Obudziłam się zlana potem, z bólem głowy i istną pustynią na języku. W pokoju panowała absolutna ciemność. Stęknęłam, podnosząc się lekko i ocierając twarz kawałkiem koca. Miałam wrażenie, że jestem na statku. Miałam ochotę napić się czegoś i wrócić do snu. Ból głowy był ewidentnym skutkiem odwodnienia, chociaż to co działo się poprzedniej nocy widziałam jak przez jakąś mgłę i wolałam sobie nie przypominać.
Wydałam z siebie dźwięk jakiego nie powstydziła by się ropucha i ułożyłam się ponownie na łóżku tak wygodnie jak tylko się dało.
Pościel za mną zaszeleściła. Zimna ręka wampirzycy oplotła mnie w talii, jak jakiś morderczy wąż, czułam jak się do mnie tuli i coś mruczy.
– To co napalona tygrysico, gotowa na rundę drugą? – Zapytała zalotnie, przygryzając mi czubek ucha.
Moja reakcja mnie zaskoczyła, zważywszy na to, że moje ciało wydawało mi się wiotkie i słabe. Zapiszczałam panicznie, niczym żaba, którą trąci się w tyłek. Zaczęłam się szarpać i motać aż spadłam z łóżka. Rozpłaszczyłam się na podłodze, bo mój płazi instynkt bojowy się skończył. Jęknęłam obolała.
– Nie chce, nie mam ochoty, boli mnie głowa! – pisnęłam spanikowana. Podłoga delikatnie wirowała jak na łódce, przy niewielkim wietrze. – Ja sobie przysięgłam, ze po ślubie. Idź sobie! Ja nie chce! – Nieprzyjemne, żenujące wspomnienia z przeszłości zaczęły próbować przebić się do świadomości, pokręciłam głową, żeby jednak przestały. – Co my wczoraj... ale jak to...
Marcelina śmiała się ze mnie głośno i pstryknęła światło, a ja myślałam, że jego wiązki wypalą mi zaraz gałki oczne. Zakryłam je dłonią w geście obronnym. Wampirzyca usiadła w powietrzu rozbawiona jak nigdy. Próbowałam wpełznąć z powrotem na łóżko, czułam się tak zmęczona, że mogłabym to porównać do wchodzenia po schodach z wielkim obciążeniem.
– Wybacz, zawsze chciałam to zrobić – prychnęła. – Masz kaca po dwóch puszkach gównianego drinka, oj Boni, Boni. Za mało masz wprawy. I nie jęcz tak, do niczego nie doszło.
Nic nie odpowiedziałam, wdusiłam twarz w poduszkę i udawałam, że nie żyje. Chciało mi się cholernie pić, ale wymagało to wstania, co ani trochę mi się nie uśmiechało. Czułam się tak, jakbym wróciła z porządnego treningu. Niezdarnie szukałam kołdry, albo koca, żeby się przykryć.
– Nie ma tak dobrze rozmiękła klucho, wstawaj, dam ci aspirynke, śniadanko i będziesz jak nowa. – Pokręciłam głową i jeszcze bardziej wdusiłam twarz w wilgotną poduszkę. – Całą noc musiałam wietrzyć mieszkanie i cztery razy myłam podłogę. A przed tym jeszcze musiałam wyszorować wiadro od mopa... masz dożywotni zakaz jedzenia pierdolonych serowych chrupek – mruknęła. Zaczęłam się miotać, bo jej zimne łapy oplatały mnie w tali i próbowały podnieść. – Naprułaś się jak szpadel moja panno. Więc przestań się rzucać, muszę cię wyleczyć, bo czeka cię długi dzień sprzątania i robienia zakupów. No już... – Dosłownie zerwała mnie z łóżka. Próbowałam się bronić, ale skończyło się na tym, że ciągnęła mnie po podłodze. – I pranie musiałam robić dwa razy. – Usadziła mnie na krześle w kuchni. – Więc zapamiętaj sobie Boni, masz zakaz spożywania napojów wyskokowych w towarzystwie idiotów, zwłaszcza nieznajomych. – Poklepała mnie po głowie i podsunęła szklankę, w której rozpuszczała się jakaś tabletka. – Pij, duszkiem. Zaraz ci się poprawi. – Nie musiała mi rozkazywać, w tej chwili mogłam pić nawet wodę z kibla i byłaby to ambrozja.
– Nie wiedziałam, że to jest alkohol, okej? Nie piłam nic od wieków i jak już to było czerwone wytrawne wino... – Mruknęłam i wróciłam do wlewania w siebie lekko cytrynowego czegoś. – Wiesz co on chciał ze mną zrobić?

CZYTASZ
Bubbline - Upadek Słodkiego Królestwa (Pora na przygodę)
Fanfiction„Czasem żądza osiągnięcia celu niesie za sobą wielkie konsekwencje. Czasem stajemy się tym z czym walczymy" Odkąd Królowa Wampirów opuściła krainę Ooo świat się rozpadał. Ukochane państwo Bonnibel obróciło się w pył. Czy uda jej się odzyskać to co u...