Rozdział 23

3.7K 290 122
                                    

Odkąd zgodziłam się zostać jego przyjaciółką, mam dziwne wrażenie pustki. Powinnam się cieszyć, że nasze relacje są na naprawdę wysokim poziomie, jednak... Czegoś mi tutaj zdecydowanie brakowało.

Spojrzałam na zegar w swoim pokoju. Wskazywał on godzinę 13.50. Jakiś czas temu wróciłam z naprawdę męczącej misji, więc od razu po złożeniu raportu poszłam się glebnąć na łóżko. Wstałam i przeciągnęłam się. Do obiadu zostało jeszcze trochę czasu... A pójdę się pośmiać z Jeffa, bo czemu nie.

Zeszłam niespiesznie do salonu. Po drodze wstąpiłam jeszcze do kuchni po paczkę ciastek z kawałkami czekolady, którą natychmiast otworzyłam i wpakowałam do buzi jedną sztukę. Weszłam powoli do pomieszczenia. Tak jak się spodziewałam, trafiłam w sam środek bitwy na... wszystko? Creepypasty podzieliły się na trzy drużyny; to jest: E.J., Jane i Ben vs. Jeff, Nina i Clockwork vs. Proxy. W momencie otwarcia drzwi dostałam w twarz... NERKĄ.

- Co tu się do jasnego gofra dzieje?! - spytałam głośno.

Wszyscy stanęli jak wryci i spojrzeli na mnie zaskoczonym wzrokiem.

- Nooo... Emm... - zaczął Masky, kładąc dłoń na karku.

- Stop - przerwałam mu. - Czemu mnie nikt nie zawołał?

Schyliłam się, po czym z całej siły rzuciłam laczkiem w Ninę, która schowała się za fotelem z głośnym piskiem. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, szybko skryłam się za kanapą, tym samym dołączając do reszty Proxy.

- O co właściwie poszło? - spytałam Toby'ego.

- Jeff mi zeżarł gofry! - i wszystko jasne.

- A potem jeszcze wpadła tu Jane z pretensjami do Clocky że ta niby jej bluzkę poplamiła krwią - dodał Masky, celując butelką w Jacka. - I tak jakoś się potoczyło...

Pokiwałam głową. Takie bitwy nie były u nas nowością, powiedziała bym nawet, że stały się czymś w rodzaju tradycji. Co jakiś czas kilka creepypast kłóciło się o jakąś głupotę, wplątując w spór pozostałych, aż salon zamieniał się w mini pole bitewne. Często ktoś kończył z rozciętym łukiem brwiowym czy podbitym okiem, ale co to dla nas! Grunt, żeby nie przegrać, bo poległą drużynę czekało wielkie sprzątanie całego pokoju plus wstyd i hańba do końca dnia. Taa... Zdecydowanie nie można się było tu nudzić.

Chwyciłam pierwszy lepszy przedmiot po mojej prawej i cisnęłam go w kierunku Jane, która nie zdążył dostatecznie szybko schować się za telewizorem. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy torebka z białym proszkiem eksplodowała na jej twarzy, brudząc tym samym połowę salony, łącznie z pozostałymi członkami drużyny przeciwnej.

- BUUM! - wydarłam się.

Czyli że produkty kuchenne również wzięły udział w bitwie. W tym momencie, jakby na potwierdzenie mojej myśli, na mojej głowie wylądowała para jajek. Rzuciłam autorowi tego ruchu nienawistne spojrzenie, całkowicie ignorując zimne żółtko, spływające po moim czole.

- Już. Nie. Żyjesz. Drowned. - wycedziłam, ścierając z włosów białko.

~Time skip~

Spojrzałam z uśmiechem na swoje odbicie w lustrze. Taa, mąka na twarzy, jajka we włosach, bluzka rozdarta w wyniku ucieczki za regał... Normalka.

Weszłam pod prysznic, aby szybko się ogarnąć i przywołać swoje włosy do jakiegokolwiek stanu używalności. Niestety, ze względu, że na cały nasz dom była tylko jedna łazienka, już kilka minut później do moich uszu zaczęły dobiegać dźwięki walenia w drzwi i pospieszania. Przewróciłam oczami i skończyłam suszyć te moje loczki. Ze względu na pośpiech zrobiły się jeszcze bardziej puszyste niż zwykle, na co zareagowałam jedynie zdegustowanym westchnięciem. W końcu muszę się z tym borykać od prawie dziewiętnastu lat... Bez zbędnego zastanawiania się zrobiłam sobie luźnego koka, zostawiając szerokie pasmo na grzywkę. Bezceremonialne otworzyłam drzwi do pomieszczenia, uderzając tym samym naszego Jeffrey'a prosto w tą jego bladą buźkę.

- Ups - skwitowałam tylko, ignorując niezadowolone jęki Killera.

Wyminęłam go i spojrzałam na zegar, którego wskazówki ułożyły się, ukazując godzinę 15.45. Skierowałam się prosto do kuchni, po drodze mijając naszych dzisiejszych przegranych. Kiedy blondyn postanowił przyczepić się do mojej szopy, jednogłośnie wydał na swoją drużynę wyrok. Na mój widok czarnowłosa rzuciła mi spojrzenie spode łba, na co odpowiedziałam szerokim uśmiechem. Nie zwracając uwagi na ciche obelgi pod moim adresem, otworzyłam jedno ze skrzydeł drzwi. Od razu po ich zamknięciu do moich nozdrzy dobiegł ten jedyny, wspaniały zapach, na który nie tylko mnie do ust nacieka ślinka.

- Spaagheettiii - wymamrotałam, po czym jak w transie zbliżyłam się do wysokiej postaci przy blacie.

- Witaj, Evilsoul - usłyszałam klasyczne powitanie.

- Spaagheettiii - powtórzyłam, przymykając oczy.

- Tak, spaghetti - potwierdził. - Będzie za chwilę.

- Yaay! - krzyknęłam, wyrzucając ręce do góry.

- Ehh... Jak dziecko po prostu. - udał, że się załamuje, jednak od razu wychwyciłam żart i zaśmiałam się.

- I za to mnie kochasz - rzuciłam, kradnąc długą nitkę makaronu.

- A żebyś wiedziała.

Wstrzymałam oddech. Spodziewałam się jakieś ciętej riposty, a nie! Ignorując przyspieszone bicie serca, zaśmiałam się nerwowo.

- Taa... - powiedziałam, uciekając wzrokiem do Tokio. - To ja... Już pójdę.

Wyszłam szybko z pomieszczenia, poczuwszy gorąco wylewające się na mojej twarzy. A co jeśli?... Mówił poważnie? Głupia, znowu uciekłaś. Ale w końcu to była tylko przyjacielska wymiana zdań... On jest moim przyjacielem. Tak. Przyjacielem.

Zajęłam swoje standardowe miejsce w jadalni, cały czas siedząc głową w chmurach. Nawet nie zauważyłam, kiedy Slender przyniósł makaron, kiedy creepypasty jak zwierzęta rzuciły się na posiłek, kiedy Hoodie widząc, że nie reaguje zmusił mnie do jedzenia, aż w końcu kiedy...


CO DO GOFRA?! Co ja tu właściwie robię?! Coś było w tym sosie, że mi się praktycznie film urwał?! Dżizas, to zaczyna być niepokojące. Właśnie stoję sobie jak gdyby nigdy nic w swoim pokoju i gapię się jak idiotka w ścianę.

Jedyne co pamiętałam tak na sto procent, to słowa Slendiego. Dudniły mi w głowie, za nic nie chciały z niej wypaść.

Ja naprawdę długo nie wytrzymam w takiej sytuacji. Gdy tylko go widzę, serce mi szaleje, a policzki przybierają barwę dojrzałego pomidora. Niby jesteśmy przyjaciółmi od jakichś kilkunastu dni, a ja już wymiękam. Gdybym mogła, w tej chwili, tak jak tu stoję, poszłabym tam do niego i zrobiła coś szalonego.

Czekaj. Jestem wolną, mającą wpływ na swoje decyzje, pełnoletnią kobietą. Czemu cokolwiek miałoby mnie powstrzymywać?

No, tak. Jedna rzecz. To, czego naprawdę się obawiam. Odrzucenie.

Ale ja już naprawdę długo tak nie pociągnę.

Ale to by mogło wszystko zniszczyć.

Ale jednocześnie wszystko mogłoby się stać bardziej kolorowe.

Ale...

Ale.

ALE.

Za dużo tego „ale".

Znowu rozmawiam sama ze sobą.

Walić wszystko i wszystkich.

Wzięłam głęboki oddech.

Idę tam.

------------

Heloł, maj nejm ys Polsat :3

Co do Q&A - pojawi się najpóźniej w środę ;)

Wieem że krótki ;p Wieem, że Polsat ;p

Next w niedzielę :D

Też was kocham :*

~AifozGirl

Miłość bez twarzy II Slenderman love storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz