5

705 71 5
                                    

         

Nie wiedziałam czy spodoba mu się to miejsce, ale było dla mnie wyjątkowe. Zwykłe, ale jednak niesamowite. Szczególnie po zmroku, a teraz właśnie robiło się ciemno. Była to polana. Rzeczywiście zwykłe miejsce. Jednak to tylko na pierwszy rzut oka. Kiedy  wybije godzina osiemnasta wszystko się zmienia. Tak samo było tym razem. 

-Ale to tylko...

Przerwałam Dylanowi. 

-Poczekaj i patrz- szepnęłam. 

Przed nami powoli kwiaty po kolei zaczęły się otwierać dając przyjemny blask. Każdy wyglądał inaczej. Pociągnęłam za rękę Dylana, aby usiadł. Siedzieliśmy tak chwile w ciszy podziwiając. 

-Zawsze jak już nie ma sił- zaczęłam- przychodzę tutaj odpocząć. Od ludzi, walki, po prostu od życia nocnego łowcy

Dylan na mnie spojrzał.

-Myślałem, że kochasz takie życie-powiedział.

-Bo kocham- odpowiedziałam- ale czasami to już dla mnie za dużo

Poczułam, że muszę się komuś zwierzyć. Jednak bałam się, że on tego nie zrozumie.

-Czasami- zaczęłam- mam sny i one nie są zwyczajne

-Ale jak? - spytał

-One się spełniają- powiedziałam i już czułam łzy w oczach. -Kiedyś śniło mi się,  że nasz sąsiad ginie zabity przez demona i następnego dnia już był jego pogrzeb

-Cassie to może jakiś przypadek- powiedział Dylan łapiąc mnie za rękę. 

Spojrzałam na niego i powiedziałam nie zwracając na jego wypowiedź uwagi:

-Potem śniło mi się, że zaatakowano instytut w Nowym Yorku i następnego dnia podsłuchałam o ataku na niego- odwróciłam głowę.

 Chciałam jeszcze powiedzieć o moim ostatnim  śnie, lecz nie mogłam. To by było za dużo.

-Cassie obiecaj mi, że nikomu tego nie powiesz- powiedział zdenerwowany- nikomu nie możesz powiedzieć o swoich snach.

Spojrzałam na niego zdziwiona. 

- No dobrze, ale czemu?- spytałam.

-Wiem, że to głupie, ale czuję coś do ciebie. Tak znamy sie tylko chwilę, ale no cóż tak wyszło- powiedział.

Zszokowana spojrzałam na niego. Nie wiedziałam co powiedzieć. To było zbyt dużo, jak na mnie. Odsunęłam się od niego z szokiem.

-Wiem, że mi nie powiesz, że mnie kochasz czy coś do mnie czujesz, ale ja to rozumiem- kontynuował - tylko proszę nie mów nikomu o tych snach.

-Obiecuje- wydusiłam w końcu z siebie. 

Widać, że mu ulżyło, jak to powiedziałam. 

-Muszę już iść. Dziękuję za pokazanie mi tego miejsca- powiedział i szybko uciekł.

Nie zdążyłam się nawet z nim pożegnać. Chwilę jeszcze tak siedziałam. Pierwszy raz ktoś powiedział mi, że mnie kocha. Nie znał mnie nawet. Byłam szczęśliwa. W tej chwili nawet nie przejmowałam się, że powiedziałam mu o moich wizjach. Był pierwszą osobą, której tak zaufałam.Trochę źle  się czułam z tym, że ledwo co go znałam, a tak mu zaufałam. Jednak to samo ze mnie wyszło. Zbyt długo to trzymałam w tajemnicy. Musiałam to z siebie wyrzucić. Czy było to dobrym pomysłem, że akurat Dylanowi to powiedziałam? Teraz nie wiem. Jednak czułam, że będę żałować. Tylko, że jeszcze nie teraz. W tej chwili byłam zbyt szczęśliwa, aby to dostrzec.  W jednej chwili mówię, ze mu nie ufam, a teraz zwierzam mu sie. Co się ze mną dzieje?

Siedziałam tam przez jakieś dwie godziny rozmyślając. Nagle zauważyłam postać na końcu polany. Było już ciemno więc nie wiedziałam kto to. Poczułam jednak dziwny chłód. Oczy osoby świeciły z daleka. Wilkołak? Nie one nie mogły przejść tak daleko. Nagle ta osoba zaczęła się histerycznie śmiać. 

Wstałam. 

-Kim jesteś?!- spytałam.

Zamiast odpowiedzi uzyskałam kolejny napad śmiechu. Człowiek ten był mężczyzną. Widziałam to po jego postawie. Chłopak zaczął się przybliżać. Jedna broń jaką miałam był mój zapasowy sztylet. Wyjęłam go szybko. 

-Nie zbliżaj się!- krzyknęłam ostrzegawczo. 

Jednak on jakby nie słysząc podszedł bliżej. Teraz mogłam dostrzec go w świetle księżyca. Miał podartą koszulkę, jakby coś go zaatakowało.  Jego twarz była bardzo blada. Ciemne włosy idealnie kontrastowały z jego karnacją i oczami. Świeciły zielenią. Uśmiechnął się zniewalająco. 

Pochodził coraz bliżej. W końcu dzieliła nas przestrzeń metra. Mogłam teraz w pełni mu się przyjrzeć. Nagle coś sobie uświadomiłam. Był on podobny do chłopaka, który mi się śnił. Tylko, że w śnie próbował mnie zabić. I udało mu się to. O nie. 

Szybko zaczęłam się cofać. Wiedziałam czego nie mogę zrobić, aby nie zginąć. Musiałam po prostu robić przeciwieństwo tego co robiłam w śnie. Więc rzuciłam się do ucieczki. Człowiek biegł szaleńczo śmiejąc się za mną. Nie mogłam go sprowadzić do centrum miasta. Jedyne co mi pozostało to zaprowadzić go w ślepy zaułek. Biegłam  ile sił w nogach prosto w stronę miasta. Wiedziałam gdzie go już zaprowadzić.  Odwróciłam się i chłopak zniknął. Przerażona zaczęłam się rozglądać. Teraz mógł być wszędzie. Jednak plan z pułapką nie wyjdzie. Zatrzymałam się rozglądając. Musiałam uspokoić oddech. Wyjęłam stelle i narysowałam parę znaków. Jasnowidzenie. Szybkość. Wzmocnienie. Nieustraszoność. Mój wzrok się wyostrzył i widziałam teraz, jak w dzień. Także moje siły się podwoiły. 

Zauważyłam cień biegnący koło lasu. Kiedy tam spojrzałam chłopak stał tam. Kiwał do mnie. Zdezorientowana patrzałam. To było coraz dziwniejsze. Czemu mnie nie zaatakował? Postanowiłam podejść bliżej. Powoli, pewna siebie zaczęłam podchodzić. Kiedy byłam jakieś dwa metry przed nim postanowiłam znów się odezwać.

-Kim jesteś?- spytałam.

Kolejny raz odpowiedział mi śmiech. Teraz już byłam zła. Miałam atakować, gdy przemówił.

-Jestem próbą- odezwał się skrzypiącym głosem. 

-Jak próbą?- spytałam zdezorientowana. 

Jednak on nie odpowiedział tylko zaatakował. 

Rzucił się na mnie z pazurami. Uniknęłam ten atak. Wiedziałam jednak, że nie mogłam cały czas  unikać. Naskoczyłam na niego wbijając sztylet w jego ramię. Wyjmując broń sądziłam, że to go osłabi. Jednak nie było nawet śladu krwi, a rana na moich oczach zniknęła. Cofnęłam się przerażona. 

Moja jedyna broń okazała się bezużyteczna. 

Chłopa znów zaśmiał się. Rzucił się na mnie i upadliśmy razem na ziemię. Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam zginąć. Nie mogłam. Nagle w mojej głowie pojawiło się jedno słowo. 

 Ignis.

Było to po łacińsku. Oznaczało ogień. Skąd ja miałam teraz wziąć ogień?!

Coś mi jednak mówiło, że mam go rozpalić z siebie. Uspokoiłam się i zaczęłam myśleć o ogniu. O chłopaku w ogniu. Zamknęłam oczy, a teren wokół mnie się palił, jak również i chłopak. Upadł, a ja podeszłam do niego. Nachyliłam się, a on wyszeptał:

-Próba zakończona pomyślnie

Następnie zmienił się w proch i zniknął. 




Proszę o zostawienie po sobie komentarza:) Chce wiedzieć czy ktos czyta ☺


Skazana na potępienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz