Zakłócenie

335 22 5
                                    

Ugma była niewielką planetą na Zewnętrznych Rubieżach, pokrytą nieskończonymi bagnami przykrywającymi niemal całą jej powierzchnię. Porośnięta była tylko dwoma gatunkami drzew - garva i vargo. Garva były ogromnymi pomarszczonymi drzewami o szmaragdowo zielonych liściach, mierzącymi nawet 200 metrów wysokości. Z kolei vargo to niskie drzewa, których grube korzenie częściowo wystające nad poziom bagien tworzyły jedyne ścieżki, po których można było wędrować.

Planeta ta nie należała do żadnych międzyplanetarnych organizacji. Jeszcze nie. Jeśli Saliko znajdzie na niej coś godnego uwagi, Najwyższy Porządek na pewno ją skolonizuje i splądruje.

O ile coś znajdzie.

Założył na niemal białą głowę hełm z dwiema charakterystycznymi czerwonymi liniami tuż pod pojedynczym wizjerem. Przypominały krwawe łzy. Budziły dziwne uczucie u osób, które na nie patrzyły. Były także jego znakiem rozpoznawczym. Każdy widział je z daleka. Nawet gdy zdejmował hełm.

Na swej bladej, fereliańskiej twarzy, tuż pod dwojgiem złotych oczu, miał takie same czerwone linie, tym razem będące próbą upodobnienia się do Wielkiego Lorda Vadera w formie skaryfikacji. Nie wiadomo jednak przy którym oku biegła blizna, postanowił więc zrobić je sobie pod oboma. Dzięki nim stał się silniejszy. Przywoływał w pamięci ból towarzyszący ich tworzeniu. Dawał mu nierozerwalną więź z Ciemną Stroną Mocy. Czynił go jednym z najmroczniejszych Mistrzów Zakonu Ren.

- Kiedy wylądujemy? - spytał droida pilotującego jego niewielką kanonierkę. Głos miał twardy jak głaz.  Niski jak myszodroid. Nieco syczący.
- Zbliżamy się do wioski Harox. Znajduje się tam jedyne w pobliżu lądowisko, zdolne utrzymać statek tej wielkości bez zapadania się. Będziemy tam za pięć standardowych minut.

Ren nie skomentował tego. Wstał z fotelu, poprawił czarną narzutę i poszedł do kajuty.

Spojrzał na rozłorzone na pryczy przedmioty. Zapasowe baterie. Racje żywnościowe. Nożyk. Hydroklucz uniwersalny. Granat dymny. Kilka innych mniej istotnych, ale potencjalnie przydatnych rzeczy. Wszystko to spakował, lub poprzypinał do pasa, po czym zamknął drzwi i wyszedł.

Przy klapie czekali już dwaj szturmowcy, oraz droid "protokolarny", będący tak na prawdę droidem szpiegiem. Wszyscy trzej na swoje szczęście zachowywali ciszę.

Rozległo się syczenie, klapa się odchyliła, szturmowcy wyszli, a tuż po nich Saliko. Poprawił ponownie narzutę i rozejrzał się po pustym lądowisku, o ile można plątaninę korzeni, wyrównaną i połączoną durasfaltem nazwać lądowiskiem.

Mgła przesłaniała wszystko znajdujące się dziesięć metrów od Mistrza Renów. Była ciemna noc. Delikatny wietrzyk wprawiał fałdy szaty w ruch.

Była cisza.

- Droid, dokąd iść?
- Zdaje się, że musimy znaleźć informatora. Najlepiej szukać ich w kantynie. A najbliższa kantyna znajduje się pięćdziesiąt metrów nad nami.

Saliko spojrzał na górę. Majaczyły tam wszechobecne gałęzie drzew, jednakże nigdzie nie widział drogi na górę. Czy była gdzieś we mgle?

- Jak się tam dostać? - spytał jak zawsze rzeczowym, szorstkim tonem.
- Tak jak gdziekolwiek indziej na tej planecie. Wspinając się po zmarszczkach kory - odpowiedział droid, podchodząc do najbliższego drzewa. - Tak, tędy dostaniemy się do swego rodzaju karczmy.

Ren podszedł do drzewa i chwycił opancerzoną rękawicą za sporą fałdkę kory i podciągnął się. Nie było rady. Musiał tam pójść. Na szczęście miał Moc.

W chwili, gdy o niej pomyślał, poczuł lekkie zakłócenie. Niczym świetlik we mgle, coś w niej zamajaczyło. Ale tylko na chwilkę. Wiedział już, że musi uważać. Jeśli jest tu uczeń Luke'a Skywalkera, musiał mieć się na baczności.

Wziął głęboki wdech i wspinał się dalej.

Star Wars: Kryształ Równowagi [Zawieszone :(]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz