to, by wygłosić jakiś komentarz na temat filmu, albo Harry podśpiewywał cicho którąś z piosenek. Swoją drogą to ciekawe, ile już razy oglądał tę animację...
- Rozmawiałem w sobotę z Louisem i Lottie - zaczął nagle, spinając się trochę. - Słyszałem, co się działo. Lou trochę przegiął.
- Czy ja wiem. - Wzruszyłam ramionami. - Nie bardziej niż zawsze.
- Lottie mówiła, że się wkurzyłaś.
- A kiedy ja się na niego nie wkurzam? - Spojrzałam na niego. - Nie ma czym się przejmować. Standardowe spotkanie z Louisem.
- I tak cię za niego przepraszam. Trochę się czasem zapomina i nie potrafi ugryźć się w język.
Uśmiechnęłam się na jego słowa. Może i wtedy w sobotę chwilowo przejęłam się gadaniem Louisa, ale szybko mi przeszło. Byłam przyzwyczajona do takich sytuacja. Lou taki już był i nie oczekiwałam, że się zmieni. Nasza relacja była jaka była i wszyscy wokół też przywykli już do naszych wiecznych docinek i dogryzań. A Harry i tak po niektórych moich małych sprzeczkach z Lou, przepraszał za niego. To było naprawdę miłe.
- A co do tego, co ja powiedziałem... - odezwał się już mniej pewnie. - A raczej co chciałem powiedzieć, ale mi przerwałaś, to...
- Nie miałeś tego na myśli - dokończyłam za niego. - Byłeś pijany i głupio palnąłeś. Nie ma o czym mówić. - Wzruszyłam obojętnie ramionami, posyłając mu uśmiech, który mam nadzieję był przekonujący, a potem ułożyłam głowę na jego ramieniu.
- Sue...
- Cicho! - Uderzyłam go w klatkę piersiową. - Oglądaj. - Wskazałam na ekran, udając zainteresowanie filmem. Które straciłam, jak tylko wspomniał o tym, co prawie powiedział w sobotę. I kiedy zachciało mi się płakać, nawet nie musiałam tego ukrywać, bo filmie nadszedł właśnie moment, w którym można było się popłakać. Idealnie jak dla mnie.
Jak szaleć to szaleć. Chociaż oczy mi wypadają od ślęczenia przed komputerem, to udało mi się dokończyć rozdział, z czego się bardzo cieszę.
Tylko to nawiązanie do Harry'ego Pottera jakoś tak zabolało, bo Alan Rickman... :'(.
A teraz idę spać, więc nawet nie namawiajcie mnie na kolejny, bo z pewnością go nie będzie. Być może do niedzieli uda mi się coś dalej wytworzyć, jeśli dalej będę odkładała naukę, a motywację do pisania będę miała dobrą.
DOBRANOC, KOTECZKI ♥
CZYTASZ
Święta drugiej szansy || h.s. [zakończone]
FanfictionSue i Harry kiedyś się spotykali. Sue i Harry się rozstali. Sue i Harry znowu będą się spotykać. Na niby. || 05.12.2015 - 16.02.2016