♛Rozdział 7♛

667 79 22
                                    


Obudził mnie zapach spalenizny. Powoli, niespiesznie drażnił mi receptory węchowe. Otworzyłam powieki, przywracając się z błogich urojeń nieświadomości, z powrotem do świadomości. Przez chwile myślałam, że to element tych mar, jednak wiązanka wulgaryzmów dochodzących z kuchni, przywróciła mi ostatecznie pewność, że sny się skończyły. Coś trzasnęło i rozleciało się na kawałki, czemu towarzyszyła kolejna salwa bluzgów. Wstałam powoli, zaburczało mi głośno w brzuchu, zarumieniłam się. Cieszyłam się, że nikt tego nie słyszy.

Zobaczyłam swoje odbicie w dużym lustrze jakie stało obok szafy i mój rumieniec rozszerzył się aż na uszy.

– Spałam nago. – Powiedziałam na głos ten nie dający się ukryć fakt, chociaż myślałam, że mnie ubrała. Obok na łóżku leżała złożona w kostkę szara piżamka w zajączki, a na niej karteczka z napisem: „ZAKAZ EKSHIBICJONIZMU". Przewróciłam oczami. – Bardzo śmieszne...

Ubrana kuśtykałam, wiedziona wonią zwęglonej substancji organicznej. Marcelina fruwała po kuchni w czarnym fartuszku, wsadziła dymiącą patelnie do zlewu i zalała wodą. Zasyczało i wzbiło obłok pary. Wampirzyca patrzyła na to z miną rządną mordu i zniszczenia. Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Podobno świetnie gotujesz – żachnęłam się, opierając się o próg. – Co tam spaliłaś?

Popatrzyła na mnie zdziwiona.

– Jajka na bekonie. – Wzruszyła ramionami. – Przykleiły się do patelni! – Pożaliła się jak mała dziewczynka.

– Dałaś na nią tłuszcz? – zapytałam.

– Na opakowaniu patelni pisało, że jest bez tłuszczowa – wskazała oskarżycielsko na opakowanie po przyborze kuchennym. – Kupiłam trefny model – parsknęła i zakręciła kran. – Przyjarały się...

Przeczytałam dane techniczne na odwrocie kartonowego opakowania.

– Zawsze daje się tłuszcz, smażenie bez tłuszczu jest możliwe, ale trudne, długie i nieefektywne. Na takich patelniach zazwyczaj dajesz go po prostu mniej. Swoją drogą ma bardzo dobry rdzeń, będzie się szybko rozgrzewać i... Przestań! – Powiedziałam widząc jak dziewczyna masakruje widelcem nieprzywierającą warstwę. Widziałam jak zęby zostawiają na niej srebrne rowy. – Teraz jest do wyrzucenia.

– Ty wiesz ile ona kosztowała? – oburzyła się.

– Domyślam się. – Oparłam się o blat i doczłapałam do krzesła. – Spokojnie, ja za pierwszym razem spaliłam prawie całe skrzydło pałacu.

– Boni, testowałaś wtedy materiały wybuchowe, a nie smażyłaś jajka – mruknęła i kliknęła coś na kuchence mikrofalowej, światło wewnątrz się zapaliło i talerz w środku zaczął się obracać. – Doceniam próby pocieszenia mnie. Na twoje szczęście mam niezły plan B. – Uśmiechnęła się dumnie.

Kuchenka wydała swoje mikrofalowe „pik" i wampirzyca postawiła przede mną parującą miskę... brei. Patrzyłam na to z udawanym uśmiechem. Pachniało jakimś dziwnym syntetycznie pomidorowym sosem. Pod nim leżały namoknięte kluski, nawet nie makaron, to były po prostu kluski. Na pierwszy rzut oka jakby zrobione z ziemniaków nitki. No i kulki czegoś to chyba było mięsem.

– Spaghetti je się pałeczkami czy widelcem? – Zapytała machając mi przed nosem dwoma rodzajami sztućców.

– Widelcem. – powiedziałam spokojnie. – To nie ten, którym zamordowałaś patelnie, prawda?

– Nie. – Wbiła mi go w sam środek tej brei. – No zajadaj póki ciepłe, musisz być bardzo głodna.

Otworzyła lodówkę i zaczęła w niej grzebać. Gapiłam się na tą abominacje cudownego dania z makaronu. Przełknęłam ślinę, nabrałam porcje. To było urocze z jej strony, że tak się stara. Spróbowałam tego czegoś, smakowało tak jak wyglądało, starałam się za bardzo nie rzuć, tylko przełykać. Zwierzęta drapieżne tak robią to i ja dam radę. Jest takie powiedzonko: „Głodny nawet gówno zje" i w tej chwili wydawało mi się to niesamowicie prawdziwe. Zamiatałam widelcem napychając usta jedzeniem. Ściśnięty z głodu żołądek zaczął się zapełniać. W końcu musiałam przerwać, bo zaczęło mnie mdlić.

Bubbline - Upadek Słodkiego Królestwa (Pora na przygodę)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz