CHAPTER 8

86 10 5
                                    

Michael jeszcze się do mnie nie odezwał. Nie rozmawialiśmy ze sobą przez cały dzień. Dzwonniłam do niego ale nie odbierał. Byłam sama w domu,bo rodzice wrócą dopiero wieczorem. Czułam się samotna. Ale przecież to moja wina... To co stało się wczoraj. Billy widział wszystko. Jak Creeper mnie dotyka, całuje, a ja wcale mu się nie opieram. Nawet nie zrobiłam jednego protestującego gestu. Czułam się podle. Zawiodłam mojego przyjaciela. On obmyślał co robić, żeby rzaden koszmar nie istniał już w naszym nowym życiu, podczas gdy ja się z tym koszmarem namiętnie obchodziłam. Było mi wstyd.

Ale niestety, Creeper tak na mnie działa.
Uwodzi, przyciąga mnie, paraliżuje i ma nademną kontrolę. Poddaję mu się cała.

W jego ramionach czuję się spełniona. Ale czy to prawda? Przecież on może mieć każdą dziewczynę. Może on tylko się mną bawi a ja naiwna mu wierze? Ale przecież to co powiedział w piątek wieczorem...

To było takie szczere, prosto z serca. A później wyparł się wszystkiego. To dlatego że był ze swoimi kumplami? To byli członkowie Armor Kings? Może się mnie wstydził? To przykre i dość mnie rani. Ten chłopak jest naprawdę chodzącą tajemnicą. Podłą cisze w moim domu przerywa dzwonek do drzwi. Szybko zrywam się z łóżka. Kto to może być? To nie rodzice, oni wrócą za parę godzin. Michael? Ah, tak bym chciała żeby to był on!

Wstając z łóżka widzę przez okno że coś błyszczy pod moim domem. Wyglądam ostrożnie przez nie i widzę obcy samochód. Oh, Julio, to auto wcale nie jest ci takie obce! Stoję wryta jeszcze chwilę upewnijąc się czy widzę dobrze. Niestety tak, na moim podjeździe stoi to samo "cacko" kakie miałam przyjemność oglądać w piątek pod szkołą.

Pewna wątpliwości i obaw schodzę na dół. Dzwonek odzywa się jeszcze raz gdy jestem już na schodach. Czego on ode mnie chce? I przypomina mi się jego obietnica, a może raczej groźba

"I dobrze pilnuj swojej suki bo mogę po nią wrócić "

Biorę głęboki oddech, naciskam klamkę, otwieram drzwi i...nic. Nie ma nikogo. Na ganku nikt nie stoi, w ogrodzie też pusto. Tylko auto Creepera lśni na podjeździe. Może on siedzi w aucie? Oh, może i bym mogła się przkonać, ale szyby samochodu są tak ciemne że kompletnie nic nie widać. Zdziwiona i trochę poirytowana zamykam drzwi. On chce się ze mną bawić w ten sposób? Jak jakiś dzieciak robiący głupie kawały sąsiadom? Żałosne. No cóż, jeśli dalej będzie chciał dzwonić do drzwi, niech nie liczy że się pofatyguję. Zaniepokojona jego zachowaniem wchodzę na górę, do mojego pokoju.

Jednak wszystkie myśli ulatują z mojej głowy, kiedy przekraczam jego próg. Creeper jest w moim pokoju.

Stoi obok otwartego okna. Wygląda jak zwykle obłędnie, jednak na jego twarzy widać lekkie zaskoczenie.

-Dzwoniłem dzwonkiem ale nie otwierałaś. Więc wszedłem tędy. - mówi jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.

Widząc, że nic nie mówie, lekko skina ręką w stronę okna jakbym miała nie wiedzieć o co mu chodzi. Dalej nic nie mówię.

- Wystarszyłem cię? Hmm, nie chciałem.

-Czego chcesz? - rzucam krótko, nie wiedząc jak zareagować.

-Porozmawiać.

-Prze-Przepraszam...? - wydukałam nie wierząc w to co słyszę. - O czym?

-O nas. - te dwa krótkie słowa sprawiły że moje serce znów zaczeło bić szybciej a powietrze robiło się jakby bardziej gorące.

-Wczoraj nie chciałeś mnie znać.

-Pojawiłaś się tak nagle, nie spodziewałem się ciebie...z nim. - zaczął tłumaczyć się Justin. - Ale to nie jest ważne. Muszę powiedzieć ci coś co zmnieni od zaraz twoje życie. Ty i ten rudy mieliście naprawdę wielkiego pecha że pojawiliście się na mojej drodze.

-Pecha? - spytałam nieśmiało, nie wiedząc do czego zmierza.

-Tak. Pecha. Nieszczęcie. Nazwij to jak chcesz. Wiesz czym się zajmujemy, prawda Lilly? - skinęłam lekko głową potwierdzając. - Więc wiesz, że mamy klientów. Różnych. I każdego traktujemy inaczej. Ale mamy jadną zasadę, którą zawsze stosujemy, bez znaczenia kim jest osoba z która robimy interesy. Zawsze, w każdym przypadku i sprawie, dajemy wybór i ostrzegamy. Tak jest dobrze dla obu stron. I właśnie teraz, Lilly choć nie jesteś moją klientką, też zostosuję tą zasadę.

Creeper popatrzył mi prosto w oczy swoimi miodowo-orzechowymi oczami.

-Masz dwa wyjścia Lilly. Pierwsze - ty i twój kumpel zapomninacie o tym wszystkim co się między nami zdarzyło i wracacie do swojego życia. Jednak pamiętaj, Armor Kings są panami tego miasta i jeśli chodź tylko raz was zobaczymy czy to na ulicy, w szkole czy w centrum, zginiecie. Obydwoje.

I nawet nikt nie będzie próbował was szukać. Wiem co myślisz, ale jeśli chodzi o moje interesy to mogę zabić was osobiście, długą i powolną śmiercią. Wierz mi, jestem w stanie to zrobić. Ale masz jeszcze drugie wyjście, ponieważ widzę jak na mnie reagujesz. Jak ja reaguje na ciebie.

Skłamałbym, jeśli powiedziałbym że mi się nie podobasz. Ty chyba to samo możesz powiedzieć o mnie.Jeśli tylko chcesz, to możemy się spotykać. Twój kompan będzie musiał to znieść i siedzieć cicho, inaczej na świecie będzie o jednego rudego mniej. Pamiętaj też, jak wygląda moje życie. Trzymając się ze mną, niestety, też wpadniesz w to gówno.Niczego nie możesz być pewna, masz wybór. Teraz zdecyduj.

Po tych słowach Creeper wstał i podszedł do okna. Ja zostałam na łóżku, przemyślając wszystkie jego słowa.

Mam dwa wyjścia. Życie z Justinem lub bez niego. Ale jeśli podał mi tą drugą opcje to chyba coś znaczy? Że mu na mnie zależy, tak? Ale też ma rację, jego życie to co innego niż moje. Niebezpieczne. Ale czy moje życie będzie bezpieczne jeśli wybiorę pierwszą opcje? Nie, to będzie ciągłe życie w strachu, jak kiedyś. A życie w starchu to nie życie. Michael, co on by zrobił, gdyby tylko wiedział...

To trudny wybór, najtrudniejszy w moim dotychczasowym życiu. Niewiem czy dam rade żyć bez tego uczucia jakie wzbudza we mnie Creeper.

Boje się. Niewiem czy robię dobrze ale...

-Otworzysz mi drzwi? Bo wiesz, musisz się dobrze zastanowić. A jeśli ci przeszkadzam to mogę też wyjść oknem... - powiedział nagle Justin przerywając moje myśli. Ale ja już wiedziałam. Podjęłam decyjzę.

-Nigdzie nie idziesz. - odpowiedziałam, zaskakując go swoimi słowami. -Jak to "nigdzie nie idziesz"? - spytał unosząc ciemnę brwi.

-Podjęłam już decyjzję. - powiedziałam, zbliżjąc się do niego. On umiechął się, oparło o moją komodę i delikatnie położył swoje dłonie na mojej talii. Moje serce radośnie biło na myśl o zbliżających się zmianach. Dotyk Justina był czuły i kojący. Czułam się szczęśliwa w jego objęciach. Nieważne, jakie niebezpieczeństwa będą nam groźić. -Chcę ciebie w moim życiu.

-Tak też myślałem. - odparł chłopak szepcząc mi słodko do ucha.

CREEPER || j.bOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz