Potencjał

54 9 4
                                    

Barth wysłał boję w przestrzań kosmiczną. Obserwował jej lot przez makrolornetkę, a gdy wyszła z atmosfery skierował się do statku Rena.

Gdy stanął na lądowisku pożałował, że nie spytał, który statek jest jego. Przyjżał się wszystkim, po czym wszedł do jednego z nich.

Podążył krótkim korytarzem do kabiny pilota, jednak nikogo tam nie było. Na konsoli sterującej leżały kartki flimsiplastu, na której znajdowały się obliczenia. Uznał, że znajduje się w złym statku.

Wyszedł i wszedł do następnego.

- Jest tu ktoś? - krzyknął, ale nikt mu nie odpowiedział. Zajrzał do jednej z kajut.

Łóżko było niepościelone. Kołdra leżała w nieładzie, a poduszka się przekręciła. Na ścianie wisiał portret Dartha Vadera, a właściwiejego hełmu. Pod nim paliły się świece. Mata do medytacji nie została schowana. Do tego na szafce nocnej stał niedopity kaf... Komuś spieszyło się z wyjściem. Na pewno nie był to statek Saliko, raczej tej dziewczyny, która przyleciała. Wychodząc z pokoju, kątem oka dostrzegł pogniecioną kartkę flimsiplastu. Podniósł ją i rozłożył. Na jednej stronie widać było mężczyznę o lśniących czarnych włosach i zniewalającym uśmiechu, trzymającego zmodyfikowany hełm imperialnego szturmowca. Zaś na drugiej stronie był list, tłumaczący, że do siebie nie pasują i że nigdy nie pasowali. Był poniżający. Mężczyzna wyznawał w nim, że była niezłym treningiem przed flirtowaniem z dojrzałymi kobietami, oraz radził, by znalazła sobie jakiegoś "dzieciaka" w jej wieku.

Barth wyszedł ze statku, nie zastanawiając się nad tym co przed chwilą przeczytał.

Wszedł do kolejnego i od razu zatrzymali go szturmowcy.

Nareszcie.

***

Saliko postanowił przerwać niezręczną ciszę.
- Daleko jeszcze?
- Z piętnaście minut. Teren zaraz zacznie się podnosić.
- Skąd tak dobrze znasz okolice?
- Mieszkam tu od dziesięciu lat z przerwami. Chociaż pierwszy kontakt z tą planetą miałem o wieeele wcześniej. Jeszcze za czasów Starej Republiki.
- Jak tu trafiłeś?
- Nie chcę o tym rozmawiać... To była bardzo krwawa wyprawa... Gdybym wiedział wcześniej ile stracę... Dobra zmieńmy temat...
- Mam ich sporo do rozmowy... Opowiedz nam coś o celu, do którego zmierzamy.
- Pustelnia Dartha Nilassa to mroczne, skażone Ciemną Stroną Mocy miejsce. Samozwańczy Lord Sithów, który nie wiedział o istnieniu innego Sitha, używał tego miejsca jako miejsce, do koncentrowania energii Ciemnej Strony. Był idiotą, tyle muszę przyznać. Uznał, że skoro Sithowie nie dawali znaku życia od tysiąca lat, to po prostu ich nie ma. Obwołał się Lordem Sithów, choć nie potrafił nawet wytworzyć błyskawic Mocy...
- Pfff - prychnęła Jalix. - Jako siedmiolatka to umiałam.
- No widzisz, taki był z niego potężny "Lord Sith". Naobiecywał mieszkańcom Moc wie czego w zamian za pomoc w przejęciu władzy nad Republiką. Bardzo oryginalny plan, czyż nie? Zebrał coś co nazwał "armią" i stoczył tu bitwę z Republiką. Jego porażka była tak druzgocąca, że obiecał nie przeciwstawiać się jej więcej... Na szczęście szybko zajął się nim Zakon Równowagi Mocy... Swoją drogą, świątynia tego Zakonu to nasz następny cel... Mieszkańcy go znienawidzili, a gdy nastąpiło Imperium - zniszczyli.
- Nigdy o nim nie słyszałem - przyznał Saliko.
- To raczej nudny zakon... Ale o nim opowiem w drodzie z pustelni. Nilass był okropnie kiepskim Sithem, ale miał bardzo światły umysł. W swojej pustelni ukrył wiele tajemnic i broni. Niewykluczone, że także artefakt, po który przyleciałeś.
- To bezsens. Nikt tego po prostu nie wykradł?
- Jak dobrze wiecie byłem tam osobiście. To miejsce... Aura wokół niego... Sam wygląd tego budynku... To wszystko jest tak odpychająco przesiąknięte złem, desperacją i smutkiem... To serio silne zabezpieczenie.
- Nie wszedłeś do środka z powodu złej aury? - spytała z niedowierzeniem Jalix.
- Oczywiście że wszedłem. Samo uczucie to nic. Imperium zrabowało wszystko co nad ziemią. To co pod nią, zabezpieczone jest czymś... Czymś... Nie wiem nawet jak to nazwać.
Saliko zastanowił się o co może chodzić Slahhowi, jednak przerwał mu niespodziewany rechot. Spojrzał na towarzyszy, jednak żaden z nich się nie śmiał...
Slahh się zatrzymał.
- O nie...
- Co to? - spytała Jalix
- Komplikacje - odpowiedział Slahh, wyjmując maczetę.
- Jak ja nienawidzę komplikacji - rzekł Saliko, włączając miecz świetlny.

Rechot rozległ się ponownie.

Towarzysze oparli się plecami o sobie wypatrując źródła.
- Wyczuwasz coś? - spytał Saliko Jalix.
- Nie.
- To gaghra. - Wyjaśnił Slahh.
- Co to jest?
- Jedno z najstraszliwszych zwierząt jakie tu żyją... Uważajcie na ogon.

Rozległ się drugi rechot, trochę wyższy, z innego miejsca.

- DWÓCH?! Mamy przesrane! - Stwierdził Slabh.

Wszyscy w napięciu obserwowali otoczenie.

W ułamku sekundy z drzewa zeskoczyła około dwumetrowej długości jaszczurka z szeroką szczenką i uniesionymi przednimi łapami. Jalix szybko odskoczyła, jednak Saliko nie zdążył oddalić się dostatecznie daleko i zwierzę przygniotło mu nogę, która cudem się nie złamała. Saliko machnął mieczem, jednak czarnołuskie stworzenie uchyliło się, a następnie wytrąciło mu broń z ręki. Jalix krzyknęła głośno posyłając w kierunku stworzenia pioruny Mocy. Saliko kątem oka dostrzegł, że druga gaghra skoczyła na Jalix i w ostatniej chwili odepchnął ją do tyłu. W tym czasie Slahh szybkim cięciem poprzecznym odciął leżącej na Saliko gaghrze ogon. Zdezorientowana puściła Saliko, a on kopnął ją w szczękę i przyciągnął do siebie miecz świetlny. Jalix "tańczyła" z wrogiem wyprowadzając krótkie zwodzące machnięcia. Czekała, aż Saliko zajdzie istotę od tyłu, jednak to nie było w jego stylu. Preferował walkę fair. Postanowił zabić najpierw jedną, a potem zwrócić uwagę drugiej i skończyć także z nią. Doskoczył do celu, zatoczył młynek i dźgnął mieczem. Stworzenia te nie dość, że nie były wyczuwalne w Mocy, to jeszcze miały bardzo trudne do przebicia łuski. Styl walki Saliko składał się z pojedynczych, silnych cięć, precyzyjnie wymierzonych w przeciwnika. Spokój był jego wizytówką - czasami sięgał po gniew, by się wzmocnić, jednak najczęściej działał spokojnie i przemyślanie. Gdy razem ze Slahhem zabili pierwsze stworzenie, usłyszeli przeraźliwy krzyk Jalix. Spojrzeli w jej stronę.
Z drugiej strony nadchodziła druga gaghra, a pierwsza rozszarpała szponami pelerynę. uczennicy.

Saliko błyskawicznie przywołał Moc i niewyobrażalnie silnie popchnął stworzenia do bagna. Popchnął to w sumie złe określenie: on je zdmuchnął. Jalix wzniosła ręce i posłała w ich stronę błyskawice.
Stworzenia piszczały przeraźliwie.

Saliko wyczuwał ich niewyobrażalne cierpienie i wtedy zrozumiał jak wielki potencjał ma ta dziewczyna.

Po chwili już nikt nie wydawał żadnych dźwięków.

Star Wars: Kryształ Równowagi [Zawieszone :(]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz