Rozdział 9

316 20 1
                                    

WAŻNE PYTANIE POD ROZDZIAŁEM :*


POV MIKEYLA

- O ja Cię kurwa pierdole...

No, i tak to właśnie wygląda od dobrej godziny. Razem z Tedem przenieśliśmy Deva na kanapę, gdy tylko za Ashtonem zamknęły się drzwi... Uhm, dokładniej jak już skończyłam ryczeć w koszulkę mojego brata. Bo okey, może i chciałam się odegrać na Ashu ale nie sądziłam, że to będzie tak cholernie bolało!

W każdym razie Devraj ocknął się jakiś kwadrans po całym incydencie i od tamtej pory ciągle przeklina i narzeka, że wszystko go boli i uwiera. Teddy w końcu nie wytrzymał i zabrał Briana do kina i McDonalda. Jak teraz o tym myślę, to dobrze, że Bri spał podczas całego zajścia przy drzwiach bo nieźle by się wystraszył.

- Mikeyla kurwa, tu jest cholernie niewygodnie.

...

- To wstań i przenieś się do łóżka.

Chyba go tym zdenerwowałam bo zrobił nieciekawą minę. Po chwili jednak się uspokoił.

- W sumie masz rację. Mogłabyś mi przynieść wody na górę, skarbie?-Pyta wstając.

- Jasne - wzdycham. A patrząc jak znika na schodach pod nosem dorzucam ciche "nareszcie".

Ruszam do kuchni aby nalać Panu wielce pokaleczonemu szklankę wody, a w głowie cały czas mam sytuację sprzed godziny. Czemu Ash się tak wkurzył? Jasne, chciałam aby był zazdrosny ale nie sądziłam, że ten cel osiągnę, przecież dla niego byłam tylko naiwną idiotką - jego słowa.

Nalewam wody do szklanki i idę do pokoju gościnnego, który zajmuje Dev. Oczywiście nie  jest z tego powodu zadowolony, bo jak to powiedział  wolałby spać ze mną, tak jak w prawdziwej rodzinie.

Ha.

Gdy wchodzę do pokoju, Devraj leży na łóżku i masuje swoją twarz.

Nieźle oberwał. Myślę z niemałą satysfakcją i uśmiecham się pod nosem.

- Dzięki skarbie - mruczy gdy podaję mu szklankę.

- Nie ma sprawy. Będę u siebie. - Mówię, po czym odwracam się do wyjścia.

- Poczekaj!  - Nieco podnosi głos i chwytając mnie za rękę ciągnie obok siebie na łóżko.

Upadam na nie z cichym "omf" i niemałym zdziwieniem. Dopiero tak źle się czuł a teraz tak pogrywa?

- Dev, to zły pomysł. Idę do siebie. 

Próbuję wstać ale on znowu mnie zaskakuje, tym razem z łoskotem odkłada szklankę na szafkę a mnie brutalnie wciąga pod swoje ciało, wciskając się między moje nogi.

Dobra, teraz zaczynam się bać.
 
- Skarbie co to za zdziwiona mina. Chyba chcesz abym poczuł się lepiej?- O Boże, aż mnie zemdliło.

- Dev, puść mnie. - próbuję pozostać spokojna

- Oj nie rób z siebie jakiejś cnotki niewydymki - warczy mi do ucha, a rękę wkłada mi pod bluzkę, kierując się w górę do moich piersi.

Nie, błagam nie. Praktycznie modlę się w myślach.

- Dev, proszę Cię...  - mój spokój diabli wzięli. Zaczynam coraz bardziej panikować. Patrząc na nasze postury nie trudno się domyślić kto wygra ewentualną potyczkę.

- Uwielbiam jak mnie prosisz kochanie.

Po tych słowach brutalnie ściska moje piersi a ja krzyczę z bólu.

- Właśnie tak, krzycz skarbie. Teraz Ci pokażę jaka jest kara za nieposłuszeństwo.

Po tym wywarczonym wręcz zdaniu z całej siły uderza mnie w twarz a ja tracę przytomność.

Może to i lepiej, nie chcę wiedzieć co robi z moim ciałem.

***

Powoli wraca mi świadomość. Jeszcze zanim otwarłam oczy wiedziałam kilka rzeczy :

1. Jestem naga
2. Wszystko mnie boli.
3. Devraj leży obok i głośno chrapie.

Z trudem podnoszę powieki  i naraz dociera do mnie cała reszta z tych okropnych zdarzeń. Ostrożnie siadam na łóżku, co nic nie daje bo i tak czuję ostre szarpnięcia bólu. Z przerażeniem patrzę na moje ciało. Jest całe w siniakach, a na moich udach widzę zaschnięte ślady krwi.

Wyrywa mi się szloch,  który próbuję zagłuszyć ręką byle tylko nie obudzić Devraja.

Jak mogłam być tak głupia i zgodzić się na jego powrót?

Stop. Teraz nie czas na takie rozważania. Nie mogę zostać w domu. Nie zniosłabym ponownej konfrontacji z moim "chłopakiem".

Biegiem wracam do mojego pokoju, naciągam na siebie jeansy i bluzkę z długim rękawem, które wygrzebałam z szafy. Co chwilę krzywię się gdy materiał ociera się o moją pokaleczoną skórę.

Zerkam na zegarek i widzę że jest 19;46. Czyli nieprzytomna byłam jakieś pół godziny...

Mikeyla ruszaj się. Chyba że liczysz na powtórkę z rozrywki.

Zbiegam po schodach. Łapię klucze z komody i zatrzaskuję drzwi z domu. Wsiadam do auta i jadę do jedynej osoby na którą mogę teraz liczyć.

Do Ashtona.

***
Pięć minut później jestem już na miejscu, pewnie złamałam w cholerę przepisów, ale mam to w najgłębszym poważaniu.

Wychodzę z auta i biegiem pokonuję drogę która dzieli podjazd i drzwi wejściowe.

Jak oszalała zaczynam naciskać na dzwonek.

Proszę Ashton bądź w domu,  potrzebuję Cie.

Drzwi otwierają się, ale to nie Ash stoi po drugiej stronie.

Tylko wysoka blondynka, ubrana jedynie w męską koszulkę.

Tak, dokładnie.

Przede mną stoi Lea, a na sobie ma koszulkę Ashtona, jej fryzura jasno mówi w czym niedawno brała udział

- Co ty tu robisz? - syczy - I co Ci się stało w twarz?

Gdzieś tam moja podświadomość odnotowuje, że mam posiniaczoną buzię po ataku Deva ale nie skupiam się na tym.

Nie. Moje myśli zaprząta blondyn, który właśnie pojawił się za Leą.

Ashton.

 Mój Ashton ubrany jedynie w bokserki.  W normalnych okolicznościach pewnie wzdychałabym na widok jego klaty ale to zdecydowanie nie są normalne okoliczności.

- Miki... - chłopak próbuje coś powiedzieć ale... Nie. Po prostu nie. Przerywam mu zanim może powiedzieć coś jeszcze.

- Przepraszam  że wam przeszkodziłam - szepczę spuszczając głowę.

Odwracam się i biegiem wracam do samochodu. Za sobą słyszę krzyk Ashtona ale nie mam siły zareagować.

Odpalam silnik i nie oglądając się za siebie wyjeżdżam na ulicę. Po moich policzkach nieprzerwanie spływają łzy.

Dlaczego do niego przyjechałam?

Za mało się nacierpiałam do tej pory?

Ale z tym koniec. On wrócił do Lei.

A ja muszę w końcu zacząć radzić sobie sama.

~~~~~

Biedna Miki ;c Nie krzyczcie! Wiem, że strasznie ją załatwiłam ale no... Tak musiało być :<

Kom? Vote? ♥

A teraz wspomniane wyżej pytanie : czyta to może osoba, której wychodzą ładne okładki? :D Jeżeli tak to zapraszam na priv ;3

Buziaki, Nao :*



Last Hope Of My Heart [EDYTOWANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz