Rozdział 6

4.6K 295 57
                                    

Ruszyliśmy razem w stronę drzwi wyjściowych. Toby otworzył je przede mną i zaczekał, aż przejdę. Posłałam mu promienny uśmiech (którego i tak pewnie nie zobaczył przez bandankę) i wyszłam na zewnątrz. Od razu zauważyłam, że jesteśmy w środku naprawdę gęstego lasu, niczym nie przypominającego tego, w którym się wszystko zaczęło.

- No to... - powiedział Toby stając przede mną. - Za mną!

Pobiegł w las, a ja za nim. Poruszaliśmy się w miarę znośnym tempie, więc nie sprawiało mi to za dużego problemu. W pewnym momencie gwałtownie przyspieszyliśmy. Przez kilka pierwszych minut jako tako dotrzymywałam mu kroku, aczkolwiek coraz bardziej zaczęłam się oddalać. W końcu zniknął mi z oczu. Westchnęłam głośno i przyspieszyłam. Resztką sił dotarłam na jakąś polanę. Rzuciłam się na trawę.

- Całkiem nieźle... - usłyszałam za sobą.

Wstałam i odwróciłam się, jednak nikogo nie zobaczyłam. Usłyszałam śmiech.

- Troszkę wyżej - Spojrzałam we wskazanym kierunku.

Toby wisiał go góry nogami na jednej z gałęzi dużego dębu. Widać było, że miał ze mnie niezłą bekę.

- Nie zleć tylko - zawołałam.

Na te słowa chłopak puścił się nogami na których wisiał i złapał gałęzi pod spodem. Wstrzymałam oddech. Pohuśtał się chwilę, po czym zwinnie zeskoczył na ziemię. Z pięciu metrów!

- Czyś ty oszalał?!

- Ohh, Sue... - machnął ręką. - Pamiętaj, jestem jak kotek - zawsze spadam na cztery łapy... Czy coś w tym stylu. I ty też niedługo będziesz.

- A właśnie... - zaczęłam. - Jeśli chodzi o moje imię... Muszę wymyślić sobie jakąś ksywkę. Nie masz może jakiegoś pomysłu?

- Myślę, że jak już w pełni zostaniesz Proxy, ksywka sama ci przyjdzie. No, u mnie było prościej, nadali mi ją inni...

- Możliwe.

- Ale na razie ćwiczymy. Na początek - karteczki! Jako pomocnicy Slendera mamy za zadanie pilnować, czy wiszą na swoim miejscu... i pozbywać się tych, którzy je ruszają. Musimy je również od czasu do czasu rozwieszać po całym lesie. W twoim pokoju w biurku mogłaś znaleźć kilka bloków i ołówków, będą ci służyć do między innymi robienia nowych kartek. Pamiętasz, jak wyglądają, co nie?

Przytaknęłam.

- OK, więc teraz poćwiczymy bieganie i orientację w terenie. Twoim celem będzie nieduża, drewniana chatka około trzy kilometry stąd na północny-zachód. Widzimy się na miejscu - mówiąc to pobiegł w przeciwnym kierunku.

Skąd wiedziałam że w przeciwnym? No cóż, chodziło się na pszyrkę, więc umie się rozpoznawać kierunki. Pobiegłam niespiesznie w odpowiednią stronę. Po jakichś pięciuset metrach przyspieszyłam. Powoli łapała mnie zadyszka, ale wiedziałam, że jak się zatrzymam, to już dalej nie pobiegnę. W końcu dojrzałam między drzewami zarys niedużej chatki. Gdy podbiegłam bliżej, zauważyłam, że nie jest ona w zbyt dobrym stanie. Wyglądała wręcz odstraszająco. Przed drzwiami stał już Toby. Na mój widok pomachał mi.

- Heloł. Pewnie zastanawiasz się dlaczemu tutaj jesteśmy. Dokładnie z tego powodu - chwycił jedną z dwóch siekier przy swoim pasie i pomachał nią. - Potrzebujesz broni. A ten tu pan może ci pomóc...

Wyszliśmy do środka. Znaleźliśmy się dosyć obszernym jak na wielkość całego domku pomieszczeniu. Pod przeciwległą ścianą stała duża lada, za którą stał... No właśnie. Za ladą stał wysoki mężczyzna o długich czarnych włosach. Jego jedne oko było normalne, jednak drugie było nienaturalnie wielkie i miało tęczówką koloru różowego. Gdy nas zobaczył, na jego pokrytej bliznami twarzy zagościł uśmiech.

- Witam was serdecznie! - Kąciki jego ust cały czas skierowane były w górę. - W czym mogę służyć?

- Witaj, Doll Makerze - przywitał się Toby. - Szukamy broni dla tej oto damy.

Doll Maker przyjrzał mi się uważnie.

- Jaki rodzaj zabijania preferujesz, madame? - zapytał, przekrzywiając głowę w bok.

- Ja... jeszcze nie wiem... - wyjąkałam.

- Aa... Trzeba było mówić, że pani jest nowa! - Mężczyzna wyszedł zza lady i skierował kroki w stronę drzwi po lewej. - Proszę za mną.

Weszliśmy za nim do pomieszczenia. Był to pewnego rodzaju magazyn na bronie. Było tam dosłownie wszystko, zaczynając od zwykłych noży kuchennych, a kończąc na wszelkiego rodzaju broni palnej.

- Może się pani rozejrzeć, rozmówić z kolegą, jakby co to ja będę przy ladzie - powiedział, po czym wyszedł z pokoju.

Spojrzałam na Toby'ego, jednak on tylko machnął ręką wskazując cały pokój. Westchnęłam i podeszłam do półki i szeroką kolekcją noży. Chwyciłam jeden z nich i obróciłam kilka razy w dłoni. Nie. Chwyciłam kolejny. Też nie. Potrzebuję czegoś... Poręcznego. Małego. Czegoś, co da się schować i wyciągnąć w szybkim tempie. Wypróbowałam jeszcze kilka ostrz, ale żadne nie spełniało moich oczekiwań. Aż w końcu zobaczyłam go. Był idealny. Nieduży, lekki nożyk, ale za to ostry jak diabli. Wzięłam go do ręki i wykonałam w powietrzu kilka próbnych cięć. Idealny.

- To ten - powiedziałam stanowczo do Toby'ego.

- No i git - rzucił, wyjmując z kieszeni pomięty banknot. - Trzymaj, Slendy zawsze sponsoruje pierwszą broń.

- Dzięki.

Ruszyłam w stronę lady. Doll Maker aktualnie zajęty był czymś w rodzaju głowy lalki, którą dokładnie malował małym pędzelkiem. Kaszlnęłam, aby dać znać o swoim istnieniu.

- Oo, widzę, że wybrała już pani sobie nożyk! - powiedział biorąc go w ręce. - Doskonały wybór, nie będzie pani żałować!

Typowy sprzedawca. Gdy podał cenę bez słowa podałam mu pieniądze, pożegnałam się i opuściłam z Tobym sklep.

- Zadowolona? - spytał.

- I to jeszcze jak - odpowiedziałam, bawiąc się nowo zakupionym przedmiotem.

- No to chyba czas wypróbować to cudeńko... - powiedział, po czym pobiegł przed siebie, a ja za nim.

Biegliśmy dobre dwadzieścia minut. Już nie męczyłam się tak jak poprzednio. Usłyszałam jakieś głosy. Skryłam się za drzewem, podobnie jak mój towarzysz. Na ścieżce, tuż obok nas szły jakieś dwie dziewczyny, takie typowe blachary. Z jego ruchów ręki wyczytałam, że ja biorę się za jedną z nich, od za drugą. Przytaknęłam. Gdy minęły nas, podeszliśmy do nich od tyłu zasłaniając im usta. Wyciągnęłam nożyk. Moja ofiara szarpała się strasznie, jednak kiedy wbiłam jej go w brzuch, dziewczyna jęknęła i osunęła się na kolana. Poczułam coś nowego. Uśmiechnęłam się szeroko. Postanowiłam się troszkę pobawić. Przejechałam ostrzem po policzku ofiary. Z jej oczu popłynęły łzy, rozmazując dużą ilość tuszu ja jej rzęsach. O nie. Nie będziesz mi tu płakać. Przyłożyłam nóż do jej lewego oka. Wbiłam go prosto w sam środeczek i pociągnęłam. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć. Krew lała się z nowej rany. Spodobało mi się. Zrobiłam to samo z drugim okiem. No, zdecydowanie lepiej! Co teraz? Chwyciłam jej dłoń. Nie podobają mi się te paznokcie. Powoli oderwałam je wszystkie, z satysfakcją słuchając cichnących krzyków. No, chyba kończymy zabawę. Rozcięłam jej klatkę piersiową z zamiarem dostania się do wciąż bijącego serca. Nachyliłam się do ucha ofiary.

- Do zobaczenia w piekle - szepnęłam.

----------

Hejka! :D

Wiem że rozdział miał być już wcześniej, ale... Nie mam zbytnio czasu.

Od teraz rozdziały będą się pojawiać co każdą niedzielę, ewentualnie czasami w środy, jeżeli wena zaszczyci nas swoją obecnością.

~AifozGirl




Miłość bez twarzy II Slenderman love storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz