18

548 48 0
                                    

   Dzień zaczął się... zwyczajnie. Mimo, że ten dzień miał odmienić moje życie, jak i życie innych to chciałam, aby był, jak najnormalniejszy - chociaż to było po prostu niemożliwe. 

Do południa ćwiczyłam na sali i rozmawiałam z Ashtonem. Bardzo dobrze się rozumieliśmy i dzięki niemu właściwie trochę się uspokoiłam przed tym wszystkim. Jednak podczas rozmowy z nim cały czas miałam w głowie słowa tej złej części mnie. Czy on mi się podobał? Jeżeli tak to wybrałam sobie idealny moment na zakochanie się! Już od dawna nikt mi się nie podobał, a teraz nagle pojawia się Ash i... i wszystko zmienia. Dosłownie. Może gdyby to była inna sytuacja to bym się w nim naprawdę zakochała, może bylibyśmy ze sobą. Jednak rzeczywistość jest inna. Bardziej bolesna. Już rano zabrałam Alice klucze to dej klatki. O dziwo poszło mi bardzo łatwo. Za łatwo. Czułam, że coś nie gra, ale jednak mimo to musiałam dalej grać swoją rolę. 

Ruszyłam do swojego pokoju, aby skontaktować się z Lily czy wszystko jest ok. Wczoraj po tym wszystkim odwiedziłam ją wieczorem. Bardzo się zmieniła. Już nie miała na sobie wzorzystej sukienki tylko strój nocnego łowcy. Włosy miała związane  w ciasnego kitka. Wyglądała, jak nie ona. Mimo to tęskniłam za nią tak samo. 

-Cassie mogę cię na chwilę poprosić? - usłyszałam głos Alice za sobą. 

Odwróciłam się i ruszyłam za nią. Poprowadziła mnie z powrotem do sali ćwiczeń. Ustała koło klatki Ashton. Spojrzał to na nią to na mnie zdziwiony. Musiałam udawać, że kompletnie mnie to nie rusza. 

-Porozmawiamy- odparła uśmiechając się Alice- Zadam ci parę pytań-zaczęła okrążać klatkę Ashtona- Jeżeli będziesz kłamać porażę go prądem- wskazała na niego-A jeżeli będziesz mówić prawdę to nic się nie stanie. Ok?

Patrzałam na nią zdziwiona. 

-Ale o co chodzi?- spytałam udając, że kompletnie mnie to wszystko nie rusza.

-Więc- zaczęła- Moje pierwsze pytanie. Kontaktowałaś się z kimś po za osobami w tym domu?

-Nie- odpowiedziałam pewnym siebie głosem.

-Oj, nie ładnie kłamać- powiedziała Alice kręcąc głową i poraziła Ashton. 

Wydał z siebie krzyk. Odruchowo klękłam przy nim. Poczułam w oczach łzy. Przeze mnie on teraz cierpi. Wyciągnęłam rękę dotykając go. Przeszedł przeze mnie prąd. Jednak nie było to nic złego. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że jego ból przechodzi na mnie. Powoli zaczęłam czuć pieczenie na całym ciele. Kiedy otworzyłam oczy Ashton patrzał na mnie zdziwiony.  Alice podniosła mnie za koszulkę. 

-Jak to zrobiłaś?!- spytała wściekła.

-Co?- spytałam. 

Sama nie byłam pewna co zrobiłam.

-Przejęłaś jego ból!- krzyknęłam rzucając mnie na podłogę. 

Chciałam wstać i ją zaatakować. Jednak to co zrobiłam przed chwilą wykorzystało całą moją siłę. 

-Myślisz, że Matthew jest po twojej stronie?- zaśmiała się kpiąco Alice- On jest mój! Okłamywał cię! Nikt nie przyjdzie ci pomóc! - wykrzyczała. 

Wstałam ostatkami sił. 

-Mylisz się- odparłam-Nie jestem taka słaba, jak ci się zdaję. 

-Naprawdę? Ledwo co stoisz! - podeszła do mnie bliżej- Nie masz tyle siły, abym mnie pokonać. A zło? Ono już jest w tobie. Wystarczy poczekać aż cię przejmie. Wtedy będziesz taka, jak ja. I razem zabijemy wszystkich. Ty zabijesz wszystkich. 

Chciałam coś jej odpowiedzieć, ale zamiast tego po prostu zemdlałam. 


--------


Obudziłam się w jakimś ciemnym pokoju. Wokół mnie panowała ciemność, a przez okno w pokoju wpadało światło księżyca. Mimo to i tak nic nie widziałam. Postanowiłam oświetlić pomieszczenie ogniem. 


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


-Ej, tylko nic nie spal- usłyszałam znajomy głoś za sobą.

Odwróciłam się kierując ogień w tamtą stronę. Na podłodze siedział Ashton. Od razu rzuciłam się przytulając go. On również po chwili mnie przytulił. 

-Nic ci nie jest? - spytałam puszczając go. 

-Dzięki tobie nie- odparł uśmiechając się do mnie- Zabrałaś mój ból.

-Nie musisz dziękować- zaśmiałam się siadając koło niego- Jednak teraz musimy się wydostać.

-Drzwi są zamknięte- odparł- A w oknach są kraty. Próbowałem chyba już wszystkiego. 

-Ale ja nie- powiedziałam wstając. 

Wiedziałam, że umiem wydostać się stąd. Skupiłam myśli na zamku. Wyobraziłam sobie, że mam klucz i otwieram drzwi. Po chwili otworzyłam drzwi.  Nie stawiały oporu. 

-Zadziwiasz mnie Cassie- powiedział Ash uśmiechając się. 

-Jeszcze dużo o mnie nie wiesz- odparłam- Chodź musimy znaleźć mój pokój.

Miałam tam broń, która w tej chwili była nam bardzo potrzebna. Znalezienie go o dziwo nie zajęło mi dużo czasu. Weszliśmy razem zamykając za sobą drzwi. Podałam mu jeden z mieczy. 

-Nie masz może łuku?- spytał patrząc na miecz z niechęcią.

-Mam kuszę- odparłam podając mu ją. 

-Dzięki- powiedział i zaczął sprawdzać ją. 

Sama sobie wzięłam seraficki miecz i parę sztyletów. Ruszyłam ku wyjściu z pokoju, ale Ashton mnie zatrzymał. 

-Cassie-zaczął- Uważaj na siebie ok? Wiem, że jesteś bardzo dobrą wojowniczką, ale uważaj. 

Naprawdę się martwił. Widziałam to w jego oczach i w sposobie, jak mówił. 

-Będę - odparłam- Ty również uważaj. 

I wyszliśmy.

==========

Kolejny rozdział za tydzień! Zbliżam się ku końcowi tego opowiadania:) Bądźcie cierpliwi i komentujcie!


Skazana na potępienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz