39. Na kolana i do roboty.

7.6K 395 18
                                    

Poniedziałek, 21/12/2015

Obudziłam na środku łóżka, wtulona w poduszkę, przyciskając do siebie ciepłą kołdrę. Leniwie otworzyłam oczy, rozglądając się wokół siebie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem nie we własnej sypialni, a w salonie Stylesów w Holmes Chapel. Westchnęłam głośno opadając na plecy i rozłożyłam szeroko ręce.

Dzień pierwszy czas zacząć.

Przeciągnęłam się i powoli usiadłam, ziewając głośno. Przetarłam dłońmi twarz i przeczołgałam się na brzeg łóżka, spuszczając stopy na miękki dywan. Jeszcze raz się przeciągnęłam i jeszcze raz ziewnęłam. A potem usłyszałam naprawdę głośny brzęk dochodzący gdzieś z korytarza, a potem głośną wiązankę przekleństw płynącą z ust Harry'ego i śmiech Gemmy. Coś ciekawego się tam działo. Wstałam i skierowałam się do drzwi, po drodze wyciągając bluzę Stylesa, która wystawała z jego rozpiętej torby. Przeciągnęłam ją przez głowę, zaciągając się przyjemnym zapachem, a potem wyszłam na korytarz i weszłam do kuchni, skąd dobiegały głosy. Zatrzymałam się w progu, zakrywając dłonią buzię, by nie parsknąć śmiechem na widok, jaki tam zastałam. Gemma z zadowoleniem siedziała po turecku na jednej z szafek, zrezygnowany Harry stał, zupełnie bezradnie patrząc na podłogę, na której znajdowała się miska, a obok niej wielka plama czegoś, co chyba było ciastem na naleśniki.

- No dalej, Kopciuszku. - Dziewczyna rzuciła w brata łupinką z nasiona słonecznika, które właśnie chrupała. - Na kolana i do roboty.

- Kto wie, może wieczorem matka chrzestna przemieni ci fartuszek w garnitur i... - Urwałam, kiedy Harry rzucił we mnie jakąś ściereczką, przed którą musiałam zrobić unik.

- I ty przeciwko mnie? - zapytał z wyrzutem.

- Wcale nie jestem przeciwko tobie, kochanie. Przecież życzę ci balu wieczorem - odpowiedziałam z niewinnym uśmieszkiem.

- HA-HA - powiedział naburmuszony i schylił się po miskę, podnosząc ją w końcu z podłogi.

- Ej, jeszcze trochę ciasta zostało - zauważyła Gemma. - Kilka naleśników z tego wy... - Zastygła, otwierając buzię w szoku, kiedy dłoń Harry'ego wylądowała na jej skroni, przesuwając się w dół do połowy policzka. Nie byłoby w tym nic szokującego, gdyby nie fakt, że wcześniej zamoczył dłoń w zawartości miski. - Ty głupi pawianie! - warknęła, rzucając w niego garścią nasion słonecznika.

- Ej no! Nie we włosy! - krzyknął oburzony.

- Gówno mnie obchodzą twoje kłaki! - odparła, po czym schyliła się, wsadziła obie dłonie w maź rozlaną na podłodze, a potem klepnęła brata w oba policzki.

- Gemma! - pisnął z niedowierzaniem.

- Harry! - sparodiowała go i chciała odbić swoją dłoń na koszulce brata, ale ten odtrącił jej dłoń, a potem drugą. Zaczęli się przepychać, próbując wymazać jedno drugiego. A ja stałam cicho w progu, nie mając zamiaru mieszać się w ten ich spór, bo jeszcze oberwałabym rykoszetem. Kiedy jednak Harry chlupnął Gemmie papką za spodnie i widziałam, że dziewczyna bliska jest wpadnięcia w furię, postanowiłam ratować sytuację.

- Dobra, dzieciaki! - krzyknęłam, klaszcząc w dłonie. - Wystarczy już!

- Nie wydaje mi...

- Kotek, wystarczy - przerwałam Harry'emu, rzucając mu znaczące spojrzenie. Na szczęście załapał. Przestał siłować się z siostrą, a ta wyrwała mu się i rzucając obelgi w jego stronę wyszła z kuchni idąc do swojego pokoju.

- O co chodzi? - zapytał, zupełnie nieświadomy.

- Trochę przesadziłeś z wlewaniem jej tej mazi za spodnie - powiedziałam, na co się zaśmiał.

Święta drugiej szansy || h.s. [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz