⛧Rozdział 24⛧

103 10 10
                                    

Weszła w swój szał bojowy i cały świat wraz ze mną i niedogodnościami zniknął. Wróciłam ze złodziejskiej eskapady i przyniosłam jej wszystko, co chciała. Poświęciłam kuchenne krzesło, wieszak i kauczukowe kółeczka, jakie miałam wkręcić sobie do wymarzonego fotelu gamingowego, wszystko po to, żeby mogła sobie skręcić wieszak na kroplówkę. Nienawidzę igieł, bo niosą za sobą okropne wspomnienia, ale posłusznie pomogłam jej założyć wenflon. Mogłam kupić strój seksownej pielęgniarki albo fartuch pani doktor. Tyle medycznych rzeczy, że mogłabym pracować w szpitalu. Nie głupi pomysł, podeszłabym do niej z receptą na minetę dwa razy dziennie i byłaby jak nowa.

Niestety teraz nawet kostium pielęgniarki by nie podziałał, po wykonaniu jej rozkazów przestałam być istotna i zeszłam na dalszy plan. Znudzona siorbałam krew przez słomkę i zerkałam na Różowy Mechanizm Do Analizy Danych. Najadła się tabletek przeciwbólowych, popiła cukrową miksturą i zrobiła sobie centrum dowodzenia w salonie. Trochę bałam się poruszyć, żeby nie wybić jej z tej mistycznej koncentracji. No dawaj Cukrowa Klucho, ratuj nas z tego kurwidołka.

Stworzyła swój magiczny roztwór alchemiczny i wpompowywała sobie do żył w sporej ilości. Za pierwszym razem aż ją zamroczyło, trochę jakby serio zażyła makowego kompotu. Potem doznała czegoś podobnego, do zjarania się na filozofa i zaczęła gadać jakieś teorie kwantowe i inne naukowe duperele. W końcu psioczyła, że rany swędzą jak owsiki w dupie, ale to dobrze. No i na końcu siadła do pracy. Czyli w sumie nic nowego i bez leku wchodzi w lekkie odmiany tych stanów.

Patrzyłam na kapiące kropelki w tym śmiesznym pojemniczku, który był między butelką z lekarstwem a rurką. Jak widać, działało, dawała radę jakoś wstać i nawet dawała kilka kroków z moją pomocą, krzywiąc się co jakiś czas. No i wyglądała dużo lepiej, odzyskała kolory na twarzy. Znów ja wróciłam do roli bycia tą, która wygląda jak świeżo wyjęta z trumny.

Związała włosy, rozkazała zaparzyć sobie kawy, nieznoszącym sprzeciwu tonem. Zamieniła się znowu w Wielką Panią, której jej grzeczna służąca podsuwa wszystko pod nos. Nie protestowałam, jeśli ktoś wyciągnie nas z tego piekła to tylko ona. Mimo wszystko chciałam się wyżalić, odkąd dowiedziała się, w jakie gówno wdepnęłyśmy, wydaje mi tylko komendy. Mieszałam słomką w worku z resztką krwi, humor dalej miałam do dupy, ale mój płacz ją tylko rozproszy i nie wniesie nic dobrego. Wybicie jej z koncentracji dla atencji to kiepski pomysł, nawet jeśli czuje, że tego potrzebuje. Cóż nic nie poradzę, mogę sobie tylko siedzieć i się nudzić. Wpuszczałam durne myśli jednym uchem i wypuszczałam drugim. Niby działało... Co mi po tym, że sobie popłaczę? Małej Marcysi, raczej nie uratuje, a z siebie nie zmyje syfu przeszłości. Ukradkowo zerkałam w stronę Księżniczki, cholera, chciałam jej tyle powiedzieć, ale pewnie nie przejdzie mi to przez gardło. Pewnych rzeczy lepiej nie wywlekać, ale co jak chcą wyleźć?

Miałam ochotę wstać i się przytulić, ale nie śmiałam się nawet odezwać. Bo co miałam powiedzieć? Nagle podejść i z uśmiechem powiedzieć: „Hej kochanie! Pamiętasz, jak ci opowiadałam o tym, jaki sposób straciłam cnotę? O tuż byłam tak nawalona, że grupka chłoptasiów, zrobiła sobie gangbang! Fajnie co? Możesz mnie teraz przytulić?". Zacisnęłam szczęki jak imadło, usłyszałam chrobot i zauważyłam, że pazurami przejechałam po szafce. No ładnie, bezdomni stalkerzy będą palić podrapanym meblem. Wyciągałam kawałki drewna spod pazurów, przynajmniej miałam się na czym skupić, zawsze coś.

– Nic nie rozumiem! – Uderzyła ręką w stół, aż podskoczyłam, po czym złapała się za głowę. – Potrzebuje akceleratora, kondensatorów, ramy portalu, dwudziestu metrów kabla, agregatu i co najważniejsze klejnotu. – Zakryła twarz dłońmi. – Gówno nie portal zrobię bez klejnotu! – Popatrzyła na mnie szukając jakiejś odpowiedzi, ale nie wiedziałam co mam je doradzić. – Nic mi nie powiesz?

Bubbline - Upadek Słodkiego Królestwa (Pora na przygodę)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz