CHAPTER 6

87 6 0
                                    

Creeper!

Nigdy nie pomyślałabym, że tak bedę cieszyć się z jego widoku! Powoli i dumnie zbliżał się do nas, dając dresom czas na odejście.Ich trójka zaczeła powoli się cofać gdy Justin stanął przy mnie. Patrzyli się raz na nas, raz na siebie.

-Na co się tak gapicie? Wypierdalać! - warknął Creeper robiąc ostrzegawczy krok w ich stronę. Dwójka odrazu się cofneła. Tylko jeden bacznie przyglądał się Justinowi.

- Chłopaki! - zawołał do reszty, widząc zakrwawiony podkoszulek. - Bieber jest ranny. Więc nie chowajcie dupy i choźdzcie.. W końcu dorwiemy Creepera!

Po tych słowach, dwójka dresów szybko wróciła do kręgu. Popatrzyłam zaniepokojona na Justina. Ten popatrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.

-Myślisz, że są w stanie mnie wystarszyć? Nie wiedzą chyba co znaczy zadrzeć z Creeperem! - dodał dumnie i odwrócił się w stonę napastników.

Gdy ruszył na niego pierwszy skin, Justin obdarował go ciosem z pięci w brzuch, tak jak rano zrobił to Michaelowi, jednak w to uderzenie włożył więcej siły. Dres leżał już na ziemi, kiedy Creeper zajął się drugim napastnikiem. Był od nich o wiele mniejszy, jednak walka nie sprawiała mu trudności.I na dodatek był ranny.

To było niesamowite! Pierwszym pół obrotem uderzył przeciwnika w twarz, ogłuszając go, a kończąc pełny obrót potraktował go kopniakiem w żebra, obalając na ziemie. Niestety, trzeci ze skinów złapał go za ramiona i podniósł nad ziemie, uderzając go przy tym w sam środek rannego boku.

Justin z bólu głośno warknął i zacinął mocno powieki, jednak gdy je otworzył wymierzył w twarz napastnika tak silnego kopniaka że tamten zatoczył się do tyłu i rozłożył na ziemi.

Nie obudził się nawet, gdy jego koledzy ciągneli jego ciało po ziemi resztkami sił. Gdy wszyscy trzej znikneli za horyzontem, Justin głośno wypuścił powietrze i złapał się z ranny bok. Krew dalej powoli ciekła.

-Nic ci nie jest? - spytał z troską Justin, oglądając czy nie mam ran.

-Wszystko w porządku. Dziękuję ci, uratowałeś mi życie. - odparłam zdumiona tym, z jaką łatwością rozprawił się z napastnikami.

- Justin, twoja rana nie chce przestać krwawić. Musimy wrócić do domu i ją porządnie opatrzyć. - rana faktycznie wygladała pasudnie.

- Bardzo cię boli?

-Bardziej bolałoby mnie gdyby coś ci się stało. - odparł Justin. -Prze-przepraszam? - wydusiłam z siebie zszkowonana.Co on, przepraszam bardzo, powiedział?!

-Nic do kurwy! Przejęzyczyłem się i tyle! - powiedział szybko nieco zmieszany i zły. I odszedł, tak po prostu, przed siebie. Bez pożegnania. A ja stałam jeszcze chwilę, jak wryta, a jego słowa obijały mi się po głowie jeszcze wiele godzin.

CREEPER || j.bOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz