POV Mikeyla
- Mamo, mamo! Możemy wejść tutaj?
Brian wskazuje paluszkiem na wielki sklep z zabawkami. Teddy stwierdził, że potrzebuję odpoczynku i zabrał nas na zakupy.
Nie powiem, miło jest spędzić czas tylko we trójkę. A rozpromieniona twarz mojego malucha to najlepszy lek na... wszystko.
- Dobra, ale nie przesadź.
- Super! - Łapie moją rękę swoją, znacznie mniejszą i ciągnie w stronę wejścia do sklepu - No chodź!
Zerkam na mojego brata z uśmiechem, a on patrzy na mojego synka z rozbawieniem.
Wchodzimy do sklepu i Bri zaczyna buszować między regałami, patrząc na wielkość sklepu czuję, że trochę tu zabawimy.
W pewnym momencie chłopcy zniknęli mi z oczu, nie przejęłam się zbytnio, bo pewnie poszli na regał z samochodzikami.
Przysięgam mój syn odziedziczył bzika do tych zabawek po Teddym, on też zawsze je zbierał tonami.
Pozostawiona samej sobie, przeszłam na dział z ubrankami. Patrząć na malutkie buciki, przypomniałam sobie moje pierwsze zakupy rzeczy dla dziecka,
wtedy już mieszkałam z Teddym i to on wyciągnął mnie do sklepu.
***
- Patrz siostra! Jakie kochane!
Dusiłam się ze śmiechu patrząc na Tedda, przysięgam zachowuje się jak mały dzieciak.
Zachwyca się każdą parą małych bucików i każdymi kolejnymi śpioszkami.
Teraz pokazuje mi malutką, różową sukieneczkę.
- Tedd, to będzie chłopiec - Kręcę głową na jego błazeństwa a moja ręka jakby z automatu pociera już wystający brzuch.
Mój brat gdy zauważa ten gest od razu poważnieje.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
Wzdycham ciężko - teraz nie da mi spokoju.
- Tak Tedd, nic mi nie jest. Skupmy się na tych zakupach, skoro już mnie wywlokłeś z mieszkania.
Chwilę jeszcze ponarzekał a potem wrócił do przeglądania ubranek.
- Co ty wyczyniasz? - Parskam śmiechem, gdy zauważam jak mój brat siedzi ta podłodze - na środku sklepu, mniejsza o to, że ludzie patrzą na niego jak na idiotę - i przystawia mały dziecięcy bucik do swojego.
- Patrz jakie to jest małe! - mówi przejęty - niemożliwe żebym ja też nosił kiedyś taki rozmiar!
- Jasne, że nie. Ty sie urodziłeś z twoimi kajakami.
- Ej! - Woła oburzony. - Moje stopy to nie kajaki!
- Jasne, bo każdy normalny człowiek nosi rozmiar 43! - znowu wybucham śmiechem a on fuka pod nosem i podnosi się z podłogi.
Nie odezwał się do mnie do końca dnia
***
Mimowolnie uśmiecham się na wspomnienie tamtego popołudnia. Pamiętam jak te zakupy sprawiały mi przyjemność, uświadamiały mi, że niedługa będę nosiła takie maleństwo na rękach.
- Proszę, proszę! Co za spotkanie! - słyszę irytujący głos za plecami.
Odwracam się i widzę Leę z koszykiem pełnym małych ubranek.
Marszczę brwi i staram się zrozumieć co widzę. Po kiego jej tyle rzeczy? I co ona tu właściwie robi?
- Po twojej minie wnioskuję, że nic nie wiesz - mówi z sukowatym uśmieszkiem. Czego znowu nie wiem?
- A ja po twojej, ze zaraz mnie uświadomisz.
- Nie rozumiem czemu jesteś wredna - prycha - W każdym razie wiedz, że ja i Ahton spodziewamy się dziecka.
Najzwyczajniej w świecie mnie zamurowało. Spodziewają się dziecka?! Wpatruję się w jej wciąż płaski brzuch. Nie wierzę...
- Lea zostaw ją w spokoju - słyszę głos mojego brata i czuję jak jego ramie obejmuje mnie w pasie.
Blondynka ze zwycięskim uśmiechem odwraca się i odchodzi.
- Teddy - mój głos nie jest głośniejszy od szeptu. Podnoszę wzrok na mojego brata i dopiero gdy widzę jego rozmazaną postać zauważam, jak bliska płaczu jestem.
- Wiem - mówi delikatnie - słyszałem.
Obejmuje mnie mocniej, i z Brianem siedzącym na jego biodrze, szybko prowadzi nas w stronę kasy. Ja marzę jedynie o powrocie do domu. Chcę rzucić się na moje łóżko, rozpłakać się jak mała dziewczynka i zapomnieć o całym świecie.
POV Ashton
Podnoszę się z kanapy, gdy słyszę dzwonek do drzwi.
Za nimi stoi mój kolega z liceum a w ręce trzyma białą kopertę.
- Siemasz Ash, mogę wejść?
- Jasne, wbijaj - mówię lekko się stresując, ta koperta to pewnie nic innego jak wyniki testu.
Prowadzę Theo - bo tak nazywa się chłopak - do kuchni, gdy już siedzimy przy stole każdy z butelką piwa, on wyciąga jakąś kartę z koperty.
- Masz - mówi podając mi ją - to wyniki.
Biorę głęboki oddech i uważnie czytam zawartość kartki. Potem robię to ponownie i w końcu mój wzrok pada na bruneta siedzącego naprzeciwko mnie.
- Nie jestem ojcem. - szepczę i czuję jak ogarnia mnie coraz większa radość. NIE JESTEM OJCEM! Boże, tak! Czyli nic nie stoi na przeszkodzie mojemu związkowi z Miki!
- Nie, nie jesteś. Ale mam coś jeszcze. - Mówi, a mnie nachodzą złe przeczucia - Pamiętasz jak prosiłem żebyś wysłał mi też próbki DNA synka Mikeyli?
- Jasne.
Nie rozumiałem po co chciał również je, ale wtedy byłam tak zaaferowany sprawą ciąży Lei, że nie przejąłem się tym. Brian nie raz u mnie nocował i miał tu własną szczoteczkę i inne takie więc próbki nie były problemem.
- Po co Ci one były?
- Kiedyś jak wpadłem na was w parku, w oczy rzuciło mi się podobieństwo między Tobą a tym małym- wyjaśnia, a gdy docierają do mnie jego słowa robi mi się sucho w ustach - więc gdy zadzwoniłeś, szczerze myślałem, że to o niego Ci chodzi, ale gdy powiedziałeś,że twoja była jest w ciąży pomyślałem, że sprawdzę również jego.
- I? - czy mój głos zadrżał?
- I moje przypuszczenia sie potwierdziły. Jesteś ojcem tego dzieciaka, Ash.
~~~~~
BUM! :'D Spodziewaliście się tego? :D
Kochani Zdrowych, Wesołych Świąt :)
Kom? Vote? ♥
Ily, Nao :*
CZYTASZ
Last Hope Of My Heart [EDYTOWANE]
RomantizmOPOWIADANIE EDYTOWANE. START NA NOWO OD STYCZNIA Grupa nastolatków. Wielka sylwestrowa impreza. Dużo alkoholu. Przystojny chłopak, w którym jesteś na zabój zakochana. Zdecydowanie za dużo alkoholu. 3 tygodnie później... Test ciążowy. Dwie kreski. **...