⛧Rozdział 6⛧

631 73 27
                                    

Uderzyła we mnie ściana pary, zupełnie jakbym weszła do świeżo nagrzanej sauny. Omal nie krzyknęłam widząc wnętrze. Zabrudzona posoką podłoga i Królewna wyglądająca jakby zemdlała. Podleciałam do niej, podniosłam jej głowę.

– Boni! Wielkie nieba! - Poklepałam ją lekko w policzek podniosła powieki. – Boni powiedz coś do cholery! – Potrząsnęłam nią delikatnie, prawie zerowa reakcja. – Bonibel! Jasna cholera! Boni! – Patrzyła na mnie oczami bez wyrazu. Podobnymi do tych jakie miała moja mama, gdy przemierzałyśmy samotnie pustynie, tuż po wyjściu ze schronu. – Nie, proszę... Boni!

Zarzuciłam jej ręce na swoje ramiona, objęłam w pasie i podniosłam. Była jak zwłoki, wiotka i ciężka. Miałam wrażenie, że zaraz zwariuje. Trzymałam ją jak przerośnięte niemowlę i podobnie jak w przypadku małego dziecka, bałam się, że ją upuszczę. Wydukała coś niezrozumiałego. Królewna nie zakręciła prysznica i lekki strumień gorącej wody wciąż leciał ze słuchawki podnosząc w niej drastycznie poziom wilgoci. Omal nie przewróciłam się na śliskiej podłodze. Ruszyłam w stronę sypialni.

– Zasłabłaś? Już cię kładę na łóżku. Zaraz dam ci wody, otworze okno. Cholera Boni, powiedz, co powinnam zrobić? - Jęknęłam, naprawdę nie miałam pojęcia co powinno się robić w takiej sytuacji i to napawało mnie przerażeniem. – Co mam zrobić!

– Dobij mnie... - mruknęła.

– Nie gadaj durnot, przed chwilą było dobrze? Może zrobiło ci się duszno? Następnym razem nigdzie się nie ruszam. – Położyłam ją ostrożnie na łóżku. Westchnęła cicho. - Na krok cię nie zostawię! - Poprawiłam jej poduszkę. – Zaraz powinno ci być lepiej, wpuszczę świeżę powietrze i będzie dobrze. – Uchyliłam okno, była końcówka lata, ale na dworze to może dwadzieścia stopni, mam nadzieję, że mimo wszystko nie zmarznie. Niedługo zacznie świtać. Zakręciłam kaloryfer, chociaż był ledwie ciepławy. Odwróciłam się i zdębiałam. Czułam jak moje policzki robią się gorące. Miałam nadzieję, że tego nie widzi. Zapomniałam, że jest zupełnie goła. Zwykle gdy czyściutka, naga dziewczyna leży na moim łóżku, oznacza to początek miłego wieczoru. Nie licząc okoliczności, w tym wypadku, leżąca piękność miała w pakiecie wystające żebra i garść rozrzuconych siniaków, po różowej skórze, która mimo ciepłego oświetlenia lampki była blada, a nie delikatnie różowa, jak zawsze. Coś zaczynało we mnie pękać.

Sięgnęłam po szary mięciutki koc i zakryłam nim obnażone ciało. Otuliłam ją nim szczelnie, bo mimo wszystko, dalej była mokra i mogła się przeziębić.

– Co się tam stało? Zasłabłaś? – Odgarnęłam jej włosy z twarzy. - Otworzyłam okno, nie jest ci zimno? Jak się czujesz? Nie mdli cię? - Podobno z gorąca, czy duchoty może świdrować w żołądku. – Pod zlewem mam miskę na wszelki wypadek.

Pokręciła nieznacznie głową, jakaś kropelka popłynęła po je policzku. W świetle lampy wyglądała jak malutka iskierka. Starłam ją ostrożnie wierzchem, dłoni usiadłam obok, pogłaskałam ją po głowie, zamknęła oczy.

– Jestem zmęczona – wyszeptała. – Tak bardzo zmęczona. – Poczułam jak jej ciałem wstrząsa szloch.

– Możesz się przespać, jesteś tu bezpieczna. – Powiedziałam, ścierając jej drugą łzę i następną. - Cały czas będę nad tobą czuwać jeśli będzie trzeba.

– Boję się spać, nie chce mieć snów, chce po prostu nie być świadoma. – Załkała, kręcąc głową. – To do mnie wraca...

– Ćśśś - kciukiem musnęłam jej wargi. Uchyliła powieki i przez jedną, ciągnącą się w nieskończoność chwile, patrzyłyśmy sobie głęboko w oczy. Przeszył mnie dreszcz, przyjemne ciarki przebiegły mi po plecach. – Cokolwiek strasznego ci się przyśni, przegonie to. Obiecuje. – Pochyliłam się i pocałowałam ją w czoło.

Bubbline - Upadek Słodkiego Królestwa (Pora na przygodę)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz