6. Jestem.

8.3K 385 11
                                    

Poniedziałek, 23.11.2015

Skutki naszego wczorajszego oglądania odczuwałam przez cały poniedziałkowy poranek i przedpołudnie. Na szczęście stały zestaw niezawodnych czynności pomógł również tym razem i już po południu byłam jak nowo narodzona, i gotowa do wyjścia do pracy, by zająć się już trochę poważniej przygotowaniami do Sylwestra w klubie. Zaczęłam też robić wstępne plany kolejnych imprez w nowym roku i chciałam poradzić się w tych sprawach moich pracowników, którzy często wychodzili z ciekawymi pomysłami.

Cały czas jednak nerwowo sprawdzałam telefon, oczekując jakiejś wiadomości od Harry'ego. W końcu miał się dzisiaj pojawić w mieście.

Nie wiedziałam, czy byłam na to gotowa. Nie widziałam go od dnia naszego rozstania. Unikałam jego twarzy, jego głosu, jego zespołu i jakichkolwiek powiązań z nim. A teraz miałam się z nim spotkać. Jedyne, na co miałam nadzieję, to że uda mi się utrzymywać przy nim tę postawę niechęci i nienawiści. Tak, jak utrzymywałam ją względem niego przy każdej innej osobie.

Bo przecież tak było. Nienawidziłam go.

Omal nie spadłam z krzesła, kiedy mój telefon zaczął wydawać z siebie dźwięki. Nie było to jednak połączenie przychodzące, ani żadna wiadomość. Jedynie alarm informujący mnie, że już dwudziesta druga i czas iść do domu. Spojrzałam na kartki przed sobą.

- Jestem beznadziejna! - jęknęłam uderzając czołem o blat biurka. Nie ruszyłam z robotą praktycznie nic. Przez cały cholerny dzień. - To bez sensu.

Zebrałam wszystkie rzeczy i z teczką pod pachą wyszłam ze swojego biura a potem z klubu, uprzednio życząc miłej pracy pozostającym pracownikom. Wsiadłam w samochód i nawet nie wiem kiedy znalazłam się na parkingu w moim budynku. Znowu nie myślałam. Znowu jechałam na pamięć, z automatu. Kiedyś wpędzi mnie to w jakiś pieprzony wypadek. Pojechałam windą prosto na moje piętro, nie zatrzymując się przy portierni by zapytać o jakieś wiadomości czy listy. Chciałam jedynie wziąć szybki prysznic i położyć się do łóżka, skoro Styles nie raczył się odezwać przez cały dzień.

Miałam wrażenie, że zasnęłam ledwie pięć minut wcześniej, kiedy zaczęłam czuć, jak coś mokrego co chwila trąca mnie w twarz. W czoło, policzek, nos, ucho.

- Eddie, spieprzaj - warknęłam, odpychając od siebie kotkę. Przekręciłam się na drugi bok, ale teraz coś innego zaczęło mi przeszkadzać. Naprzemienne tłuczenie i dzwonienie do drzwi. Kogo, do cholery niesie? Założyłam leżące na szafce nocnej okulary na nos i zerknęłam na zegarek. TRZECIA RANO?! To chyba jakieś żarty! Wyszłam z łóżka, wsuwając stopy w kapcie i ubrałam szlafrok. Przeczesałam dłonią włosy, odpychając je do tyłu i poczłapałam do drzwi, co chwila potykając się o kotkę. W końcu wzięłam ją na ręce, chcąc uniknąć upadku, bo to, że prędzej czy później bym przez nią wyrżnęła było więcej niż pewne. Podeszłam do drzwi i, być może działając trochę nie rozsądnie, bo w końcu czort jeden wiedział, kto się tam czaił, z rozmachem otworzyłam drzwi.

- Jestem. - Harry Styles w całej swojej okazałości stał przed moimi drzwiami, z torbą na ramieniu i zmęczeniem wypisanym nie tylko na twarzy, ale nawet w sylwetce. - Dla ciebie. - Wyciągnął w moją stronę nieduży bukiet kwiatów, na który nawet nie zwróciłam uwagi.

Obawiałam się tego spotkania. Obawiałam się tego, jak zareaguję i swoich uczuć. Ale jedyne, co w tym momencie czułam, była wszechogarniająca mnie złość. I to ujmując sprawę dość delikatnie...

- Jest trzecia, pieprzona, rano - warknęłam. - Normalni ludzie śpią! - Zamachnęłam się, by z trzaskiem zamknąć drzwi, ale on podtrzymał je ręką, dla pewności wstawiając nogę przy progu.

- Zgadza się. Jest trzecia, pieprzona, rano, normalni ludzie śpią, a ja jestem po dwunastogodzinnej podróży, bo chciałaś mnie tu widzieć jak najszybciej. Więc jestem. Prosto z lotniska. - Popchnął drzwi i wszedł do środka, zarzucając torbę z ramienia. Prychnęłam głośno, ale zupełnie nic sobie z tego nie zrobił, pochylając się do kota na moich rękach, który wyraźnie cieszył się na jego widok. - Eddie, jeszcze żyjesz! - Ucałował ją i zaczął drapać ją po głowie, na co ta głośno zamruczała.

- A co myślałeś, że sprzedam go do tego chińskiego baru dwie ulice dalej? - prychnęłam, urażona jego zaskoczonym tonem. Podniósł głowę tak, że nasze twarze znajdowały się na jednym poziomie i spojrzał na mnie z wysoko uniesionymi brwiami.

- Szczerze?

Oparłam się pokusie odgarnięcia jego włosów, które wysunęły się zza ucha i teraz zasłaniały część jego twarzy. Oparłam się pokusie przytulenia się do niego i schowania twarzy w jego szyi, zaciągnięcia się jego zapachem. Zdradził cię, pamiętaj o tym. I jak na zawołanie, każdą najmniejszą nawet pozytywną emocję i każdą odrobinę tęsknoty, jaką w tym momencie próbowałam w sobie zdusić, zastąpiła nienawiść.

- Fajna piżamka - rzucił jeszcze. Pociągnęłam niżej moją przykrótką koszulę nocną z I ♥NY wypisanym na całej powierzchni materiału.

- Och, zamknij się już. - Zasunęłam mieszkanie i puściłam kota na podłogę. A ten zaczął chodzić wokół nóg Harry'ego i ocierać się o nie z ciągłym miauczeniem. Mój kot to pieprzony zdrajca. Chociaż... od zawsze bardziej wolała jego niż mnie.

Nie zamierzałam się fatygować z przygotowywaniem mu pokoju. Jedynie zabrałam ze swojego łóżka jedną poduszkę i koc, bez których mogłam się spokojnie obejść i zaniosłam je do salonu, gdzie Harry już rozsiadł się na kanapie. Rzuciłam pościel na wolne miejsce obok niego.

- Pogadamy rano. Dobranoc.

- Urocza jak zwykle - westchnął cicho.

- Mówiłeś coś?

- Śpij dobrze. - Rzucił mi szeroki uśmiech, drapiąc po brzuchu rozłożoną na jego kolanach Eddie. Wywróciłam oczami i poszłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi z trzaskiem.




A co mi szkodzi. Jeden więcej nie zaszkodzi.

No i się spotkali. Co myślicie? Harry się wywinie z tego, co nabroił, czy przepowiednia Louisa się spełni i polegnie?








Święta drugiej szansy || h.s. [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz